Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

wtorek, 22 kwietnia 2008

Nie wiem, jak mam Go kochać?

Te słowa wyśpiewuje Maria Magdalena w głośnym niegdyś "musicalu" gdy wypowiada swe uczucia dla Chrystusa.
Może my dzisiaj ponawiamy to pytanie, czy może mówimy o naszej bezradności: Nie wiem Panie jak mam wyrazić moją miłość ku Tobie?
Ludzie między sobą obdarowują się rzeczą materialną (prezent, upominek), obdarowują się uczuciem, bliskością. A co mam dać Tobie, aby wyrazić moją miłość? Jak mam to zrobić?

Kiedy małe dziecko zdenerwuje mamę i zobaczy łzy na policzku - podbiega i przeprasza. Na drugi raz stara sie, aby być grzecznym, aby tych łez było jak najmniej. Dziecko nie chce zrobić przykrości mamie, nie chce jej urazić, nie chce zniszczyć tej wspaniałej więzi, więzi miłości jaka jest między nimi. Dziecko dobrze wie, że mama troszczy się o nie, że czuwa w nocy. Przytuli gdy jest smutne, ucałuje gdy nabije guza. Syn czy córka, po pewnym czasie czuje lęk, aby nie obrazić mamy, aby nie odrzucić tej wielkiej miłości, jakiej doświadcza każdego dnia.
Miłość do Boga mogę wyrazić w bojaźni Bożej. Bojaźni nie przed karzącym, złym Ojcem. Nie chodzi o to, że mam się bać Pana Boga w sensie zesłania kary za moje złe czyny. Ale mam czuć lęk, by nie odrzucić tego, co On chce mi dać. Nie chcę odrzucić zbawienia wysłużonego dla mnie przez Jezusa. Nie chcę się odwrócić od Boga - nie chcę się pozbawić Jego łask, Jego błogosławieństwa tutaj na ziemi.
W bojaźni synowskiej mam tak przylgnąć do miłości Boga, że sama myśl o jej utracie przez zaciągnięcie winy, napełnia mnie lękiem. Taka bojaźń będzie dla mnie początkiem mądrości, stanie się podstawą do oddawania czci Bogu. Szczęśliwy człowiek, który boi się Pana. Można powiedzieć przekornie - ale prawdziwie - Kto Go się zatem nie boi, nie jest szczęśliwy i szczęścia nie zazna!!!
Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Taka bojaźń jest dla mnie drogą zbawienia przez wiarę.

Czy mam w sobie tę Bożą bojaźń? Czy widzę w Bogu - mojego wyśnionego, wymarzonego, kochającego i troskliwego Ojca? Czy wiem, że moje grzechy powodują smutek na Jego twarzy? Odrzucam Go, odrzucam to wszystko co On mi chce dać! Czy mam w sobie ten święty lęk, bojaźń aby go nie zasmucić?
Czy staram się o dobrą odpowiedź, o należną odpowiedzieć na Boże zbawienia ofiarowane mi przez Jezusa, czy czynię to z bojaźnią i drżeniem?

Brak komentarzy: