Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

piątek, 4 kwietnia 2008

W tej samej godzinie wybrali się i powrócili do Jerozolimy...

Z tych przegranych, przestraszonych, zalęknionych - zmieniają się w pewnych ludzi i z odwagą wracają do Jerozolimy. Aby oznajmić co im się przydarzyło.

Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi... ile razy w moim życiu ma się ku wieczorowi, jak często przychodzą na mnie czarne chmury, nie widzę nawet jakiegoś światła tam, gdzieś w oddali daleko przed sobą. Proszę wtedy najbliższych o pomoc, szukam wsparcia, pomocy. Chcę mieć kogoś blisko siebie, nie chcę zostać samemu.

Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?

Wiemy, że On jest. Wiemy, że jest dla nas. Ale czy ja osobiście to wiem, tzn. nie przeczuwał, ale wiem, że jest obok. Czy wiem o tym szczególnie wtedy, gdy wokoło mnie, czy we mnie robi się coraz ciemniej?

On i dzisiaj chce nam wyjaśniać Pisma. Ciągle chce, abyśmy poznawali i rozumieli Jego słowa. Czyni to w każdej Mszy świętej - On mówi do mnie i do ciebie.
Podając nam swoje słowa, swoją naukę, daje nam także samego siebie.
Możemy być obok, tak jak Kleofas i drugi uczeń, możemy być blisko na wyciągniecie ręki, a może się skończyć tylko pałaniem serca.
Tylko w łamaniu chleba mogę Go poznać, co więcej mogę Go wziąć, bo On tego pragnie i tego ode mnie oczekuje.
Ale muszę patrzeć na dwóch uczniów z Emaus - tej samej godziny, wybrali się i poszli do Jerozolimy! Po co? Aby świadczyć!!

Nie mogę czekać ani minuty. Po spotkaniu z Chrystusem, po łamaniu chleba na ołtarzu, mam iść i mówić o Jezusie. Tego nie da sie rozdzielić. Jeśli mówię, że Go tutaj spotykam i mówię że wierzę w Niego, to nie mogę odkładać świadectwa mego życia na później. Wychodząc z kościoła mam do spełnienia jedną misję - mam świadczyć o tym, który umarł, ale później zmartwychwstał.

Bo jeśli nie świadczę, jeśli moje życie nie jest zgodne z Jego słowem, jeśli moja religijność kończy się gdy wychodzę ze świątyni, to znaczy, że Go nie spotkałem, tylko stałem obok, a jedynie moje serce troszkę we mnie szybciej postukało....

Innej opcji nie ma... albo Go spotykam, albo się z Nim mijam...

I to co powinno nas radować - mimo wieczoru, mimo ciemności na zewnątrz, uczniowie od razu podążają do Jerozolimy...
Czyżby to wszystko przestało być dla nich problemem? Czyżby ciemności zostały rozwiane? Skąd raptem mieli siły i odwagę aby pójść spowrotem do Jerozolimy, miejsca strachu i trwogi?

Brak komentarzy: