Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

sobota, 8 sierpnia 2009

Chleb Życia

Eliasz w środku trudnej podróży; nie tylko fizycznej ale również duchowej. Jest na pustyni, ale jak tam się dostał? Dlaczego modli się o śmierć? Kto modli się o śmierć, z wyjątkiem najbardziej zdesperowanych, kiedy życie nie ma większego sensu atrakcji, nie ma nadziei na przyszłość? Eliasza woła: „Weź swoje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”. Eliasz ucieka po wydarzeniach na górze Karmel. Ucieka przed królową Izebel. Jest na pustyni. On nie widzi nadziei dla siebie i dla swojej prorockiej misji. Miał dość swego wybrania i chce umrzeć!
Historia Eliasza przypomina Izraelitów z niewoli egipskiej. Bóg wziął Izraelitów na pustynię, gdzie przez ich trudy, nauczyli się więcej o Nim samym. Eliasz skarży się do Boga, podobnie jak Izraelici, jest karmiony chlebem na pustyni i musi kontynuować uciążliwą podróż. Zauważ też, że Eliasz wędrował 40 dni i 40 nocy, a Izraelici 40 lat spędzili na pustyni.
Te dwie historie łączy łaskawy Bóg i zaufanie do Niego. Eliasz problemów nie odrzucił, nie odwrócił się, wciąż miał długą drogę do przebycia. Miał tę świadomość, że Bóg będzie z nim, Jego moc będzie mu dana do jego zadań - począwszy od chleba i wody, które miał tuż przed swoimi oczami.
Nawet dzisiaj możemy się identyfikować z Izraelitami i Eliasz na pustyni. W każdym pokoleniu życie ludzi jest trudne i trudno jest przetrwać. Nawet teraz czas kryzysu finansowego, uczucie desperacji, nawet dla tych, którzy wcześniej czuli się bezpiecznie. Podobnie jak w Eliaszu strach, samotność i zniechęcenie.
Anioł dawał bezpośrednio żywność Eliaszowi, widział pokarm, który był tam przed nim. Jaką żywność, co Bóg daje nam na różnych etapach naszych podróży? Jaki dar siła i pożywienia jest tuż obok nas, że czasami trudno nam go rozpoznać? Czy miłości i troska małżonka; wierny przyjaciel; dobry kolega lub opiekun w pracy; nauczyciel, który poświęca dodatkowy czas; troskliwy lekarza lub pielęgniarka; względne ci, którzy nam pomagają, czy to materialnie czy duchowo. Bóg w naszych podróżach karmi nas takimi zwykłymi sposobami; Eliasz był karmiony z „ciasto i dzban wody”. Starajmy się, aby mieć oczy otwarte, dzięki czemu będziemy mogli zobaczyć pożywienie otrzymane od Boga tuż przed naszymi oczami.
Do tej pory przedmiotem fragmentów ewangelii była wiara w Jezusa. Mam stawiać sobie pytanie: Czy mam wiarę w Jezusa? Jeśli nasza odpowiedź brzmi „tak”, to kolejne pytanie brzmi: W jaki sposób nasza wiara wpływa na nasze codzienne życie?
Jezus mówi dzisiaj - chleb życia. Mówi o „życiu” w ogóle - jedzeniu, spaniu, oddychaniu - codzienne istnienie? Nie do końca. Jest chleb, którym Jezus karmi nas w bardzo szczególnym rodzaju „życia” - Jego życia. Jezus prosi nas o śmierć dla naszego sposobu życia i przyjąć jego życie: życie przebaczenia, dobroci, zaufania i usługi. Jezus przypomina nam, że Bóg „wyciągnie” nas do niego z wiarą.
On jest „chlebem” na nowy rodzaj życia. To życie, do którego wzywa Ojciec, rodzica, który zawsze zna głody swych dzieci. Bóg kocha wszystkich ludzi. Zapewnia nam dzisiaj, że nie byliśmy sami, nie jesteśmy sami na pustyni, ale On jest naszym towarzyszem, który odżywia i podtrzymuje nas na każdym kroku.
Wiarę nie otrzymaliśmy tylko dla siebie. Mamy obowiązek żyć i dzielić się nią. Bóg karmił Izraelitów i Eliasza w miejscach pustynnych. Jezus robi to samo dla tłumów. To miejsce gdzie potrzebujemy żywności.
Często myślimy że życie chrześcijańskie jest wymagające od nas. To prawda, ale zanim znowu tak pomyślimy, przypomnijmy sobie, co Bóg powiedział nam mówi. Bóg posłał Słowo, które stało się ciałem - Jezusa. Dla tych, którzy odpowiadają na to wezwanie do wiary w Jezusa, Bóg daje nam żywność na pustyni - „chleb życia”.
Wiara w Jezusa nie rozpoczyna się od zgody, przyjęcia jakiegoś dogmatu lub doktryny. Wiara to nie ćwiczenie intelektualne. To Jezus zaprasza nas, do osobistej więzi z Nim. „Powiadam wam, kto wierzy, ma życie wieczne. Ja jestem chlebem życia”. Nasza wiara w Jezusa to osobiste przekonanie, że w Nim, naszej kochający Bóg, ujawnił ogromną miłość do nas, nie opuści nas i będzie nas karmił kiedy poczujemy głód podczas wędrówki przez nasze pustynie. Wiara w Jezusa, „chleb życia” nie gwarantuje nam łatwej drogi, ale zapewnia życie Boże w nas i daje nam siłę i odwagę, aby czynić to, co mamy czynić jako chrześcijanie.
Bóg wzywa nas także do odpowiedzialności, do współpracy. Chleb ma być łamany, dzielony. Chleb ma być uszkodzony. Rozejrzyj się wokół, poszukaj tych, dla których uciążliwą jest podróż przez pustynię? Jak możemy być braćmi jak nie potrafimy złamać i podzielić się naszym chlebem z nimi? Jakiego konkretnego „chleba” potrzebują? Chleb współczucia, zrozumienia, zachęty itp. Czy oni mają potrzebę fizycznego chleba? Żywność, mieszkanie, pracę, ochronę, itp. W jaki sposób mogę zapewnić, „chleb życia” dla nich?

czwartek, 25 czerwca 2009

Dotknąć się Jezusa...

Nie może być gorszej rzeczy dla kobiety w czasach Jezusa niż krwotok. Marek określa także nieszczęśliwe okoliczności - Trwało to dwanaście lat i że wiele ucierpiała od lekarzy. Jej choroba czyniła ją rytualnie nieczystą, z wyłączeniem jej ze wspólnoty kultu i kontaktów z innymi ludźmi. Ona cierpi fizycznie - ból choroba, finansowo - odwiedzając kolejnych lekarzy i cierpi przez odcięcie od praktyk religijnych i od innych ludzi, od wspólnoty.
Ponadto trzeba zauważyć - w jej stanie, jeśli ktoś jej dotyka, ta osoba staje się także nieczysta. Jest wyrzutkiem religijnym, dotykając Jezusa - spowodowała, że nieczystość przeszła na Niego!
Opowieść o kobiecie wyróżnia się od innych w Ewangelii Marka. Zwykle cud opowieść skupia się bardziej na Jezusie, tu jednak zwraca uwagę na kobietę, Marek opisuje jej stan w niezwykłych szczegółach. Ten opis przypomina inną kobietę w tej Ewangelii, Syrofenicjankę (7, 24-30). Marek opisuje historię tych dwóch kobiet i ich spotkanie z Jezusem. Obie kobiety są w wielkiej potrzebie i trudnej sytuacji.
Biblijny świat był zdominowany przez mężczyzn. Po ślubie kobiety były pod dominacją męża. Mężczyźni mieli absolutną władzę w rodzinie, nad żoną i dziećmi. Mimo to, kobiety są często wymieniane wśród naśladowców Jezusa.
Kobieta z dzisiejszej historia powinna być inspiracją dla współczesnych kobiet. Przejmuje inicjatywę i ryzyka ostracyzmu, dalej ona podejmuje próbę dotarcia do Jezusa, co więcej dotknięcia się go. Jest kobietą w beznadziejnej sytuacji, która jednak ma nadzieję w Jezusie. Ona nie tylko pokonuje fizyczne przeszkody, aby dostać się do niego, ale także zwycięża religijnie, gdyż zostaje uzdrowiona. Ona wierzy, iż Jezus jest dla niej, pomimo tego, co inni, lub co jej wiara może jej powiedzieć.
Po uzdrowieniu - jest przywrócona do rodziny Bożej, do ludzi, nie już wyrzutkiem społecznym albo religijnym. Jezus mówi jej - wiara uratowała cię. Co to oznacza w tym fragmencie? Ona została odrzucona, jako laik, jako nieznająca Boga, ale teraz Bóg znał że trzeba jej pomóc i uzdrowił ją. Jezus przynosi słowo i czyni je w całości, to słowo staje się cudem w życiu tej kobiety. Co my mamy czynić dzisiaj? Czy mamy tutaj szukać dotknięcie do Jezusa? Jeśli tak się stanie, czy zmieni to nasze życie? Czy jesteśmy na to przygotowani?

piątek, 19 czerwca 2009

Burze życia...

Victor Hugo w jednej ze swoich powieści ukazuje niebezpieczny sztorm na pełnym morzu. Gdy żeglarze walczyli ze sztormem, usłyszeli straszny hałas pod pokładem. Od razu rozpoznali, że pochodzi on od armat, części ładunku statku, które miały poluzowane zabezpieczenia. Sztorm rzucał statkiem do przodu i do tyłu, przesuwanie się ładunku miało ogromny wpływ na losy statku. Wiedząc o tym dwóch odważnych żeglarzy zgłosiło się na ochotnika aby zejść pod podkład i spróbować zabezpieczyć armaty. Oni dobrze wiedzieli i znali, że ten ruch armat w środku statku może uczynić większą szkodę niż wściekłość burzy, która była na zewnątrz.

Podobnie jak życie człowieka. Różne burze życia mogą wybuchnąć wokoło nas, ale żadna z tych zewnętrznych burz, nie stanowi najpoważniejszego zagrożenia. To okropne, że uszkodzenie może występować w nas, burza która może nas przerastać. Szalone burze na zewnątrz mogą być przytłaczające, ale to, co się dzieje wewnątrz może stanowić większe zagrożenie dla naszego życia. Nasza jedyna nadzieja leży w tym, że zejdziemy pod podkład i będziemy walczyli z burzą, która jest w nas.

Niestety z tymi wściekłymi sztormami w nas często nie możemy sobie sami poradzić Potrzebna jest moc Boga, objawiona w Jezusie Chrystusie. On jest naszą jedyną nadzieją na przetrwanie burzy, uciszenie jej, która może zaszkodzić naszej duszy i uczynić nas kaleką do końca życia.

To jest to czego nauczyli się uczniowie tego dnia nad Morzem Galilejskim. Myśleli, że niebezpieczeństwo leży poza statkiem. Oni szybko nauczyli się, że realne niebezpieczeństwo jest w łodzi, w ich własnych sercach. Jednym słowem zabrakło wiary. A bez wiary ich życie było zagrożone przez burze, które nieuchronnie nadejdą. I przychodzą one i będą przychodzić.

Burze przychodzą nagle.

Burze mogą przyczynić się do naszej zguby.

Nasze obawy przed burzami mogą nas sparaliżować.

wtorek, 2 czerwca 2009

Uścisk miłości Trójjedynego Boga...

Jaki jest Bóg? Krótkie pytanie, które domaga się krótkiej odpowiedzi. Jest Jeden w trzech osobach. Jest Stwórcą, Zbawcą, Uświęceniem. Jest to tak proste na papierze... W jaki sposób prawda o Bogu Trójjedynym może dotknąć naszego życia? Czytania dają nam niejako błyśnięcie tej tajemnicy. 

W celu ukazania Izraelitom wagę danego im sposobu życia, Mojżesza przypomina im o nadzwyczajnym charakterze Boga. To nie jest bóstwo, które po prostu stara się kontrolować życie, Bóg jest źródłem życia. To Bóg wziął złożył swoje obietnice w stosunkowo nieznacznym ludzie i nadal wykazuje zainteresowanie nimi. Żydowski filozof Martin Buber powiedział: Bóg, który jest nie tylko u nas, ale który jest dla nas! 

 Paweł oświadcza, informuje nas, że otrzymaliśmy Ducha, dzięki któremu możemy mówić: „Abba, Ojcze”. Już nie jesteśmy tylko ludem wybranym, ale „jesteśmy dziećmi Bożymi”. „Ojciec” to źródło życia, miłujący opiekun, uprzejmy przewodnik. Te atrybuty relacyjne są głęboko intymne. Ponadto, jako spadkobiercy Boga jesteśmy „współdziedzicami Chrystusa”. To powinno być na nas radością, zarówno nasz związek z Bogiem jako naszym Ojcem jak i związek z Chrystusem, Jego synem, a naszym Bratem. Te relacje są bardzo bliskie, rodzinne. 

Co wiemy o naturze Boga, wiemy od Jezusa. On jest Tym, który nam wszystko powiedział. To przez Jezusa zostały wprowadzone nasze zażyłości z Bogiem, zostaliśmy włączeni do „rodziny”. Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie krzyczy do nas, w jakim stopniu „Bóg umiłował świat” i każdego z nas osobiście. Możemy dowiadywać się o Bogu przez Jezusa, nasze własne doświadczenie mówi nam, że Bóg jest nie tylko u nas, ale przede wszystkim dla nas. 

Wiemy, że Bóg tworzy, bo jesteśmy jego stworzeniem i możemy podziwiać jego wielki artyzm. Wiemy, że Bóg podtrzymuje, bo jesteśmy pod Jego wszechmocną opieką. My i świat w którym żyjemy. Wiemy, że Bóg zbawia, ponieważ uwalnia nas z niewoli naszych uzależnień, od tyranii naszych demonów. Niezależnie od tego, czy zrozumiemy dogmat w odpowiedzi na pytanie „Kim jest Bóg?”, czytania pokazują nam, że żyjemy w uścisku miłości Trójjedynego Boga.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Jestem z wami....

Tytuł dzisiejszego święta może być mylący zarówno dla wiernych świeckich jak i dla mówiących kazania. Nie jest to dzień świętowania dogmatu Kościoła. Dogmaty są ważne, ale nie czcimy ich, nie dla nich gromadzimy się w celebracjach liturgicznych. Nie jest to lekcja katechizmu, w jaki sposób jeden Bóg może mieć trzy osoby i być określany przez trzy różne nazwy. Nie podejmuje się podjąć pokazać, jak Bóg może być jeden w trzech osobach w tym samym czasie. 

Ktoś powiedział: „Kto mówi o Trójcy, rozmawia o krzyżu Jezusa, a nie spekuluje o niebieskich zagadkach. Chrześcijanie wiedzą o Bogu dzięki doświadczeniu i kluczem do tego doświadczenia jest coś nas łączy - cierpienie i krzyż. Starsza kobieta, która była żywą i kochającą kobietą. Uwielbiana przez rodzinę, dzieci mówiły o niej - „klej, który łączy rodzinę”. Miała ciężkie bóle pleców i badania wykazały zmiany w kręgach. 

Dalsze badania wykazały zmiany rakowe. Nowotwór rozprzestrzenił się już na płuca. Córka, młoda kobieta, płakała i z histerią stawiała pytanie znajomym przez telefon: „Dlaczego Bóg do tego dopuścił, na nią dopuścił...?” To pytanie możemy wszyscy usłyszeć podczas podobnych kryzysów i być może to pytanie zadajemy lub zadawaliśmy w podobnej sytuacji w naszym życiu. Pytanie powstające w bólu, cierpieniu, kiedy życie jest ciężkie, może ono zagrozić naszej wierze.

To jest prawdziwe pytanie o Trójcę. Kto jest naszym Bogiem? Jaki jest ten Bóg? To nie jest pytanie o dogmat lub „niebiańskie zagadki”. Gdy Jezus widział to, co miało Go spotkać po wyjściu z Ogrodu Getsemani czuł, że trudno mu będzie to wszystko znieść, więc poprosił Boga o to, aby to zostało od Niego wzięte. Lecz Bóg chciał aby Jezus był z nami, nie chciał zaciągnąć hamulca i pozwolić mu wysiąść. Bóg pozostał z nami, Chrystus pokazał nam, że w posłuszeństwa niezależnie od tego, ile bólu fizycznego lub emocjonalnego odczuwamy, to Bogu nie jest obcy nasz ból: emocjonalny - Jezus zapłakał; fizyczny - Jezus na krzyżu. 

Bóg posyła nam ból i cierpienie do testowania naszej wiary. Czy dobry rodzic mógłby zrobić coś podobnego dla swego ukochanego dziecka? A my wciąż nie wierzymy że Bóg nas kocha i że jesteśmy jego dziećmi? Paweł przypomina nam w Liście do Rzymian „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi...”

„Bóg nigdy nie daje nam więcej niż możemy znieść.” Kiedy ludzie tak mówią, to ja wyobrażam sobie Boga, który naciska kogoś w celu testowania jego wiary. Jak nędzny i surowy byłby taki Bóg! To nie Bóg, którego wspominamy. „Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie”. Jeśli będziemy mogli pomóc sobie, to po co nam Pan Bóg? Walczący i samotni w bólu, nie chcemy, aby usłyszeć o Bogu, który pomoże nam. Chcemy sobie nawzajem pomagać, bez uciekania się do Boga. 

Nie! Życie ma swoje sposoby testowania nas, czasem dając nam więcej niż możemy znieść. Bóg jest tym, który pomaga nam przeprowadzać swoje życie poprzez te trudności. Nie tylko, abyśmy mogli znosić nasze obciążenia, ale abyśmy mogli rozwijać się i dojrzewać nawet za ich pośrednictwem. Bóg Trójjedyny przez Jezusa wysyła swoich uczniów na świat, aby głosili, nie smutek, nie rozpacz, ale Dobrą Nowinę, o miłującym Bogu.

Gdy Jezus wysyła swoich uczniów aby udzielali chrztu, to w imię Boga poznajemy Jego: „Ojciec, Syn i Duch Święty”. Bóg Stwórca - źródło życia, Stwórca. Bóg Chrystus - Bóg w naszym ciele, który przeszedł przez nasze ludzkie trudności i cierpienia aż do śmierci, aż do zmartwychwstania. Bożego Ducha - w życiu samego Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, oferowanym tu dzisiaj aby nami świętować i modlić się razem. 

Jak zdefiniować Trójcę? Jezus mówi nam - „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata”. Jezus określa dla nas Boga - takiego Boga Ojca chce nam pokazać.. Tak więc, gdy ktoś zwraca się do nas: „Dlaczego Bóg mi to zrobić? Co zrobiłem, aby na to zasłużyć?” Możemy odpowiedzieć: „Nie rozumiem tego wszystkiego. Ale wiem, Bóg jest z nami w tym i Bóg jest z nami gdy płaczemy”. Nie musimy roztrząsać dogmatów, ale ważne abyśmy pamiętali, że Bóg Trójjedyny jest ciągle obok, jest ciągle z nam, aż do skończenia świata. 

sobota, 30 maja 2009

Znalezione...

"Śmiać się często i głośno; 
zdobyć szacunek mądrych ludzi; 
zasłużyć na pochwały uczciwych krytyków 
i przetrwać zdradę fałszywych przyjaciół; 
docenić piękno; 
widzieć w innych to, co najlepsze; 
odejść z tego świata, zostawiając go nieco lepszym, niż był, 
czy to przez zrodzenie i wychowanie dziecka, 
wypielęgnowaną grządkę w ogrodzie, 
czy spłatę długów; 
wiedzieć, że chociaż jednemu człowiekowi żyło się lżej dzięki temu, 
że się istniało na ziemi. 
To się nazywa odnieść sukces..."

czwartek, 28 maja 2009

Panie, chroń mnie...


Wszystko w porządku? Może przepuściłem mały kawałek...

środa, 27 maja 2009

Czas rodziny...

Jednym z najbardziej zagrożonych rzeczy dzisiaj na świecie jest „czas rodziny” Istnieje wiele dzieci, które nigdy nie doznają co to znaczy „czas rodziny”. 
 Podróż samochodem. Kto z nam pamięta jakieś gry, które można przeprowadzać między siedzeniami pierwszymi-rodzicami, a drugimi-dziećmi. Czy ktoś teraz śpiewa wspólnie z dziećmi ich piosenki, lub zabawa, w piosenki o wodzie, o miłości? Był czas walkmanów. Potem przyszedł czas na wbudowane odtwarzacze DVD. 
 Teraz na długich podróżach samochodem dzieci mogą być cicho jak nigdy dotąd. Jedno dziecko jest podłączone do IPOD’a, w słuchawkach na uszach, bądź w uszach. Inny pasażer odtwarza grę video - oczy i uszy koncentruje na scenariuszu, i nie ma nic wspólnego z tym, co jest wokół niego. Pisanie smsów, inny podłączony do odtwarzacza MP3. Oczy, uszy i duch podłączony do przyjaciół, którzy są daleko, a z rodziną która jedzie tym samym samochodem nie ma kontaktu.
Samochód może być pulsującym od muzyki, gier wideo, telefonów komórkowych rozmów i filmów. Ale samochód z ludźmi to tylko cisza. 
Istnieją dwa sposoby aby się przekonać, czy sprawy idą dobrze w twoim świecie - to rodziny, domu, biura, twój Kościół, twoja społeczność. 
Jeśli sprawy idą dobrze jest dużo ciszy i spokoju. 
Jeśli sprawy idą dobrze jest dużo hałasu i zamieszanie. 
W ramach tych obu: hałasu i ciszy istnieje uspokajający dźwięk wspólnoty i połączenia. 
W życiu wiary istnieją zarówno dni ciszy i dni, które są głośne. W życiu wiary Bóg może się nam wydawać jako potężny wiatr, gwałtowny a przy tym wciąż cichy, spokojny.. W głosie i w milczeniu, w prywatnych medytacjach i modlitwach w miejscach publicznych - można usłyszeć głos Boga. 
Bóg, który prowadził Izraelitów, chronił jako słup ognia w nocy, a chmura dymu w dzień, ukrył w głosie, kiedy mówił do modlących się proroków. Jezus mówił do tłumów, głosił do tysięcy. Ale również był na pustyni, wspiął się wzgórza, płynął w łódce po burzliwym morzu, by uciec od hałasu i potrzeb tłumy, naciskających na Niego. Podobnie jak Jezus, my wszyscy potrzebujemy, aby ...
...właśnie czego potrzebuję - ciszy czy hałasu, refleksji czy działania?

wtorek, 26 maja 2009

Czy jesteś Zielonoświątkowy?

Kaznodzieja Fred Craddock opowiedział kiedyś historię: Kilka lat temu, kiedy byłem na pewnym wykładzie, jeden z uczniów stanął i powiedział: „Zanim zaczniesz mówić, muszę wiedzieć, czy Zielonoświątkowy”. Nastała cisza. Craddock powiedział, że spojrzał wokoło, a uczeń kontynuował quiz na oczach wszystkich. Craddock zaskoczony tak rzekł: „Czy to oznacza, czy ja należę do Kościoła Zielonoświątkowego?” On powiedział: „Nie, mam na myśli czy jesteś Zielonoświątkowy?” Craddock powiedział: „Czy to znaczy - czy mam charyzmaty?” Craddock powiedział: „Czy chcesz wiedzieć, czy mówię językami?” On powiedział: „ Nie! Chcę wiedzieć, czy jesteś Zielonoświątkowy”. Craddock powiedział: „Nie rozumiem co to za pytanie”. Uczeń powiedział: „Oczywiście, nie jest Zielonoświątkowy” i wyszedł nie chcąc słuchać. 

Czy Kościół powinien używać słowa Pięćdziesiątnica - Zielone Święta tylko jako rzeczownika lub może być wykorzystywane jako przymiotnik? Zielonoświątkowy? 
Rzeczownik stanowi datę, miejsce, wydarzenie w historii kościoła, po prostu odnawia się coś w pamięci, element, coś tam, gdzieś, kiedyś. 
Jak zachować żywotność słowa, życie w nim. Jak zachować te języki ognia, jak zachować szum z nieba? Co musi istnieć w nas, wokół nas i poprzez nas, jeśli mamy być Zielonoświątkowi? 
Może te trzy rzeczy: 
Mamy współbrzmieć  
Mamy być stale w modlitwie  
Mamy żałować za zło. 

sobota, 23 maja 2009

Nie patrzeć w niebo, ale wokoło siebie...

Ten, który odszedł powróci, w mocy i chwale, aby rozliczyć ludzi ze wszystkiego, co się wydarzyło na ziemi.

Bóg wcale nie zbiegł, lecz ukrył się w zupełnie niespodziewanym miejscu. Za kryjówkę służy Mu przychodzień, ubogi, głodny, więzień, chory i obdarty. Wszystko co uczyniliście jednemu  z tych braci  moich najmniejszych, Mnieście uczynili. Jeżeli nie otrafimy wytropić obecności Boga na świecie, to niewykluczone, że prowadziliśmy poszukiwania w niewłaściwych miejscach. Bóg wyznaczył potrzebujących na swoich odbiorców. Nie możemy wyrazić naszej miłości do Boga, robiąc coś, co przyniosłoby Mu bezpośrednią korzyść. Dlatego też pragnie On, byśmy uczynili coś pożytecznego dla biednych, którym zlecono zadanie przyjmowania miłości chrześcijańskiej.

Podczas zabawy w stodole dzieci spotykają włóczęgę, który śpi na słomie. Stanowczo pytają: Kim pan jest? Ten wyrwany ze snu, zobaczywszy dzieci odpowiada: "Jezusem Chrystusem". Dzieci uznały to za prawdę, patrzyły na niego z podziwem i darzyły szacunkiem i miłością. Przynosiły mu jedzenie i koce, siadały obok niego, żeby porozmawiać, opowiadały mu o sobie. Z upływem czasu ich troskliwość zmieniła włóczęgę.

Co mogloby się wydarzyć, gdybyśmy dosłownie potraktowali słowa Jezusa na temat ubogich i potrzbujących. Służąc im, służymy Jezusowi.

Jesteśmy zakonem kontemplacyjnym - powiedziała Matka Teresa - Najpierw rozmyślamy o Jezusie, a potem wychodzimy na ulice i szukamy Go ukrywającego się w przebraniu.

Jezus wiedział, że po Jego odejściu będą na świecie biedni, głodni, uwięzieni, chorzy. Dlatego podał plan - Jego powrót w mocy i wielkiej chwale - wtedy uporządkuje wszystko. Ale też Jego plan to przekazanie obowiązkom tym, ktorzy mają zapoczątkować tą poprawę. Wstąpił na niebiosa, abyśmy mogli zająć Jego miejsce.

"Gdzie jest Bóg, kiedy cierpimy?" - to pytanie często nam się nasuwa. W odpowiedzi pojawia się jednak inne pytanie: "Gdzie jest Kościół, kiedy cierpimy?" Gdzie jestem, gdy cierpi mój brat, moja siostra? Gdzie jest moja siostra i mój brat, kiedy ja cierpię?

Na podstawie: Philip Yancey, Jezus jakiego nie znałem.

środa, 20 maja 2009

"Trzymać nasze konie..."

Dzieje Apostolskie rozpoczynają się od nakazu Chrystusa zmartwychwstałego, aby czekać. Czy działacze w tej pierwszej wspólnocie nie zostali unieruchomieni przez Jego dyrektywę. Pytanie, które ujawnia ich niewłaściwy kierunek: „Pan czy w tym czasie przywrócisz królestwo Izraela?” Czysto zewnętrzne, politycznie i militarnie dominujące królestwo Izraela. Nie dowiedzieli się tego, będą musieli czekać na chrzest w Duchu Świętym, wówczas oni będą wiedzieli jak i gdzie mają być świadkami Jezusa.
On chce aby byli świadkami daleko poza granice Izraela. Do tego wszystkiego będą potrzebować pomocy, więc muszą potwierdzić swoją zależność od Boga i czekać na Bożą pomoc. 
Nie jesteśmy dobrzy w oczekiwaniu. Męczymy się jeśli mamy czekać na jakieś wyniki. Oczekiwanie w korkach, na światłach, oczekiwanie na dzieci wracające do domu, za naszymi rodzicami, oczekiwanie na lekarza, oczekiwanie w urzędzie, itd. Jesteśmy sfrustrowani i zmęczeni oczekiwaniem na pokój w Iraku, Afganistanie, na Bliskim Wschód i niezliczonych miejscach konfliktów w świecie. Czekanie nie jest tym, co robimy dobrze. Dlaczego oczekiwanie jest tak trudne, denerwujące? Ponieważ oznacza to ktoś inny lub inne siły o czymś decydują, że coś jest zależne od kogoś innego, a nie od nas. I jest obecnie przedmiotem kontroli innych sił, przypomina nam o naszej ograniczoności i bezbronności.
Jezus mówi do uczniów: „oczekiwać obietnicy Ojca”. Nie można Go wyłączyć i samemu rozpowszechniać radosną nowinę o Jego zmartwychwstaniu. 
Tak więc uczniowie i my musimy „trzymać nasze konie”, przytrzymując siebie i czekać na obietnicę Bożą, która musi być spełniona. Co więcej, spełnienie będzie w określonym przez Boga czasie, a nie w naszym. Mamy projekty i plany, chcemy aby się spełniły. Nawet wtedy, gdy nasze plany i intencje są szlachetne i mają służyć dobrym celom, jaki jest w nich udział Boga? Czy wiemy? Czy zapytaliśmy? Czy czekaliśmy na odpowiedź, na wskazanie kierunku? Oczekiwanie na Ducha jest odwrócenie naszej zwykłej działalności. 
Nawet jak Chrystus mówi do uczniów o ich misji na „krańce ziemi” nie zapomina, co stało się w Jerozolimie. Mamy przypominać sobie historię Emaus, zniechęcenie i umarłe nadzieje uczniów będących w drodze. „Mieliśmy nadzieję” Mieli nadzieję - w ich wersji był triumf i sukces Jezusa i także ich. Lecz Jezus musiał przypomnieć im o interpretacji Pisma „zaczynając od Mojżesza poprzez wszystkich proroków”, że cierpienie było częścią jego życia i misji. 
Jezusa, a obecnie uczniowie, nie mogą uniknąć cierpienia, które przychodzi z wierności do Dobrej Nowiny. Nawet obecność zmartwychwstałego Pana, nie zwalnia od rzeczywistości cierpienia. Zatem dla uczniów, którzy będą musieli żyć i głosić Dobrą Nowinę, cierpienia będą ceną za naszą wiarę i ceną ich misji. 
Musimy czekać na dar Ducha Świętego, który podtrzymuje nas, gdy wyznawanie wiary jest trudne, gdy inni potrzebują naszego świadectwa. Możemy być świadkami Jezusa w całym naszym życiu. Jeśli jesteśmy wierni Duchowi Świętemu, będziemy świadkami w pracy, a także w naszych rodzinach, w szkole i na arenie politycznej, itp. Może będziemy ignorowani przez innych jako nierealistyczni i głoszący niemożliwe ideały. Mamy czekać na pomoc od Boga, abyśmy umocnieni Jego Darem potrafili z odwagą, mocą i siłą świadczyć o naszej przynależności do Boga. 

Co po Wniebowstąpieniu?

Musimy pamiętać że czas do powrotu Jezusa ma być czasem aktywnym, nie biernym. Czas w którym mam czynić to, co jest moim obowiązkiem, a nie patrzeć na to, co ma przyjść. Gdy Jezus wstąpił do nieba na oczach swoich uczniów, przybyli aniołowie i zapytali: „Mężowie izraelscy - dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo? Ten Jezus, który został wzięty od was do nieba, przybędzie tak jak teraz wstąpił do nieba.”
Nasza uwaga nie powinna być skierowana na powrocie Chrystusa, że zapominamy o tym co się dzieje tu i teraz, a patrzymy na kolejne wydarzenia, sprawy, które na nas czekają. 
Nasze oczy, nasze działanie ma być ustalane na chwilę obecną, którą Bóg dał nam. Jesteśmy wezwani, by żyć teraz w sposób jaki Bóg nam przeznaczył, żyć tutaj, ale z ukierunkowaniem na przyszłość. Uczniowie wrócili do Jerozolimie, gdyż takie otrzymali polecenie i tam czekali na wypełnienie obietnicy. Ten czas wypełnili modlitwą. 
Co prowadzi nas do drugiej ważnej nauki - jak żyć w okresie pomiędzy odejściem Jezusa do Ojca a Jego powrotem. W tym czasie jesteśmy wezwani do życia w posłuszeństwie i związku z Nim i Ojcem. 
Gdy uczniowie wrócili do Jerozolimy, przebywali razem z tymi, którzy uwierzyli w Jezusa, z Maryją. Przebywali razem i modlili się razem i w ten sposób przygotowali się do pracy. Jezus obiecał im, że Duch Święty przyjdzie na nich. W okresie między jakimiś wydarzenia często nie skorzystamy z okazji, aby przygotować się do tego, co ma się wydarzyć. 
Istnieje wiele sposobów na przygotowanie się do tego, co jak wierzymy nadchodzi. Dla tych, którzy dążą do wypełniania woli Bożej chcą widzieć spełnienie Bożych obietnic, modlitwa ma centralne znaczenie. 
Jak Jezus powiedział do uczniów: „Otrzymacie moc Ducha Świętego, gdy przyjdzie na was i będziecie moimi świadkami w Jerozolimie, we wszystkich Judei i Samarii - i aż po krańce świata”
Modlitwy i nabożeństwa, trwanie przed Bogiem ma duże znaczenie, przygotowuje nas na dary Ducha Świętego, pozwala nam być otwartymi na potęgę i działanie Ducha Świętego. 
Chcielibyśmy znać szybkie sposoby poprawy naszego ciała lub umysłu - 99 praktycznych rozwiązań mających na celu poprawić naszą modlitwę, skoncentrować się podczas Mszy Świętej, zbudować większy, gorliwszy, bardziej zaangażowany Kościół - ale jedno i prawdziwe rozwiązanie leży nie w tego rodzaju sztuczkach, ile w posiadaniu Bożego Ducha Świętego, działające poprzez nas.
Naszym zadaniem jest być gotowym na tchnienia Ducha; Ten, który może przyjść, i czyni to często - częściej niż myślimy. 
Po pierwsze - musimy pamiętać aby skupić się na tym co się dzieje tu i teraz, a nie na tym co ma się wydarzyć później. 
Po drugie - musimy zachowywać polecenia Boże i być w związku z Nim poprzez modlitwę, abyśmy byli wzmocnieni i przygotowani.
I trzeci - musimy mieć ufność i pewność, że to, co zostało obiecane nam przez Boga nadeszło lub nadejdzie. 
- Obietnica Jego duchowego daru.
- Lub obietnica komfortowego i nowego życia.
- Lub obietnica pobłogosławienia nam i wykorzystanie nas w szczególny sposób w pracy dla Kościoła.

sobota, 16 maja 2009

Wytrwajcie w miłości mojej...

Wytrwajcie..., Wy trwajcie!!

W czym mamy trwać, w czym mamy wytrwać?

Jezus mówi, że uczynił nas przyjaciółmi moimi, że jesteśmy dla Niego bliskimi.

Mamy trwać w przyjaźni z Nim. Mamy trwać w miłości ku Niemu. ...albowiem miłość względem Boga polega na spełnianiu Jego przykazań... , w spełnianiu Jego przykazań.
Możemy się cieszyć i radować, że Jezus chce nas mieć przyjaciółmi, wielki to zaszczyt, ale też wielka odpowiedzialność. Z każdym darem, wiąże się odpowiedzialność. Jeśli naprawdę chcemy być przyjaciółmi Jezusa, musimy wziąć odpowiedzialność, musimy na miłość na przyjaźń Boga względem nas, odpowiedzieć naszą miłością, naszą przyjaźnią.

Miesiąc czasu od Wielkanocy, czy jest jeszcze we mnie radość paschalna, czy jest we mnie jeszcze łaska uświęcająca? Czy staram się trwać przy Jezusie w Komunii św., jeśli upadłem, czy mam chęć być przy Jezusa - wytrwać w Jego nauce?

W wielu parafiach skończyło się przygotowanie do bierzmowania przyjęciem tego sakramentu. Często zdarza się, że napełnieniu Duchem Świętym czują się zwolnieni z obowiązku Mszy św., nabożeństw (majowych, czerwcowych). Dzieci po białym tygodniu "omijają" Msze, nabożeństwa.
Aby nie było, że w rok po komunii dziecko mówi: Jestem u spowiedzi po raz drugi....

Wytrwajcie!! Wy trwajcie!! My wszyscy mamy odpowiadać naszą przyjaźnią na przyjaźń, miłość jaką nas obdarzył Jezus. Mamy także się starać, pomagać innym, pokazać, że można, że jest to możliwe!!

środa, 13 maja 2009

Jezu, co mogę zrobić, aby pokazać moją miłość do Ciebie?

Świat żyje zagrożeniem świńską grypą. Czynione są wysiłki w celu ochrony mieszkańców danych krajów. Czasami można usłyszeć - jak to wpłynie na Bożą reputację. Podobnie jak w przypadku innych dużych zjawisk w przyrodzie, trzęsienia ziemi, tsunami, susze, huragany, itp. Niektórzy mówią - to są "akty Boga". Bóg jest obwiniany za wiele złych rzeczy, które dzieją się na świecie. (Hm, Bóg wziął wirusa i dmuchnął na ludzi i pewnie siedzi zaciera ręce na chmurce, aby ludzie się pomartwili... albo zrobił to w bardziej wymyślny sposób) Zniszczy pare miast i pozabija ludzi? 

Potężnym aktem - Bóg wpisał się w nasz świat, dołączył do nas na naszej ludzkiej podróży, nie uniknął naszego bólu i śmierci, powstał i dał nam nowe życie. "Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie oddaje dla swoich przyjaciół." Jezus uczynił to dla nas.

Nie muszę "zarobiać", żebrać o Bożą miłość, ściągać Boga w dół, tak aby zdobyć Jego łaskę. Życie Jezusa, śmierć i zmartwychwstanie jest wyraźną wiadomością do nas, jedną jaką chętnie słuchamy: Bóg nas kocha. Bóg pierwszy nas umiłował.

Jeśli mamy jakiekolwiek wątpliwości, spójrz na Jezusa. Prawdziwy problem: ponieważ Bóg nas kocha i już dał taki mocny dowód, że miłuje, co powinniśmy zrobić, aby pokazać, że usłyszeliśmy tę wiadomość, aby pokazać, że nasze życie, jest czy zostało już przekształcane przez dar miłości? 

Dzisiaj, powinniśmy pytać: "Jezu, co mogę zrobić, aby pokazać moją miłość do Ciebie?". On odpowiada, "zachowaj moje przykazania". Mamy tendencję do takiego skrótu - Dziesięć Przykazań i pytanie - czy przekroczyłem któreś z nich. Czy zrobiłem coś złego? Ale Dziesięć Przykazań było przed Dobrą Nowiną głoszoną przez Jezusa. Trzeba się zastanowić, może On nie mówi o Przykazaniach z Góry Synaj, o nie robieniu czegoś negatywnego. Zamiast tego, mówi nam o czymś pozytywnym: "Miłość do siebie nawzajem." To jedna z wielu twarzy przykazań; wiele możliwości do zastosowania w praktyce to, czego doświadczyli od Boga w Jezusie, bezwarunkowej miłości. 

Jeśli nie ma większej miłości niż oddanie swego życia za przyjaciela, to muszę sobie odpowiedzieć - jaka część mojego życia ma umrzeć ze względu na innych? Moja niechęć do pomocy, negatywne uczucia do najbliższych, zazdrość, może krzywdy przeciwko najbliższym, moje dobra materialne, itp? Jezus nie wyliczył, nie podał nowych przykazań, ale wszystkie zebrał w jednym mam miłować jak przyjaciół, mam oddać siebie innym - muszę coś zmienić, coś poprawić, aby moja miłość była wyrazista, dostrzegalna, nie rozmyta.  

Miłość jest ogień pochłania wszystko, miłość jak wezbrana woda, nie sposób jej zatrzymać, nikt nie może określić zasad i regulacji zachowania miłości w nas i wokół nas. Patrząc na przykład Jezusa, przeżywając doświadczenie Bożej miłości, musimy następnie znaleźć sposób jak najlepiej wyrazić ją do innych. 

Jezus nie chce nas jako niewolników, który stara się wykonać wszystko, obawiając się kary. On nazwał nas "przyjaciółmi." Przyjaźń nie jest dla niego czymś sentymentalnym. Niektóre przyjaźnie mogą nas zamknąć, czyni nas negatywnymi, karmić nasze neurotyczne zachowania. Przyjaźń Jezusa jest pełna miłości i szacunku. Pomoże rozwinąć nasz świat, ukazuje nam nowe możliwości i czyni nas kreatywnymi, utrzymuje nas kiedy jesteśmy w potrzebie.

"Jezu, naucz nas kochać siebie nawzajem i pomagaj nam żyć, żeby ludzie widzieli naszą miłość, aby widzieli, że jesteśmy z Tobą przyjaciółmi."

Może nam się podobać, że Jezus dzisiaj nazywa nas przyjaciółmi - wydaje się nam to takie miłe, czujemy się komfortowo, wygodnie, tak jakbyśmy nic nie musieli już robić...

Co trzeba zmienić w moim życiu, aby odzwierciedlało ono prawdę, że tak jak Jezus jest dla mnie przyjacielem, tak samo ja nim jestem dla Niego! 

wtorek, 12 maja 2009

Nie ma większej miłości...

Co Chrystus mógł uczynić większego dla nas? Dam nam zbawienie, tam na krzyżu, 2000 lat temu. Nie ma większej miłości ponad tą, gdy ktoś oddaje życie za przyjaciół swoich - już nie jesteśmy niewolnikami, ale przyjaciółmi.

Ja, ty, on, my wszyscy jesteśmy ważni dla Jezusa, mówi wyraźnie, jesteśmy dla Niego przyjaciółmi. 

Masz Przyjaciela? Takiego prawdziwego, takiego o którym Biblia mówi - kto znalazł Przyjaciela skarb znalazł. Przyjaciela na dobre i złe, Przyjaciela, który jest obok ciebie, mimo tego, że mieszka 2000 km od ciebie. Masz kogoś takiego, kto dostrzeże każdą łzę na twoim policzku. Który sprawi, że nawet poprzez chmury zaświeci słońce. A może juz tyle razy zawiedli cię "przyjaciele", że już zwątpiłeś.

Przyjaciel, przyjaźń - jaźń przy jaźni - "Przyjaciel - jedna dusza w dwóch ciałach" Arystoteles.

Przyjaciel to ktoś bliski, kto wysłucha, zrozumie, doradzi, pomoże. Ale przyjacielowi zależy na naszej przyszłości. I dlatego prawdziwy przyjaciel powinien powiedzieć: STOP, tego nie możesz, tak nie wolno - bo zrobisz sobie krzywdę, bo nabijesz sobie guza!! 

Już was nie nazywam sługami, jesteście dla mnie przyjaciółmi! 

Jezus przyjacielem? Wysłucha, jest zawsze na wyciągniecie dłoni, jest bezinteresowny, oczekuje w zamian naszej miłości, naszej przyjaźni. Jest dobrym przyjacielem, wskazuje nam drogę życia, postępowania, drogę do Siebie. Nie odwraca się od nas, gdy zbaczamy z drogi, ale rusza za nami i szuka nas na naszych własnych drogach życia...

"Przyjaciel pokaze Ci, czym jest Miłość i Przyjaźń, Dobro i Piękno, Szczęście i Sens Życia. Przyjaciel powie Ci, jak nie zmarnować życia!"

"EGZAMIN

Co wniosę w Twoje życie,
a Ty w moje?

Może przemkniemy obok siebie,
w pośpiechu goniąc uciekający czas...

Albo zatrzymamy się na chwilę,
by wzajemnie uczyć się od siebie.

Bo tylko w tym, co potrafimy sobie dać,
możemy zdać ten Egzamin,
którym jest całe życie,
a jego wynikiem - wieczność..."

Jacek Ryng

wtorek, 3 marca 2009

Ofiara Abrahama

Istnieją zapewne w naszym życiu, takie góry, doświadczenia, które łatwo możemy opisać cytując słowa św. Piotra: Panie to dobrze, że tu jesteśmy. Te momenty są bardzo ważne dla nas: własny ślub, wesele lub gdy kogoś kochamy, kiedy spełniają się nasze marzenia, kiedy ktoś idzie na emeryturę po wielu latach ciężkiej pracy i oszczędzania.
Czasami i codzienne doświadczenia powodują, że możemy powiedzieć za św. Piotrem: Pan jest dobry, że jesteśmy tutaj: oglądania dziecka, które stawia swoje pierwsze kroczki; wakacje z całą rodziną, czy wspólny obiad rodzinny; wypicie kawy z naszym najlepszym przyjacielem; dobre miejsce na najważniejszym meczu w sezonie; doczekać i cieszyć się wnukami. Są to momenty, kiedy czujemy, że jesteśmy na górze góry i wtedy mówimy: To dobrze, że tu jesteśmy i dziękujemy Bogu za takie chwile. 
Ale nasze życie nie składa się tylko z takim wspaniałych wydarzeń, chwil. Mamy doświadczenia, gdy nie możemy powiedzieć: „To dobrze, że tu jesteśmy”. W rzeczywistości są jednak chwile, dni kiedy nie chcemy być tutaj - a raczej chcielibyśmy być gdziekolwiek indziej: nie chorować, mieć pracę, nie borykają się z trudnymi relacji w najbliższej rodzinie, nie mieć kłopotów w szkole, nie rozwodzić się; nie poddawać się chemioterapii. 
Pewna kobieta poprosiła kapłana o modlitwę w intencji jej siostry, u której wykryto raka mózgu. Ona powiedziała: „To koszmar!” Sama powiedziała, że nie jest w stanie się modlić. To też są górskie szczyty, na które musimy wstępować, ale jakże nam trudno wtedy powiedzieć: To dobrze, że tu jesteśmy. Prędzej byśmy powiedzieli: Chcę stąd zejść jak najprędzej!
Dla starożytnych ludów, a nawet w niektórych dzisiaj, góry to miejsca spotkania człowieka z Bogiem. Czasami wejście na górę to symbol poszukiwania Boga przez człowieka. Piotr, Jakub i Jan gdy weszli na górę zobaczyli Boskie oblicze Jezusa i usłyszeli głos, który kierował ich do słuchania Jezusa - aby słuchać Go, gdy będzie mówił o miłości Boga do nas, słuchać Go, gdy będzie odpuszczał, słuchać Go w sposobie traktowania innych, nawet wrogów, słuchać Go gdy troszczy się o ubogich. 
Co oznacza słuchanie Jezusa dzisiaj, tutaj i teraz w naszym życiu? Jest Wielki Post - i wielu z nas postanowiły zrezygnować z niektórych ulubione rzeczy - słodyczy, alkoholu, filmów, telewizji, komputera, internetu. Dobre są nasze postanowienia. Winny zwrócić naszą uwagę na Boga i mają pomóc nam utrzymać nasze priorytety. Głos na górze powiedział: Jego słuchajcie. Słuchanie Jezusa to nie tylko rezygnacja z czegoś, ale także czynienie dobra, poprzez własne uczynki, poprzez dzieła jałmużny, pomoc biednemu, bezdomnemu, to może zaangażowanie się w jakąś wspólnotę parafialną, która jest po to by pomagać innym. To także jest sposób słuchania głosu Boga. 
Ludzie mówią, że czas to pieniądz - więc może ten nasz cenny czas warto dobrze wykorzystać i odwiedzić kogoś, kto jest schorowany, sam, lub przygnieciony trudem. Ale musimy pamiętać, że mamy słuchać Jezusa bez względu na okresy liturgiczne w kościele czy pory roku. Ale w tych naszych gorączkowych harmonogramach jest wiele konkurencyjnych i rozpraszających nas głosów. Świat naszą uwagę skupia gdzie indziej, i czasem trudno usłyszeć głos z nieba - słuchajcie Jezusa. Czasem trudno pamiętać, że jest z nami i wiedzieć, co mamy robić. 
My, jak uczniowie, powinniśmy pójść na miejsce odludne, na naszą własną górę, aby słuchać Jezusa. Aby znaleźć spokojny czas, aby słuchać Jezusa, poprzez swoje Słowo. Możemy robić to sami, poprzez poświęcenie kilka minut każdego dnia, aby czytać i medytować Pismo Święte. 
Nie trzeba podróżować daleko, aby znaleźć górę, aby słuchać Jezusa. Bóg wystawił Abrahama na próbę. Bóg chce jedynego syna Abrahama - Izaaka jako ofiarę, ofiarę dla siebie. Bóg powołuje Abrahama. On odpowiada: Oto jestem. To powtarzające się zdanie całej Biblii: Bóg powołuje osobę imiennie dla konkretnego zadania, a oni odpowiadają - Oto jestem - i wtedy czekają na słowo Boga. Odpowiedź sugeruje gotowość, wrażliwość i gotowość do instrukcji. 
Co gorsza - jakby dla podkreślenia wielkości ofiary, Bóg każe ofiarować Abrahamowi swego syna - Weź twego syna jedynego, którego miłujesz... Jedyny syn, urodzony po wiele latach pożycia z Sarą, nie ma szans i nadziei na kolejne potomstwo. 
Lokalizacja ofiary - wysokość - góra Moria. Historia zaprowadzi później Jezusa do Jerozolimy. Wzgórze świątyni jest nazywane Moria. 
Abraham i Sara są tracą nadzieje na dziecko, które miało być znakiem Bożej obietnicy, że będą mieć potomstwo tak liczne jak gwiazdy na niebie i ziaren piasku na plaży. 
 Nie jest to bardzo wygodne i trudny jest Bóg Abrahama, bo żąda wielkiej ofiary, wielkiej ofiary. To Bóg, który zaprasza nas do dialogu i umacnia naszą odpowiedź wiary i zaufania względem tego, czego od nas wymaga. Abraham jest niezachwiany i bezwzględny, który spełnia to, czego żąda od niego Bóg. Nie pyta, jak Bóg spełni obietnicę zabierając jedynego syna, które było znakiem i przyszłych realizacji przymierza. 
 Od stworzenia ludzie odchodzili dalej i dalej od Boga. W Abrahamie widzimy, że Bóg tworzy nowy związek. Przymierze z Abrahamem jest wzorem dla nas wszystkich. Mamy odkryć w tej biblijnej opowieści Boga, który z pasją wielkiej miłości nie opuszcza nas, niezależnie od tego, ile razy my go opuszczamy, ale też gdy coś trudnego, niemożliwego pojawia się przed nami. 
Bóg Izraelitów nie wymaga takich aktów kultu lub dowodów poświęcenia. W ostatnim momencie ukazuje baranka w zaroślach, którego ma złożyć Abraham na ofiarę.

Uczeń Chrystusa "instant"!

Niektórzy od razu chcą osiągnąć zbawienie. 
Ale to jest proces. Niektórzy nazywają go pokutą i odnową. Niektórzy nazywają - uświęceniem wierzącego. Jakkolwiek go nie nazywać spodziewamy się szybkiej naprawy grzechu. Według tego przekonania, gdy ktoś daje swoje życie Chrystusowi, nie ma bezpośredniej, cudownej zmiany przyzwyczajeń, postaw i charakteru. Często niektórzy idą do kościoła, tak jak do sklepu spożywczego i szukają wśród mleka w proszku - chrześcijanina instant. Wystarczy dodać wody i stanę się uczniem Chrystusa.
Niestety, nie ma takiego proszku i uczniami Jezusa Chrystusa, nie stajemy się w jeden dzień - błyskawicznie. Stajemy się przez liczne próby, cierpienia, i pokusy. W badaniu wykazano, że tylko 11 procent nastolatków chodzących do kościoła jest zaawansowanych w wierze, wzrastając do jedynie 32 procent dorosłych, którzy uczęszczają do kościoła. Dlaczego? Bo prawdziwe życie zaczyna zmieniać podejście do wiary, do zbawienia, ludzie starsi szukają czegoś więcej aby zrozumieć czas, próby, cierpienie czy śmierć. 
Piotr wziął Jezusa na bok i skarcił go. Dlaczego? Piotr uważa, że Królestwo Boże można uzyskać natychmiast w tym życiu. Peter ma ziemskie pojęcie Królestwa a Jezus mówi o Królestwie Niebieskim. 
Na chwilę chciałbym abyś posłuchał tej historii niejako nowymi uszami i zobaczył Jezusa oczami Piotra i reszta uczniów. Pozbądź się wszystkich swoich wiadomości o Jezusie. Wykasuj z pamięci, że umarł na krzyżu, i że to zrobił za twoje grzechy. Zapomnij, że Jezus kiedykolwiek powiedział, miłujcie waszych nieprzyjaciół i miłości bliźniego.
Wyobraź sobie Jezusa jako wojskowego. Wyobraź sobie, że twój kraj został najechany i jest okupowany przez jakiś bezbożnych ludzi. Atmosfera jest nie do zniesienia, strasznie napięta, chcesz iść na wojnę. Jesteś za przeprowadzenie zamachu stanu. Wybuchają kolejne próby obalenia narzuconego rządu przez nagłe gwałtowne strajku. Wszystko układa się przeciwko tobie, ale gdzieś w sercu głęboko nosisz przekonanie, że Bóg jest po twojej stronie, mimo tych wszystkich niepowodzeń.
Takie jest teraz myślenie Piotra. Jezus przychodzi do swoich uczniów i określa strategię wojskową. Spójrz na werset 31 w 8 rozdziale ewangelii wg św. Marka: I zaczął ich pouczać, że Syn Człowieczy musi wiele cierpieć, że będzie odrzucony przez starszych, arcykapłanów i uczonych w Piśmie; że będzie zabity, ale po trzech dniach zmartwychwstanie.. Jezus mówi: Będziemy w Jerozolimie was, będziemy tracić swoje życie, będziemy cierpieć. Ponadto, nie otrzymamy żadnej pomocy od naszych żydowskich braci, od starszych. Nawet arcykapłan i saduceusze nie przyłączą się do nas. Nasz rząd, Sanhedryn nam nie pomoże. Będziemy tam sami i umrzemy w walce. 
Jezus przedstawił wydarzenia, które już niedługo miały się spełnić. Uczynił to w zrozumiałym języku, ale dla Piotra nie było to wystarczająco jasne. Dlatego więc odciągnął Jezusa na bok i mówi: Panie, nie jest to dobra strategia wojskowa. Jesteś! Nie umrze, nie mów tego. To nie jest dobre dla nas i dla naszego „morale”. Chcemy tam być z Tobą i będziemy walczyć do końca i będziemy wyrzucać tych bezbożniczy Rzymian z Izraela, wstąpisz na tron w miejsce Heroda, i będziemy po Twojej prawej i lewej stronie.
Trzeba pamiętać, że Jezus zgromił Piotra przy uczniach. Chrystus musi rozwiać ten błąd z ich umysły i nauczyć ich prawdziwego sensu swojej misji. Więc odrzucił Piotra nazywając narzędziem szatana i mówi, nie ma na uwadze, co Boże, ale to co ludzkie. 
Jezus staje naprzeciw doskonałego wroga. Ale nie jest to oni Piotr, ani Sanhedryn czy Poncjusz Piłat, czy nawet sam Rzym. Tym potężnym wrogiem nie jest nawet sam szatan. Potężnym wrogiem Jezusa jest naszym dążeniu do stanowisk, zaszczytów, rang. 
Aby kiedyś uczniowie, a my dzisiaj Jezus mówi, że mamy brać krzyż swój i Jego naśladować. 
Że mamy zejść z wysokich gór gdzie tam mozolnie się wdrapaliśmy, gdzie jest nam dobrze, gdzie chcielibyśmy zostać. 
Ale dlaczego mamy nosić krzyż?
- Aby przypominać nam, że nie jesteśmy centrum wszechświata. 
- Abyśmy pamiętali i dostrzegli, że są inni, którzy cierpią. 
- Aby przypominał nam, że mamy udział w drodze krzyżowej Jezusa: mamy ból, cierpienie, ale też możemy mieć pewność, jeśli idziemy z Jezusem, na radosny poranek zmartwychwstania.

czwartek, 15 stycznia 2009

Znaleźliśmy Mesjasza...

Jan zapoznał z Jezusem Andrzeja.

Andrzej - swojego brata Szymona.

A Szymon Piotr poznał z Nim dalszych.

Bóg przyprowadza do siebie ludzi za pomocą ludzi. Posługuje się przy tym związkami rodzinnymi, przyjacielskimi, społecznymi. Może posłużyć się książką, filmem, obrazem...

Także i my nie dostaliśmy się bezpośrednio do Boga.

Zapoznał nas z Nim człowiek.

Może nasza matka, kiedy układała nas do snu, czy uczyła pierwszych modlitw...

Może katecheta, którego słuchaliśmy w szkole...

Może ktoś bliski, gdy mówił nam o Bogu...

Może jakiś autor przez swoją książkę, chociaż sam był od nas daleko czasem i przestrzenią...

Czy już znaleźliśmy Mesjasza? Może dużo o Nim słyszeliśmy, dużo o Nim wiemy, ale może nie odczuwam Go w swoim życiu. Może nie dość Go znany. 

Apostołowie poznawszy Mesjasza - dzielili się tą wiadomością z innymi. Poznajemy Go po to, aby o Nim mówić, aby dawać Go innym. Aby być Jego apostołami, aby ktoś inny dzięki naszemu słowu, życiu, postępowaniu mógł przybliżyć się do Chrystusa. Wtedy jesteśmy dopiero uczniami Jezusowi, wtedy dopiero zasługujemy na nazwę - chrześcijanie!

Dwaj poszli za Jezusem...

Jan przedstawił Jezusa jako Baranka Bożego, tylko dwóch z całego tłumu poszło za Nim. Gdyby Jan wskazał to nasz Wódz, On nas wybawi, On nas wyzwoli od Rzymian, wtedy może więcej osób poszło by za Jezusem.

Mesjasz przychodzi w inny sposób, niż jak to sobie wyobrażali Żydzi... Nie wjeżdża na bojowym koniu z bronią w ręku, ale idzie jako ten cichy, pokorny Baranek, prowadzony na zabicie...

On chciał wyzwolić wszystkich z najcięższej niewoli. Nie tej politycznej, gospodarczej czy kulturalnej. On chciał wyzwolić ludzkość z niewoli grzechu.

Jest prawdą, że mało się kwapimy do takiego zwycięstwa, mało wyglądamy takiej wolności i takiego Wybawiciela. Grzech jest przyjemny, kochamy go. Dlatego i dzisiaj Jezus ma tak mało naśladowców.

Gdyby terroryzował, rozlewał cudzą krew, przydzielał zdobyte ziemie, rozdawał tytuły i złoto, każdy starałby się dostać jak najbliżej Niego... Lecz On zamiast dawać, bierze... I zabiera wszystko, nawet życie... I to jeszcze w dodatku tak, że jeśli człowiek chce być wolny, ma się Mu oddać z własnej woli. Dlatego nieliczni decydują się pójść za Nim. Tylko dwóch z całego tłumu...

Kto jednak posłucha św. Jana i pójdzie za Barankiem, zdecyduje się na wszystko, aby uwolnić siebie i innych z tej największej niewoli i będzie szedł za Nim, gdziekolwiek pójdzie - także na Kalwarię i na krzyż ze świadomością, że ostateczne zwycięstwo będzie należeć do Baranka: tron i sąd nad światem, chwała i dziękczynienie.

"Oto Baranek Boży"

Kiedy Izraeli wychodzili z niewoli egipskiej dostali polecenie od Boga:

Niech każdy ojciec rodziny zabije czternastego dnia pierwszego miesiąca pod wieczór jednorocznego baranka bez skazy; niech mu przy tym nie łamie kości, niech odrzwia swojego domu pomaże jego krwią, niech go upiecze i spożyje tej nocy z niekwaszonym chlebem i gorzkimi ziołami... ponieważ przejdę tej nocy przez Egipt i zabiję wszystkich pierworodnych...

Tylko ten dom pominę, którego drzwi znajdę naznaczone krwią...

Przepowiednia się sprawdziła. Oprócz tego w każdy wieczór w świątyni składano w ofierze jednego baranka. Ten pierwszy, egipski, bronił od śmierci cielesnej. Ten drugi, codzienny, miał jednać ludzi z Bogiem i bronić przed śmiercią duchową.

Kiedy Jan wskazał na Jezusa - Oto Baranek Boży, być może ze świątyni unosił się dym ze spalającego się mięsa. W tym słowach Jan powiedział bardzo dużo o Jezusie - jak ojciec z domu Izraela chciał uchronić swoje dzieci przed śmiercią cielesną, tak Najlepszy nasz Ojciec dając nam Baranka bez skazy chce nas uchronić przed śmiercią wieczną. Ofiaruje Go bez łamanie kości...

Podczas każdej Mszy św. jest nam ukazywany Baranek Boży, możemy natrzeć odrzwia swojego domu Jego krwią; dosłownie niejako mamy poznaczyć swoje usta przy Komunii św. 

Kto nie będzie pożywał mojego Ciała i nie będzie pił mojej Krwi, nie będzie miał życia w sobie... Ten powtórzy na sobie Egipt - niewolę i śmierć.

poniedziałek, 12 stycznia 2009

Czytanie ze zrozumieniem...

Zdziwiłem się trochę czytając niektóre komentarze, które wpływały do mnie po umieszczeniu ostatniego wpisu.

Szczególnie te, w których były zawarte pytania: "To ksiądz nie chce pomagać dzieciom? ... Przecież w zbiórce pieniędzy nie ma nic złego, czemu ksiądz zakazuje zbiórki?" itd. Czytałem kilka razy to, co napisałem wcześniej, ale nie mogłem się doszukać, abym w którymkolwiek akapicie napisał, nawoływał do bojkotowania akcji p. Owsiaka. Każda forma pomocy potrzebującym jest dobra, jeśli to może pomóc choćby jednej osobie, nie mam nic przeciwko temu. Jednakże mogę mieć zawsze jakieś ALE, do formy tej zbiórki, do haseł głoszonych przy okazji przeprowadzania akcji zbierania pieniędzy, co właśnie wyraziłem w poprzednim poście.

Dalej, niektórzy byli zdziwieni, jak to ksiądz może zabierać wogóle głos w tej sprawie? Dziwne? W wypowiedziach niektórych roiło się od "Niech ksiądz idzie się pomodlić", "Niech ksiądz się weźmie za modlitwe" itd. Czyżbym nie miał praw obywatelskich, aby móc zabrać głos w tej sprawie. Wszak na samym początku napisałem bardzo wyraźnie "Oto kilka moich przemyśleń w tej sprawie". Zdziwiłem się, że ci, dla których p. Owsiak i jego hasła o tolerancji albo np. hasło przystanków "Miłość, Przyjaźń i Muzyka" są na jakimś piedestale, są tak mało tolerancyjni dla tych, którzy ośmielą wyrazić swój pogląd czy swoje zdanie. Czyżby tolerancja tylko w pewnych kierunkach, a w innych już nie? A może jak to ktoś powiedział, że tolerancja niektórych kończy się tam, gdzie zaczynają się inne poglądy?

Sprawa niektórych "katolików", którzy nie widzą nic złego w tym, że WOŚP propaguje działalność sekty, a dyskryminuje ludzi działających z ramienia Kościoła Katolickiego. No cóż jeszcze wiele brakuje, aby wszyscy ludzie czuli się Kościołem. Bo często jest tak, że jeśli ktoś znieważa Kościół, opluwa Go, to myślimy o hierarchii Kościoła, o księżach, biskupach, zakonnikach. Dziwne jest także to, że gdy ktoś szkaluje judaim, islam, robi się z tego wielkie HALO!, ale każdy może szkalować Kościół Katolicki, bo wierni, którzy stanowią ten Kościół nie czują się, że to także ich dotyczy. Ktoś napisał: "Jezus przecież mówił, aby nadstawiać drugi policzek." Tak zgadzam się, ale Jezus do człowieka, który go uderzył powiedział także: „Jeśli źle powiedziałem, to mi udowodnij, a jeżeli dobrze, czemu mnie bijesz?” (J 18,23).

W punktach napisałem co myślę na temat WOŚP, całej otoczki zbiórki. Oczywiście, każdy czytający ma swoje zdanie na ten temat, wielu miało podobne, wielu miało przeciwne. Każdy ma do tego prawo. Napisałem to na swoim blogu, gdyż nie chciałem tego robić w kościele, mówić podobne słowa z ambony, bo to nie miejsce ku temu. (A tak poza tym, wczoraj była Niedziela Chrztu Pańskiego, zapewne w kościołach był wspominany, przypominany moment chrztu każdego z nas, co mi z tego chrztu pozostało? czy tylko zapis w księdze chrztów i świadectwo chrztu gdzieś w szufladzie? Czy może potrafię stanąć w obronie mojej wiary, mojego Kościoła?)

Wczoraj, gdy tylko dotarła do mnie informacja, zamieściłem sprostowanie jakie wydał zespół Arki Noego na swojej stronie. Wcześniej podałem, iż zagrali na finale we Wrocławiu za honorarium. Wszystkich wprowadzonych w błąd, przepraszam.

Dziękuję tym wszystkim, którzy przeczytali poprzedni wpis. Dziękuję za pozytywne komentarze, także za negatywne. Dziękuję tym, którzy po prostu wyrażali swoje zdanie na ten temat, bez złośliwości i obrażania kogokolwiek.

W sposób szczególny pragnę podziękować tym, których znam osobiście, a którzy w końcu potrafili stanąć w prawdzie i pokazać swoje prawdziwe oblicze. Gratuluje wam tego, że w końcu zdjeliście swoje maski, które we wcześniejszych naszych kontaktach mieliście ciągle na twarzy. "Lepiej późno niż wcale".

sobota, 10 stycznia 2009

Caritas kontra WOŚP

Oto kilka moich przemyśleń na ten temat:

1. Zbiórka w 2007 roku:

Caritas - 331 671 122,10 zł z czego na pomoc przeznaczono - 318 817 258, 44 zł 

WOŚP - 30 377 334,95 zł z czego na pomoc przeznaczono - ? nie doszukałem się, ile z tych pieniędzy poszło na zakup sprzetu etc. a ile na działalność biura Pana Owsiaka i pensje jego i pracowników. Szkoda że takiego rozliczenia nigdzie nie ma.

Ktoś powie, to dużo jak na zbiórkę, która trwa jeden dzień. Zgadzam się, ale jaki jest nakład kosztów:

- wejścia na antenie programu 2 TVP co chwila - w tym roku zgrzyty z telewizją, która traci dużo na takim dniu (niedziela - dużo ludzi ogląda)

- koncerty organizowane i zapraszane gwiazdy, które grają "charytatywnie":

rok ubiegły: Feel zagrał za jedyne 13 tyś złotych, bo "nie grają koncertów charytatywnych", Ivan zgarnął 10 tyś  zł. za koncert pół-playback;

rok obecny: Artur Gadowski zespół IRA - 9 tyś zł., Elektryczne Gitary - 20 tyś zł., Bracia Cugowscy - 11 tyś zł.

SPROSTOWANIE - ARKA NOEGO zamieściła oświadczenie iż w związku z koncertem we Wrocławiu koszt noclegów, wyżywienia, transport, obsługa 40 osobowej ekipy były pokrywane przez Samorząd Województwa Dolnośląskiego. (ze strony Arki Noego)

Kto pokryje koszty tych koncertów, ci którzy wrzucają do skarbonek dla zmarzniętej młodzieży. Ktoś powie, że organizatorzy koncertów, ok, ale muszą na to znaleźć pieniądze - Urządy Miast, Organizacje, a skąd one mają - od nas wszystkich, albo od sponsorów - potencjalnych ludzi, którzy mogliby za te pieniądze sami coś kupić dla szpitali, albo ofiarować te pieniądze bezpośrednio na konto WOŚP.

2. Podziękowanie dla wolontariuszy WOŚP i wolontariuszy Caritas.

Jedni muszą mieć Przystanek, aby im podziękować, więc chyba idea wolontariatu upada. wolontariusze Caritasu nie szukaja podziękowania tutaj, lecz gdzie indziej.

3. Miejsce kwesty.

Osobiście denerwują mnie osoby kwestujące przy kościołach, szczególnie, kiedy ludzie wychodzą z Mszy św. Nie wiem jak na coś TAKIEGO może pozwalać p. Owsiak? Dlaczego pytam - przecież on na swój przystanek zaprasza Harikrisznowców i to im daje dogodne miejsce. A z ledwością toleruje Przystanek Jezus. Więc powinien swoich "wolontariuszy" wysyłać pod miejsce zamieszkania, gromadzenia się Hari-hari!

4. Sprawa sprzetu dla wszystkich:

Dobrze że p. Owsiak daje sprzęt dla wszystkich, którzy tego potrzebują, a co się stanie z tym sprzętem, gdy nastąpi prywatyzacja szpitali? Czy one będą służyły tym wszystkim, którzy teraz oddają swoje pieniądze. Szpital przejmie prywatne osoba i często, ci którzy na ten sprzęt dawali swoje pieniądze, nie będą mogli z tego korzystać!

No i jeszcze sprawa - jak ma nie kochać pana Owsiaka obecny Rząd i poprzednie, wszyscy politycy, bo gdyby podnieść składkę na NFZ, wszyscy by prześcigali, że nie można, że za dużo, a tu bach z kieszeni podatników wyciąga się co roku, przy zabawie, przy emocjach 30 mln złotych na reanimację służby zdrowia.

5. Odnośnie haseł, które głosi, polecam dwa krótkie filmiki:

6. DECYZJE PODEJMIJ SAM!! OSOBIŚCIE!! Nie daj, aby na siłę ktoś ci przyczepił czerwone serduszko, lepiej mniej w sobie to rozpalone miłością do drugiego człowieka, rozpalone przez cały rok, a może to robić np. tak:


czwartek, 8 stycznia 2009

Jesteśmy wiatru i wody ludźmi.

Charles Kingsley napisał książkę „Dzieci Wody”, która opowiada historię londyńskich biedaków, szczególnie dzieci, których jedyną ucieczką od okrucieństwa i niewoli brudu jest śmierć. Ale te biedne dzieci są niejako narodzone powtórnie jako „dzieci wody”. I wtedy są wolne, czyste, mają obfitość jedzenia i wiele wolnego czasu. Ale jest tylko jeden problem: wtedy tracą one swoje człowieczeństwo. Są wtedy ściśle „wodnym stworzeniem”, bez powietrza i są bez tak wyjątkowego dla ludzi połączenia wody i wiatru.
Wiatr jest kluczem do ludzkości, ponieważ wiatr rodzi Ducha. Ty i ja byliśmy łachmaniarzami, bryłą gliny do czasu, kiedy Bóg tchnął w nas Ducha i uczynił nas istotą żyjącą. Pismo mówi o Nim, że jest to Duch Boga, kreatywny, aktywizujący, dający energię wiatr Jahwe.
Jan chrzcił wodą, po Nim przyszedł ten, który chrzcić będzie Duchem!
Przyjmujemy wodę chrztu na odpuszczenie grzechów, czy chcemy przyjąć chrzest Jezusa, przyjęcie Jego Ducha, Ducha, który będzie nas pobudzał, prowadził i uświęcał nasze życie?