Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

sobota, 31 maja 2008

Błogosławieństwo czy przekleństwo...

Chrystus także nam daje możliwość wyboru. Uczyniwszy na wieki wybór, w każdej chwili wybierać muszę. Słowa Chrystusa są zawsze propozycją, mogę je przyjąć, ale też mogę je odrzucić. Jeśli je uznam, otrzymam błogosławieństwo już teraz ale i w przyszłości. Jeśli odrzucę, odrzucam Boga dawcę wszelkiego błogosławieństwa. Wybó zależy ode mnie.
Przyjmując słowa, przyjmuję Jezusa, przyjmuję też krzyż na swoje ramiona. Wiem, że dźwigając go nie idę sam, przede mną szedł tą drogą Chrystus i teraz ciągle jest obok. Budowanie życia na skale jest trudne, bo trudno się wkuć w twardy materiał, trudno zdobyć fundament, ale późniejszej budowli nic nie zniszczy, będzie trwać przez wieki. Muszę wybrać, błogosławieństwo czy przekleństwo, skałę czy piasek...

"Niech się dzieje Twoja wola, Panie, zawsze i wszędzie, także wtedy, kiedy moje pragnienia nie zbiegają się z Twoimi zamysłami. Naucz mnie więc, panie, kochać to, co Ty kochasz, zachęć mnie, bym włączał się do Twojego planu, uczestniczył w Twoich wyborach. Spraw, o Boże, aby każdy przejaw Twojej woli był przeze mnie przyjęty i umiłowany.
Niech się dzieje Twoja wola, Panie, ponieważ tylko w niej odnajdę pokój i pełnię życia. Naucz mnie zawsze miłować bardziej światło niż ciemność, dobro niż zło, łaskę niż grzech. Spraw, o Panie, aby każdy mój wybór był zawsze zgodny z Twoimi oczekiwaniami.
Niech się dzieje Twoja wola, Panie, aby mi została udzielona łaska na tym łez padole, w oczekiwaniu na zjednoczenie z Tobą. Naucz mnie iść zawsze słuszną drogą, tak, abym nie zgubił nigdy widoku celu. Nie dozwól, aby mnie zwiedli fałszywi nauczyciele. Spraw też, o Panie, abym mógł przyjść do Ciebie i bym w wieczności kontemplował Twoje oblicze."
Lectio divina, Niedziele okresu zwykłego rok A.

piątek, 30 maja 2008

Panie, Panie...

Wszyscy jednym głosem wołają - Panie przyjdź do mnie, a gdy On chce się z nami spotkać w komunii, my pozostajemy nieporuszeni na swoich miejscach. Przykuci nie odpuszczonym grzechem, za który nie było nawet żalu.

Podczas modlitwy szepczemy: Miłuję Cię Panie, a gdy tylko ją skończymy, ubliżamy ludziom poprzez myśli, słowa, czyny, choż może wiemy, że tylko poprzez bliźnich możemy pokazać Bogu, że Go kochamy.

Nasza wiara, pobożność często sprowadza się do uczucia, do uczestnictwa w pięknym nabożeństwie, z pięknymi śpiewami, w pięknie przystrojonym kościele. A nasze życie wiarą ma polegać na wprowadzaniu woli Bożej w życie codzienne, życie w domu, w kontaktach z rodzicami, dziećmi, z ludźmi przyjemnymi i nieprzyjemnymi, nie przyjaznymi - to będzie stawianie domu na mocnym fundamencie.
Wiara oparta tylko na uczuciu, fajnym przeżyciu przy silnym przeżyciu, mocnym uczuciu, wietrze strachu, burzy kłótni, stanie się wielkim rumowiskiem.
_________________________________
Oczywiście polecam homilię Benedykta XVI wygłoszoną do młodych ludzi w Krakowie, w 2006 roku - http://www.b16.pl/przemowienia/1373,papiez_mlodziez.html

czwartek, 29 maja 2008

Budujemy sobie dom...

Każdy z nas buduje przez swoje życie dom, albo lepiej każdy buduje dwa domy. Jeden tutaj, taki materialny, zwyczajny, do zamieszkania. No właśnie - słuchając słów Jezusa - idę przygotować wam miejsce i w domu mego Ojca jest mieszkań wiele - nie można powiedzieć, że tam buduje (można by było powiedzieć - np. buduję dojście, dróżkę do tego domu, do tego mojego mieszkania - choć też to porównanie jest niedobre). A na drugi zasługujemy! (chociaż też tak nie można powiedzieć - wszak nikt z nas poprzez swoje czyny postępowanie - bez łaski Chrystusa - się nie zbawi). Więc może tak - moim własnym życiem daję zgodę, przyjmuję zaproszenie Boga (jak to brzmi, człowiek ze swego dobrego serca robi łaskę Bogu - brzmi jak brzmi - ale często jest to prawdą), że chcę kiedyś zamieszkać w mieszkaniu dla mnie przygotowanym.

Więc budujmy ten dom tutaj na ziemi. Najpierw trzeba wybrać miejsce - coś kupić, oczywiście chcemy najlepszą działkę, wystarczy tylko wiedzieć, kto o tym decyduje, wszystko się da załatwić! A że wyjazd z posesji nie z tej strony - urzędnicy tak mało zarabiają. I wszystko już jest jak należy. Mówimy: Panie, Panie, ładnie się uśmiechamy, jesteśmy mili, pomożemy coś kiedyś załatwić. Pochwalimy, opowiemy o cudzych zasługach, poschlebiamy to tu, to tam w oczy i poza nimi. I to wystarczy żeby załatwić to, co nieosiągalne w inny sposób. I szybko stanie nasz wymarzony dom. To u ludzi wystarczy. U ludzi tak.

A u Boga? Nie mówić, pochwalać, nie pomogą maślane oczka, czy krokodyle łzy. Jeśli chcę zamieszkać w mieszkaniu, które dla mnie jest przygotowane muszę nie tylko słuchać o Bogu (tak nie dawno, czytałem żeby księża mówili nam o Bogu) ale słuchać Boga! Słuchać, to znaczy być posłusznych, to spełniać Jego wolę. To nasze życie, postępowanie, czyny, słowa, myśli, wszystko cokolwiek czynimy każdego dnia - podporządkować pod Jego wolę.
W każdej sytuacji mam pytać jaka jest wola Boża, czego Bóg ode mnie oczekuje, tu i teraz. Czego Bóg oczekuje ode mnie jako od rodzica, dziecka, pracownika, sąsiada. Czego Bóg oczekuje ode mnie gdy spotykam bliźniego.

Nie krzyczeć: Panie, Panie, ale poznać wolę Boga i ją wypełniać.

środa, 28 maja 2008

Na skale, czy na piasku?

Trzeba zaznaczyć, że Jezus zakończył Kazanie na górze opowieścią o mądrych i głupich budowniczych. Przez długi czas ezus przemawiał do tłumów, które słuchałyi Go ze zdumieniem i zachwytem. Ale Jezus przestrzega, że to nie wystarczy. Jest niewystarczające po prostu słuchać słów Jezusa, nawet jeśli będziemy słuchać z szacunkiem i przyzwoleniem. Jeśli Jego słowa mają przynieść skutek, owoc w naszym życiu, musimy także postępować według nich. Musimy wcielać je we wszystkie zdarzenia naszego codziennego życia.
Jezus opowiada historię, której nie mogli odrzucić słuchacze. Historię o dwóch budowniczych, którzy budują domy. Wewnątrz normalne, przemierzając pokoje nie zauważysz żadnej różnicy między nimi. Nawet z zewnątrz, wizualnie są nie do odróżnienia. Jezus wskazuje na fundamenty, jeden zbudowany jest na skale, drugi na piasku.
Ludzie, którzy słuchali nauczania Jezusa, rozumieli dobrze różnice budowania na skale i na piasku. Bardzo mało ludzi w starożytnej Palestynie chciało żyć wśród skał. To znaczyło niwelowanie zbocza skarp i wciąganie materiałów na górę. Życie na wzgórzach utrudniało chodzenie. Trzeba było dostarczać wodę a zimą były zimne wiatry. Większość ludzi chodziła wzdłuż ścieżek najłatwiejszych i wykorzystywała okolice nizinne wzdłuż rzek.
Krajobraz bardziej przyjemny, woda bliżej, i dom nie wystawiony na zimny wiatr. Jednak tutaj niebezpieczne były powodzie. Przez większość lat woda nie przesiąkała daleko.
Ale z niezwykłych przyczyn, może tylko raz na pokolenie, raz na 100 lat mogła przyjść powódź, w wyniku gwałtownej ulewy. Powstawała fala, która niszczyła wszystko na swej drodze. Często całe osady były zmyte przez wodę. Dom po domu odchodził i zostawała ogromna ruina.
Taki jest obraz narysowany przez Mateusza. Takie zdarzenie mogli przeżyć słuchacze Jezusa. Mówił o sytuacji, która mogła się wydarzyć w ich życiu.

Jakie myśli z tego opisu:
- każdy z nas buduje swój "dom", dom swego życia;
- każdy z nas mieszka w domu przez siebie budowanych, nie ma opcji, aby tym domem się z kimś zamienić;
- każdy dom przechodzi test, kiedy przychodzi burza.

wtorek, 27 maja 2008

Nie każdy, który mi mówi: Panie, Panie....

Nie ten, który tylko mówi, ale ten, który spełnia wolę Ojca...

Mogę spędzać czas na długich modlitwach, mogę wypowiadać wiele słów do Boga, czy o Bogu. Mogę pisać referaty, prace, mogę innych prowadzić do Jezusa.
ALE!!
Czy spełniam Jego wolę?


Czy z tej długiej modlitwy wypływają konkretne czyny? Czy ta modlitwa pomaga spełniać wolę Ojca? Czy jest mi siłą i pomocą? Czy może modlitwa swoją drogą, a życie wbrew woli Boga?
Czy te słowa o Bogu wypływają z osobistego z Nim spotkania? Czy te słowa są moim osobistym świadectwem, czy raczej szeregiem formułem, zwrotów, które gdzieś wyczytałem?


Jezus mówi do tych, którzy prorokowali, wyrzucali złe duchy, czynili znaki w Jego imię - Nie znam was! Można czynić znaki mocą Ducha, a mimo to okazywać Bogu nieposłuszeństwo i nie zostać zbawionym. (1 Sm 19, 20-24)


Jeśli chcę wejść do królestwa niebieskiego, oprócz mówienia Panie, Panie, mam być posłusznym słowu, które do mnie mówi Bóg. Mam spełniać Jego wolę. Spełniać nie tylko zewnętrznie, ale też wewnętrznie. Nie mogę być pobielanych grobem, na zewnątrz pobielony, a wśrodku pełen robactwa. Cały ja muszę należeć do Chrystusa. Całą moją aktywnością poprzez czyny, słowa i myśli mam wypełniać wolę Ojca.


Jeśli chcę wejść i mieć udział w Jego królestwie. Jeśli chcę...

poniedziałek, 26 maja 2008

Mamo dziękuję...

Mamo dziękuję Ci za to kim jestem
Dziękuję Ci za wszystko, czym nie jestem
Przebacz mi słowa przemilczane
które tyle razy zapomniałem

Mamo pamiętasz całe moje życie
Ty pokazałaś mi miłość, ty poświęciłaś się
Pomyśl o młodych, wczesnych latach
Jak się zmieniłem przez swoje życie.

I wiem, że wierzyłaś
I wiem, że miałaś sny
I przepraszam że musiałaś znosić, widzieć
Wiem, że dziś jestem taki dzięki twojej wierze
I tęsknię za tobą, tak tęsknię za tobą.

Mamo wybacz kiedy płakałaś
Wybacz mi, kiedy źle postępowałem
Wszystkie kłótnie, których mogłem być przyczyną
I myliłem się. Ocieram twoje oczy, ocieram twoje oczy

I wiem, że wierzyłaś
I wiem, że miałaś sny
I przepraszam że musiałaś znosić, widzieć
Wiem, że dziś jestem taki dzięki twojej wierze
I tęsknię za tobą, tak tęsknię za tobą.

Mamo mam nadzieję, że to spowoduje twój uśmiech
Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa z mego życia
Pokój z każdym wyborem czyniłem
Jak się zmieniłem przez swoje życie

I wiem, że wierzyłaś we wszystkie moje marzenia
I wszystko zawdzięczam tobie, Mamo!

tłumaczenie własne: Il Divo - Mama

piątek, 23 maja 2008

Moja mamona...

Jak „nawrócić” mamonę i dokonać jej przemiany poprzez pokropienie wodą święconą (kto powiedział, że tylko szwajcarskie banki są w stanie „prać” brudne pieniądze?), a nawet oddać się pobożnie w służbę Bogu (trzeba tylko umotywować, że Pan przyjmuje takie służenie - kiedy podczas Ostatniej wieczerzy Jezus chciał wyjaśnić, czym jest posługa, służba, wziął w dłoń ręcznik, a nie czek...)?
Czy wystarczy nie dopuścić do tego, aby pieniądze nie zawładnęły sercem człowieka, aby uznać, że nie są jego idolem (bogaci uznają, że lepiej, aby pieniądze leżały w sejfie; ich zdaniem serce nie jest najlepszym miejscem do ich składowania)?
Jezus zaprasza nas, żebyśmy stali się „beztroscy”, czyli powierzyli się radośnie i ufnie w ręce Boga.
Jezus zaprasza do ciągłego podejmowania tego ryzyka wiary, do eksperymentowania w naszej ufności i zawierzeniu.
Nie pasujemy do tej ewangelii, mało osób wśród nas cierpi głód - my troszczymy się o pożywienie, przeliczamy je na kalorie, bo za dużo w nas otyłych i tych z wysokim poziomem cholesterolu.
Troszczymy się nie o ubrania, ale o ich wybór z wielości.
Gdy jesteśmy daleko od domu, pokładamy ufność w gwiazdach, ale nie tych oglądanych na czystym niebie, ale tych, które są przy nazwie hotelu.
Czyżby rzeczywiście ten obraz nie odnosił się do nas?
Czyżby naszym zadaniem było go tylko ładnie skomentować i powzdychać nad nim?
Czyżby posiadając tak wiele, może nazbyt wiele - pozbawiamy się radości, której może doświadczyć ten, kto ufa całkowicie i wyłącznie Bogu?

A może muszę się rozprawić z jakąś mamoną?
A może to ja mam być przedłużeniem Boga. Może ja mając tak wiele, czasem za dużo, mam się zatroszczyć o innych, o tych obok, o sąsiadów, bliskich...

__________________________________

Por. Alessandro Pronzato, Oto słowo Boże rok A.

Nikt nie może dwom panom służyć...

Służy zawsze sługa, czyli ten kto jest przynależny do jakiegoś pana.
Trudno sobie wyobrazić sytuację, że ktoś może mieć dwóch panów. Dwóch nie może w 100% rozporządzać jednym człowiekiem. Sługa może służyć jedynie jednemu panu.

Naszym panem winien być zawsze Jezus, całe nasze życie winno być służbą temu jedynemu Panu.

Jednakże czasami wybieramy coś zupełnie innego, zdradzamy Go, służymy sobie. Stawiamy siebie w miejsce należne Bogu.

A co robi wtedy Bóg? Jest wierny swojemu słowu.

Czyż może niewiasta zapomnieć o swym niemowlęciu, ta która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, ja nie zapomnę o tobie.


Bóg jest wierny swojemu słowu do końca. On nie zapomni, choćby wszyscy inni zapomnieli. On nie opuści, choćby wszyscy inni, nawet matka, opuścili. On będzie ciągle czekał, aby nas przyjąć, aby nas przytulić do siebie. Aby nam przebaczyć, aby nam darować.


Choćbyś odszedł bardzo daleko,
choćby nie miał do kogo wrócić,
choćbyś czuł się opuszczony przez wszystkich,
choćbyś nie wiedział komu tak naprawdę służysz
Ciągle zważaj na na te słowa:

JA NIE ZAPOMNĘ O TOBIE.

czwartek, 22 maja 2008

Komu lub czemu służysz?

Dziwne pytanie. Każdy z nas odpowie - oczywiście, że służę Jezusowi! Szybka odpowiedź! A jak odpowiadamy swoim postępowaniem? Co tak naprawdę liczy się w naszym życiu?
Patrząc wokoło dostrzegamy jak wielu troszczy się o swoją przyszłość. Dobra szkoła, elitarne studia, najlepszy dyplom, interesująca i dobrze płatna praca, szybki samochód...
Co pochłania całe moje i twoje zaangażowanie, co pochłania moje myśli i powoduje moje czyny? Komu lub czemu służysz? Służenie nie jako praca, ale jako możność dysponowania moją osobą? Po prostu, kto lub co mną rządzi, kto lub co mną kieruje?
Troska o sprawy ziemskie, sprawy mojej przyszłości, nie powinny i nie mogą tak mnie absorbować, żebym zatracił poczucie prawdziwej hierarchii wartości. Zbytnie zabieganie o doczesne utrzymanie jest zawsze wyrazem mojej małej wiary i braku ufności w Bogu. Jestem wtedy podobny do tych, którzy nie poznali jeszcze Boga Stwórcy, miłującego Ojca, który ciągle troszczy się o swe stworzenie.
Naszym obowiązkiem jest szukanie Królestwa Bożego i jego sprawiedliwości. Jezus nawet obiecuje, że dobra doczesne otrzymają ci, którzy najpierw będą poszukiwać i zabiegać o Jego królestwo, nie wyklucza posiadania czegoś tutaj na ziemi.
Szukaj więc Jezusa i stawiaj Jego wolę na pierwszym miejscu, szukaj Jego Królestwa, Jego sprawiedliwości, żyjąc tutaj na ziemi i korzystając z tych rzeczy, które On ci ofiarowuje.

środa, 21 maja 2008

Nie jestem godzien...

Te słowa powtarzamy podczas każdej Mszy św., któż z nas jest godzien?
Któż jest godzien spotkać Boga, co więcej zaprosić Go do naszego życia, często grzesznego, słabego, zaprosić do naszej duchowej pustyni.
Komunia to nie nagroda, lecz lekarstwo, środek zaradczy.
Nawrócony pisze "... byłbym bewstydny proponując Chrystusowi, aby niczym robotnik kanalizacyjny zstępował do takiego ścieku brudów jak moja dusza; jeżeli jednak będę czekać, nim się ten ściek oczyści, nigdy w życiu nie zdołam Go przyjąć, bo przecież ocembrowanie mojej duszy nie jest szczelne i zawsze jakieś nowe grzechy przesączą się znowu."
Kto spożywa - ten JUŻ ma życie wieczne.
Jeśli pożywam - wtedy daję Chrystusowi
Jezus przyjęty pod postacią hostii nie sprawi, że zniknie to co złe w naszym życiu.
Ale On jest wtedy z nami, udziela nam swego wsparcia, swojego Ramienia (do dźwigania naszego krzyża), darzy nas swoim światłem, swoją siłą, swoim pokojem.
Dzięki Niemu niemożliwe staje się możliwe. Dzięki Niemu mogę przezwyciężyć strach, niepokój, trudności mojej natury. Mogę pokonać swoje złe skłonności, odruchy swoich namiętności, swój egoizm i swoje lenistwo, swoją pychę i zmysłowość. Nie jestem już bezsilny wobec pokus i okazji do złego, jestem zdolny do wypełniania czynów zbawienia.

Jak nasz organizm potrzebuje regularności posiłków, tak ważną jest sprawą praktyka regularnej komunii św. Im częściej przyjmuję Komunię św. tym bardziej zbliżam się do Boga, do światła i tym więcej dostrzegam w sobie niedoskonałości. Im jestem bliżej Chrystusa, tym bardziej wzrasta moja wrażliwość na zło i grzech. Jeśli przyjmuję Komunię św. często, dostrzegam takie grzechy, których nie dojrzałbym gdybym chodził do Komunii raz w roku.


____________________________________________________________
Tylko Bóg da mi odpowiedni pokarm, który wyprowadzi mnie z każdej pustyni mego życia!

wtorek, 20 maja 2008

Chleb, który zaspokaja głód

Człowiek potrzebuje nie tylko słów, odzieży, obietnic.
Nie tylko samych chlebem żyje człowiek.
Tęsknimy za odrobiną dobroci, szczerości, serdecznego zrozumienia.
Starsi doskonale rozumieją, co to znaczy odczuwać głód ludzkiego ducha,
co to tęsknota za skarbem, którego nie zniszczy mól, nie zżera rdza, nie kradnie złodziej.
Ten głód szczęścia niezniszczalnego nie daje się poddawać procesowi przemijania,
nie da się zmącić koniecznością umieranie.
Wręcz odwrotnie odzywa się w sercu i w sumieniu jeszcze głośniej,
niemal krzyczy o przyjście kapłana z Chlebem przebaczenia i miłości.

Wiemy, że istnieje taki Chleb, który gasi i zaspokaja głód.
Daje Go nam sam Bóg,
który w Jezusie ukazał ludziom przyjazne Oblicze,
okrywa Boskie zamiary wobec każdego z nas.
Ta tęsknota za trwałym szczęściem pochodzi od Boga i do Boga prowadzi.
Pan Jezus idzie z nami jako Moc od naszego początku,
aż po doczesny kres
– gdzie jak sam powiedział przygotowuje nam miejsce.

Dzień przed swoją śmiercią zaprosił uczniów na Ucztę,
a w jej czasie stal się Pokarmem.
Przemienił dary chleba i wina –
w Dary Boskiego dla nas Pokarmu.
A to wszystko po to, aby być z nami,
dzielić z nami ludzki los, radować się i cierpieć,
jeśli zajdzie taka potrzeba razem z nami.
Wybrał najprostszy i bardzo praktyczny sposób -
być obecnym jak chleb na stole i być potrzebnym jak chleb,
być dobrym jak chleb.

,,Chlebem, który ja dam jest Moje Ciało za życie świata”

Jeden ze studentów pisze,
że dla niego Tabernakulum jest zawsze Betanią,
miejscem spokojnym i pogodnym, gdzie czeka na nas Chrystus,
miejscem, w którym możemy opowiedzieć Mu wszystko,
z prostota i naturalnością wyznać swoje kłopoty,
cierpienia, a także trudności.
Dlatego przemierzając ulice jakiegoś miasta lub wioski,
gdy nadarzała się okazja odkrycia kościoła choćby tylko z daleka –
sylwetka kościoła i to nowe Tabernakulum
i jeszcze jedna okazja więcej była sposobnością,
aby sobie pobyć z Panem utajonym w Najświętszym Sakramencie.

Niektórzy nie chcą tego pokarmu, niektórzy podnoszą głosy, po co "obnosić" opłatek po ulicach, po co kolejny marsz, dziwowanie. Lepiej zamknąć Jezusa w tabernakulum, jakimś drogocennym. Niech sobie będzie w kościele...
Usunąć z życia, niech nie drażni, nie powoduje wyrzutów sumienia...

Można Go zamknąć, można zabić drzwi od kościoła deskami, ale Jego głosu nigdy nie uciszysz...
On mówi dla ciebie, On idzie dla ciebie, On daje siebie dla ciebie...
________________________________________
część z kazania napisanego 9.06.2004 r. - nie pamiętam czy były jakieś źródła, zapewne tak, ale nie teraz nie jestem w stanie podać jakie...

poniedziałek, 19 maja 2008

Przed Bożym Ciałem....

Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki...
Kto spożywa będzie miał życie, kto nie spożywa nie będzie miał życia - będzie martwym.

Dzień bez pokarmu można przeżyć, gorzej byłoby przeżyć dwa, trzy, tydzień...

Bez pokarmu Ciała Chrystusa - możesz wegetować przez wiele lat, przez wiele lat możesz być martwy...
Spożywanie - to jedzenie - gryzienie, przełykanie, trawienie. To czynność, którą wykonujemy, aby mieć siły, aby podołać trudnościom w życiu i jemy po to, aby żyć.

Nie masz siły - spożywaj,
nie wiesz jak sobie poradzisz z kłopotami,
nie wiesz czy starczy ci sił - spożywaj
chcesz żyć w pełni - spożywaj.
chcesz w przyszłości żyć - tym bardziej spożywaj.
Spożywaj, abyś mógł uczynić słowo Boga - ciałem, rzeczywistością w swoim życiu.

sobota, 17 maja 2008

Komunia Trójcy...

Komunia, to coś więcej niż bycie wspólnotą (jedno myślcie)
Jeśli brakuj komunii, to wspólnota zamyka się w nędzne ramki, staje się skorupą pozbawioną wnętrza.
Wspólnota to nie po prostu grupa osób, które żyją jedna obok drugiej, bez nawiązywania głębszych relacji, bez realizowania autentycznej harmonii, która nie patrzy na wymogi formalne (radujcie się... pokój zachowujcie... pozdrówcie się nawzajem świętym pocałunkiem...), bez poznawania się, bez prawdziwego przyjmowania się, bez dzielenia z innymi.
Celem wspólnoty nie jest zachowanie porządku, równowagi zgody, nie jest znalezienie miejsca koordynowania działań, ale komunia osób w miłości (Bóg miłości i pokoju niech będzie z wami).
Tu nie chodzi o dyscyplinę, zewnętrzną zgodę, ale o miłość.
Obraz wspólnoty to widok osób zjednoczonych w słusznej inności, pomiędzy którymi, w naśladowaniu „rodziny” trójosobowej, krąży miłość.
Wspólnota funkcjonuje nie tylko wtedy gdy działa, ale wtedy kiedy widoczna staje się prawdziwa komunia pomiędzy osobami, które tę wspólnotę tworzą.
Wspólnota wzrasta, kiedy wzrasta braterstwo. Braterstwo staje się znakiem miłości Ojca, objawionego przez Syna i wlanego w nasze serca przez Ducha Świętego.
Bóg jest miłością i czyni osoby, które wierzą w Niego, zdolnymi do miłości.
Ludzie poznają Boga, obserwując życie komunii, życie wspólnoty w miłości.
Ewangelizowanie polega na pokazywaniu znaku - naszej wzajemnej miłości.
Jeśli zgubimy ten specyficzny znak miłości, będziemy jak lustro, które nie odbije już żadnego obrazu.
Nasze miłowanie, nasza komunia z Bogiem Trójjedynym, winna okazywać się ku każdej osobie. Najwyższą wartością winien być szacunek.
Mamy rozumieć, akceptować, ufać i otwierać się na drugiego.
Mam przyjmować i zgadzać się z nim.
Mam dialogować, nie narzucając swojej woli.
Mam otwierać się na drugiego i darować się bez zaborczości.
Mam doceniać bez schlebiania, służyć bez służalczości i mówić prawdę w wolności i bezinteresowności.
Mam wspierać i podziwiać bez zazdrości.
Mam akceptować takim jakim jest, akceptować człowieka, czyny mogę odrzucić.
_______________________________
Alessandro Pronzato, Oto słowo Boże, rok A

piątek, 16 maja 2008

Współprzenikanie

Współprzenikanie - stały impuls, dzięki któremu możliwe jest przejście, przebywanie i ponowne przejście Boskich Osób jednej w drugą, i z jednej do drugiej Jak Ty, Ojcze we Mnie - mówi Jezus do Ojca - a Ja w Tobie.
To swoisty „taniec”, którego istotą jest krążenie Miłości.
I Bóg tą miłością chce się z nami podzielić. On zwraca się do nas z ogromną troską, jako Ktoś, komu głęboko na sercu leży nasze życie, jego kształt.
Jesteśmy w centrum uwagi i troskliwego zainteresowania Tego, który jest samą istotą życia. I patrząc na Jezusa widzimy, że jeśli chcemy zachować życie, musimy je oddać.
Życie to miłość zdolna do największych poświęceń.

czwartek, 15 maja 2008

Tajemnica...

Kiedyś Augustyn przechadzał się nad morzem próbując zrozumieć tajemnicę Trójcy św. Chodząc tak po plaży zobaczył małego chłopca, który wygrzebał w piasku plaży maleńki dołek i niewielką muszelką przelewał wodę z morza do tego dołka. “Co ty robisz dziecko?” - pyta go Augustyn. “A, jak widzisz, przelewam morze do dołka” - odpowiada chłopczyk. “Czy ty myślisz, że tą małą muszelką przelejesz to ogromne morze do tego maleńkiego dołka?” - pyta ponownie Augustyn. Na co chłopczyk rezolutnie odpowiada: “Prędzej ja przeleje tą muszelką całe morze do tego maleńkiego dołka, niż ty zrozumiesz tajemnicę Trójcy Św.”

Tajemnica Trójcy Świętej, tajemnica Trój-Jedynego Boga, Ojca i Syna, i Ducha Świętego, tajemnica wobec której rozum ludzki zawiesza swoje sądy. Tajemnica, która nie zaprzecza rozumowi, ale która go przekracza. Na nic największe teorie filozoficzne, na nic najbardziej wyszukane “metafizyki” i najbardziej finezyjne definicje, Jeden Bóg … Trzy Osoby, ale nie trzech bogów … Najpełniejsza i najdoskonalsza Komunia Osób …

środa, 14 maja 2008

Z życia wzięte.... - będzie ostro

Blog to internetowy pamiętnik, więc myślę, że trzeba w nim zapisać, ciekawe sytuacje z dnia, a ten dzień przyniósł, oj przyniósł, a może pokazał stan kultury pewnej klasy społeczeństwa....
Na tym blogu nie ma możliwości sprawdzania wieku czytających, więc od razu mówię, że niektóre sytuacje będą troszkę przeze wybielone, podresowane...
Albo powiem tylko sedno, wszak to jest najważniejsze!
Jak byś się czuł, gdybyś się dowiedział, że ktoś ruszał twój samochód - przesunął na parkingu, podnosząc za zderzaki. Co więcej, jakbyś się czuł, gdybyś wiedział, że jeden z czterech wpadł na pomysł, że on też ma Fiata Uno i być może pasują kluczyki (plany na przyszłość - zmienić zamki!!). I siedzi w twoim aucie, a potem dla zabawy rozkłada parasol z tyłu. A ty wracasz z miasta i jesteś w szoku, bo w samochodzie rozłożony parasol - taki się sam nie rozkłada!! KTOŚ BYŁ W ŚRODKU, ciepło, zimno, ciepło, podchodzisz patrzysz, może skleroza, może nie zamknąłeś drzwi od strony pasażera - już tak się raz zdażyło, znów zimno, ciepło, zimno, nie no wszystko zamknięte, nawet bagażnik zamknięty, co jest??!! Czary, magia, a może ktoś cię ostrzega, że ma już kluczyki i tej nocy rozstaniesz się z autem :/
Idziesz na klatkę - a tu kolega mówi - a wiesz, że dzisiaj twoje auto przestawiali - znajome fale ciepła, zimna, chwytasz trop, zaczynasz wypytywać, pada odpowiedź - ja mało widziałem, spytaj XY on dłużej był. Dzwonisz do XY - nie wiem, nie znam imion, nazwisk, ale dostajesz kilka znaków szczególnych, coś już masz, no i dostajesz to co ciebie przybija, kolega mówi - widziałem jak stało czterech, jak przesuwali, powiedziałem, że mam do ciebie numer na kom, jeśli ciebie nie ma w pokoju, zadzwonie, oni nie chcieli, dowiadujesz się o godzinie - oczywiście byłeś wtedy w pokoju, a w aucie była kartka z numerem pokoju w razie kontaktu!! Potem kolega mówi, że widzi jak jeden z tych czterech siedzi w twoim aucie, znowu znajome uczucie tym razem samego chłodu.
Po znakach szczególnych masz namiar na jednego, próbujesz ustalić miejsce jego zamieszkania, aby złożyć mu okazjonalną wizytę i porozmawiać "serdecznie" o całym zajściu.
Wtem w drzwiach staje jeden ze sprawców (no tak jak mogłem nie skojarzyć TYCH znaków szczególnych) i zaczyna cię przepraszać!!
Na twoje pytanie - czy ktoś mnie szukał, czy ktoś do mnie zadzwonił, czy ktoś do mnie zaszedł - ten skruszony człowiek mieszka na twoim piętrze, jakieś 50 metrów od ciebie - nie daje odpowiedzi. Mówi tylko jedno - TO BYŁ IMPULS.
Żałosne, człowiek po maturze, człowiek po studiach wyższych, co więcej (CENZURA) i student studiów doktoranckich, reaguje jak małe dziecko, reaguje impulsywnie.
Co byś o takim człowieku pomyślał?
Przeprosiny przyjąłem, powiedziałem kilka słów na konto prawdy (często padało słowo: chamstwo i stwierdzenie brak kultury) i wyraziłem wolę poznania pozostałych sprawców ich zabawy.
Co byś pomyślał o takich ludziach, na ich profesję, czy może wykonywany zawód spuśćmy zasłonę milczenia, powiem tylko, że po takich ludziach (wszyscy po maturze, z wykształceniem wyższym, spodziewałbym się czegoś innego), ale cóż całe życie się uczymy.....

wtorek, 13 maja 2008

Nowość na blogu i mała reklama pewnej stronki

Niektórzy tłumaczą kradzież czyjejś własności, tym że ich nie stać na to, aby kupić płytkę za 50-60 zł gdy im się podoba jeden, dwa utwory. Mała dygresja - Tak się zawsze zastanawiałem, podoba mi się samochód przypuśćmy za 40 tyś zł. Ja mam tylko 20 tyś. - ale nie idę do salonu, nie wybijam szyby i nie kradne go, tylko kupuje auto za 20 tyś, albo zbieram dalej - koniec dygresji.
Otóż polecam stronkę http://www.deezer.com/ - możesz za darmo i bez kombinowania posłuchać swoich ulubionych kawałków :)

Od dzisiaj w prawym górnym rogu będzie odtwarzacz z ustawioną (przeze mnie piosenką), oczywiście jeśli muzyka ci przeszkadza (lub wybrany przeze mnie utwór tobie nie podpasował), zawsze możesz wyłączyć odtwarzacz.
A jeśli masz propozycje, co chciałbyś usłyszeć na blogu podczas czytania notek, daj znać - podczas jednego dnia będzie ustawiona twoja propozycja, jeśli znajduje się w bazie http://www.deezer.com/

jeśli uważacie to za chybiony pomysł, czekam na komentarze :)

ks. Jan Twardowski o Trójcy Świętej

Z wywiadu przeprowadzonego przez Mariana Schmidt'a:

-Jak Ksiądz jako poeta wyobraża sobie tajemnicę Trójcy Świętej?

- Jest to tajemnica wewnętrznego życia Boga. Gdyby Bóg nie był w Trójcy, byłby wspaniałym egoistą. Tymczasem w Bogu jest ciągłe krążenie miłości. Ojciec kocha Syna, Syn kocha Ojca. Jeden od drugiego bierze i wszystko mu daje. I to ciągłe oddawanie siebie i branie, ta wzajemna miłość jest jednocześnie Duchem Świętym. To jest miłość dynamiczna, nie statyczna. Trójca w jakiś metaforyczny sposób chce wyrazić tajemnicę krążenia miłości od jednej osoby do drugiej. To mi przypomina rodzinę kochającą się. Jest ojciec, matka i dziecko. I miłość krąży między tymi trzema osobami. Ale tego ani człowiek nie wymyślił, ani tego nie zrozumie.

"Nasza Rodzina" - 6 (513) 1987, s. 24-27

poniedziałek, 12 maja 2008

Tak Bóg umiłował świat...

Umiłował do końca, dał Jednorodzonego, umiłowanego...
Dał dla ludzi, dla nas, dał wiedząc, że nie doczeka się odpowiedniej odpowiedzi.
Dał nie oczekując niczego w zamian - wszak jest absolutnie bogaty, nieskończenie pełny, doskonale szczęśliwy.
Św. Jan ukazuje nam jak daleko posunął się Bóg w swej miłości - dał swego Syna!
Dał Go dla nas, abyśmy poznali swoją własną wartości i nasze powołanie.
Jeśli rozumiemy ten wielki dar Boga, staramy się uczynić nasze życie jedną odpowiedzią, jednym dziękczynieniem.

Czasami jednak "rewanżujemy się" Bogu i zaczynamy wyliczać ile to my DALIŚMY JEMU!
Nasze modlitwy, nasze posty w piątek... Co odrzuciliśmy - silne pokusy, lenistwo...
Co łaskawie ofiarowaliśmy Jemu...
Czy nie jesteśmy wtedy śmieszni, gdy staramy się porównać nasze dary z Darem Boga.
Naszą odpowiedzią na miłość Boga zawsze winna być tylko i wyłącznie miłość - a ta prawdziwa nie wypomina!

Nasza relacja z Bogiem, nasza wiara jest nastawiona na zysk. Gdy coś tracimy tutaj na ziemi, wiemy, że zyskamy o wiele więcej TAM! Wyzbywamy się czegoś z powodu nadziei, że nam to wszystko wynagrodzi Bóg!
O tym nas pouczył Ten umiłowany, jednorodzony Syn, którego dał nam Bóg...

niedziela, 11 maja 2008

1000 osób na blogu!!

Pięknie, bardzo pięknie nawet!! Trochę więcej niż miesiąc i już 1000 osób odwiedził0 blog. Można się cieszyć, ale jest jedno "ale"... (może nie jedno, ale dwa)
- mało osób bierze udział w ankietach :(
- mało osób pisze komentarze :(

ale są takiże osoby, które wspierają rozwój homiletyki polskiej w mojej skromnej osobie, zapewniając mi (poprzez klikanie w wiadome rzeczy) sferę materialną!!
I niby 1000 osób, ale czy jest sens dalej pisać? Skoro może 90% wpadło tutaj przypadkiem i szybciej tego bloga zamknęło niż cokolwiek przeczytało - o właśnie - na temat przydatności tego bloga i jego trwania zrobimy ankietę - oczywiście wyniki ankiety i tak nie wpłyną na moją ostateczną decyzję ;)
no i jeszcze dzisiaj nowa ankieta - interesuje mnie czy zaglądają tutaj osoby świeckie czy raczej duchowne :)

sobota, 10 maja 2008

Szum z nieba...

Nie zamykajmy jutro drzwi...
Bądźmy roztargnieni, zostawmy uchylone drzwi i okna, tak aby wiatr z impetem je otworzył i wpadając do środka - narozrabiał.
Pozwólmy, aby wiatr szarpał firankami, pozrywał wszelkie zasłony, rozhuśtał żyrandole.
Pozwólmy mu zerwać czapki z naszych głów - czy zniszczyć poukładane fryzury, pozwólmy aby zerwał peruki, maski, a może nawet zmienił ułożenie zmarszczek.
Niech wyrwie kilka stron z naszych kodeksów, strony z przygotowanych referatów, niech je zabierze.
Wiatr wyje gniewnie, wywraca wszystko, unosi, rozwiewa, miesza, porywa ze sobą, smaga, policzkuje. To jest jego zajęcia i natura. Nie możemy go ujarzmić.
Nawet jeśli chcemy go dozować, nim zarządzać, nie za bardzo nam to wychodzi. Może często łudzimy się, że wpuszczamy go, aby zaprowadzić porządek, aby umocnił podjęte już decyzje, uprawomocnił dokonane wybory, aby pełnił funkcje arbitra naszych gier, z naszymi regułami.
Wiatr wieje kędy chce, Duch wieje kędy chce.
Potraktujmy Go jako ten wiatr niepokojący, improwizujący, jako inspirację, nieporządek, wywrócenie wszystkich ustalonych reguł, jako pozbawiający zdefiniowanych programów, przynoszący rzeczy nowe, niewidziane, niesłyszane, niedoświadczone.
Módlmy się do Niego i o Niego, wzywajmy Go, prośmy. Ale później nie chowajmy się przed Nim, nie uciekajmy od Niego.
Odwagi, pozwólmy aby raz mógł w nas zamieszkać...

piątek, 9 maja 2008

Sekwencja...

Przybądź, Duchu Święty,
Spuść z niebiosów wzięty
Światła Twego strumień.

Przyjdź, Ojcze ubogich,
Dawco darów mnogich,
Przyjdź, światłości sumień.

O najmilszy z Gości,
Słodka serc radości,
Słodkie orzeźwienie.

W pracy Tyś ochłodą,
W skwarze żywą wodą,
W płaczu utulenie.

Światłości najświętsza!
Serc wierzących wnętrza
Poddaj swej potędze!

Bez Twojego tchnienia
Cóż jest wśród stworzenia?
Jeno cierń i nędze!

Obmyj, co nieświęte,
Oschłym wlej zachętę,
Ulecz serca ranę!

Nagnij, co jest harde,
Rozgrzej serca twarde,
Prowadź zabłąkane.

Daj Twoim wierzącym,
W Tobie ufającym,
Siedmiorakie dary!

Daj zasługę męstwa,
Daj wieniec zwycięstwa,
Daj szczęście bez miary!
Amen, Alleluja!

Bardziej na rozmyślanie już w dniu jutrzejszym, ale także jako materiał na kazanie.
Przyzywanie Ducha w konkretach w jakich ma być pomocą!

czwartek, 8 maja 2008

Dary...

Św. Grzegorz Wielki mówi, że do Boga wznosimy się zgodnie z porządkiem siedmiu darów, który jest odwrotnością tego, w jaki Duch Święty postępuje przy ich udzielaniu:
Przez bojaźń wznosimy się bowiem ku pobożności,
od pobożności ku poznaniu,
od poznania otrzymujemy męstwo,
od męstwa radę,
dzięki radzie postępujemy w kierunku rozumu,
a przez rozum do mądrości i tak,
dzięki siedmiorakiej łasce Ducha, otwiera się na końcu przed nami brama do życia niebieskiego.
Św. Maksym Wyznawca wyjaśnia poszczególne dary:
...bojaźni - odrzucenie zła,
męstwa - czynienie dobra,
rady - rozróżnienie tego, co należy czynić,
poznania - aktualne dostrzeganie Bożych racji, którymi są cnoty,
rozumu - zupełne przeniesienie duszy ku rzeczom poznanym,
mądrości - niepojęte zjednoczenie z Bogiem, przez które w tych, co są tego godni, pragnienie staje się już kosztowaniem.

Duch przychodzi w bogactwie swoich darów, podobnie do światła, które na jedno i drugie pada, wzbudzając różne kolory, gdziekolwiek się pokłada. Dar jest udzielany dla wspólnego dobra - jest przeznaczony do służby wspólnocie, choć np. św. Paweł nazywa darem - małżeństwo lub dziewictwo, które na pierwszy rzut oka nie służą wspólnocie i w tej dziedzinie każdy posiada swój własny DAR od Boga, jeden taki, drugi inny.
Uczestnicząc jako Kościół w dniu Pięćdziesiątnicy, nie możemy jedynie wspominać tego wydarzenia sprzed dwóch tysięcy lat, musimy pragnąć aby Pięćdziesiątnica wydarzyła się i dzisiaj.
Na naszych ustach, w naszych sercach ma być modlitwa - Przyjdź Duchu Święty! On tchnie kędy chce, rozdziela swe dary jak chce, tchnie także, kiedy chce. Naszym zadaniem jest nie stawiać oporu Jego działaniu.
Jeśli naprawdę chcemy przyjąć dary Ducha, musimy pamiętać o pewnych cnotach.

Posłuszeństwo - na wzór Jezusa, który wypełniał posłannictwo Ojca i był natchniony Duchem. Ten kto otrzymuje dar musi być posłuszny Bogu na wzór Jezusa, a także Kościołowi - instytucji, który zapewnia mu przyszłość i przeszłość. Charyzmat i instytucja to dwa ramiona krzyża. Charyzmaty bez instytucji są skazane na chaos, instytucja bez charyzmatów skazana jest na bezruch. Charyzmatyk jest często krzyżem dla instytucji, a instytucja jest krzyżem dla charyzmatyka.

Pokora - ona chroni charyzmaty, które są działaniami Ducha Świętego, płonieniami samego Boga powierzonymi w nasze ręce dla dobra Kościoła. Pokora sprawia, że łaska Boża może spokojnie przepływać przez osoby bez rozpraszania się, gasi również płomienie pychy i rywalizacji.
Posiadamy różne dary, nie wszyscy posiadamy wszystkie, nikt z nas nie jest wszystkim, lecz zawsze jesteśmy jedynie fragmentem pewnej całości. Tylko Bóg jest wszystkim. Jedynie Kościół posiada pełnię Ducha. Charyzmat jest jakby szczegółem w wielkim obrazie.

Miłość - Św. Augustyn czyni refleksję - oto ktoś słyszy o darach, charyzmatach i się zasmuca, może poczuć się wykluczony, gdyż myśli, że nie posiada żadnego z nich. Ale:
Jeśli potrafisz kochać, posiadasz niemało. Jeśli bowiem miłujesz jedność, ktokolwiek coś w niej posiada, posiada to także dla ciebie! Odrzuć złoć, a wszystko to , co jest moje, będzie twoje; i jeżeli ja oddalam zazdrość, moim jest to, co ty posiadasz. Zawiść rozdziela, miłość jednoczy. W ciele jedynie oko ma zdolność widzenia, ale czy widzi tylko siebie? Widzi także dla ręki, dla nogi i dla innych członków (...). Tylko ręka działa w ciele, lecz czy działa wyłącznie dla samej siebie? Działa także dla oka; jeśli bowiem nadchodzi cios, który nie rękę ma na celu, lecz tylko twarz, czy może ręka powie: "Nie ruszę się, bo cios nie jest wymierzony we mnie"?
To miłość pozwala kochać wspólnotę, kochać Kościół, w którym żyję, w jedności wszystkie charyzmaty są "moją własnością". Co więcej, jeżeli ty miłujesz jedność bardziej niż ja, charyzmat, który ja posiadam, jest bardziej twój niż mój.

środa, 7 maja 2008

Pokój czy święty spokój?

Chrystus po swoim zmartwychwstaniu gdy spotyka się z uczniami, kieruje do nich słowa - Pokój z wami! Jaki jest ten pokój? Popatrzmy na dalsze dzieje młodego Kościoła. Nie zaznał on raczej spokoju - zacząły się prześladowania. Uczniowie nie dostali wakacji, tylko zostali wezwani do świadczenia o Chrystusie, aż po męczeńską śmierć. Mimo tego trwali przy Chrystusie, trwali w Jego nauce i ją głosili - bo byli pewni, wierzyli słowom Jezusa. Nie może być uczeń nad mistrza... wiedzieli że przez wiele ucisków wejdą do nieba - byli spokojni, ale nie mieli świętego spokoju.
Chrystus także do nas kieruje te słowa, także nam udzielił swego Ducha w sakramencie chrztu i bierzmowania, daje nam siebie w Komunii.
Tylko co my z tymi Jego darami robimy? Czy pożytkujemy je dla wspólnego dobra - o czym mówi św. Paweł. Czy może jesteśmy podobni do sługi, który zakopał talent otrzymany od Pana - czy chcemy usłyszeć słowa - odbierzcie mu ten talent?
Czy może staram się rozwijać to co dostałem, dla wspólnego dobra, dla dobra duchowego? Co ostatnio zrobiłem dla innych - bezinteresownie, bez czekania na słowo dziękuję? Czy stać mnie na taki gest.
Jeśli otrzymałem Ducha Świętego, Jego dary dla dobra wspólnoty, to także winienem się spytać - co z nimi zrobiłem? Jak staram się włączyć we wspólnotę tego lokalnego Kościoła jakim jest moja parafia? Wiele się mówi, że wiele z młodych ludzi, którzy przyjmują bierzmowanie bierze od razu rozwód z Kościołem. Pojawią się później przed ślubem, na chrzest, później na komunię dziecka.
W wielu przypadkach to smutna prawda.
Druga grupa to ci, którzy wszakże nie wzięli "rozwodu" ale jak wspomiałem wyżej - zakopali dary otrzymane dla wspólnoty. Czym się różnią? Chyba tylko tym, że czasem pojawią się w świątyni, z większą lub mniejszą częstotliwością.
Dary otrzymujemy wszyscy, wszyscy jesteśmy członkami jednego Ciała - Jezusa. Wszyscy razem stanowimy Kośció. Może warto przed Uroczystością Zesłania Ducha Świętego - zastanowić się - jaką cząstką jest każdy z nas. Każdy z nas jest wizytówką Kościoła, Chrystusa - jak ta wizytówka wygląda - zależy od każdego z nas.
Uczniowie nie zaznali świętego spokoju, my raczej też tutaj na ziemi możemy od Jezusa otrzymać jedynie POKÓJ - zapewnienie o Jego zywcięstwie, mimo tego że może czasami trzeba się zamknąć z obawy przed kimś.

wtorek, 6 maja 2008

Pokój wam!

Pokój to wolność od lęku, to wzmocnienie ciała i duszy, jakiego ten świat dać nie może (J 14, 27).
Jezus nie wypomina uczniom opuszczenia podczas męki, tylko pokazuje swoje rany, zraniony bok, z którego wypłynęły i nadal będą wypływać rzeki Nowego Życia - to jest Duch (7, 37-39), jako niezbędny dar.
Uczniowie zostają posłani na świat, w takim samym celu co Jezus, który przyszedł aby zmazać grzech i doprowadzić do jedności. Uczniowie dzięki darowi Ducha mają prowadzić do jedności, poprzez usuwanie grzechu ze świata, z każdego człowieka.
Jeśli komuś grzech zostanie zatrzymany - nie będzie miał pokoju z innymi, nie będzie jedności, nie będzie miał pokoju w swym sercu, nie będzie przebywał w domu Ojca (J 8, 34-35).
Świadectwem uczniów Chrystusa winno być obalanie barier grzechów i wszelkich podziałów w naszych wspólnotach. Świadectwo uczniów czyli także moje - prowadzić do jedności, aby Pokój Chrystusowy był obecny, był możliwy do dotknięcia, odczucia w naszym życiu, w domu, w pracy, w świątyni.
Na tym polega MOC zmartwychwstania...

poniedziałek, 5 maja 2008

Weźmijcie Ducha Świętego! Którym odpuścicie grzechy...

On was chrzcić będzie Duchem Świętym i ogniem (Mt 3, 11)
Ogień, który oczyszcza, wydoskonala, ale ogień też niszczy, zabija życia. Ogień oświetla, ogrzewa, zapala, ale też pożera nieprzyjaciół i będzie wieczną karą dla pysznych.

I jedno wyraźne - ogień oczyszcza, oczyszcza dogłębnie, radykalnie, wewnętrznie - Doświadcz mnie, Panie, wystaw mnie na próbę, oczyść w ogniu moje nerki i serce (Ps 26, 2).

Wiele tekstów prorockich, które zwiastują działalność Mesjasza, używa symboliki ognia.

Cyryl Jerozolimski - Apostołowie otrzymali ogień, który pochłania ciernie grzechów, a dusze czyni jasnymi.
Św. Ambroży pisze: Ów ogień był obrazem Ducha Świętego, który miał zstąpić po Wniebowstąpieniu Pańskim i odpuścić grzechy wszystkich, który jako ogień zapala wierne serca i umysły.
Dawne responsorium Jutrzni Zesłania Ducha Świętego: Przybył Boski ogień, który nie pali, lecz oświeca, nie niszczy, ale lśni; znalazł serca uczniów jak czyste naczynia i rozdał charyzmatów dary.

Ogień Boski niszczy ciernie i chwasty wad oraz rdzę grzechów, nie niszczy natury, ale ją oczyszcza. T.S. Eliot:
Gołąb, pikując, tnie powietrze
płomieniem rozżarzonej trwogi,
której ognisty język znaczy
zmazanie grzechów, kres rozpaczy,
nadzieję albo los złowrogi:
w wyborze stosu - ocalenie,
przez ogień z ognia - odkupienie.

Jezus dając Apostołom w Wieczerniku Ducha Świętego, nie przekazał Kościołowi "władzy" jurydycznej, zewnętrznej, zwykłego "upoważnienia" do odpuszczania grzechów; przekazał władzę rzeczywistą, wewnętrzną, którą jest sam Duch Święty.

Należy pamiętać o zasadzie - wszystko zostaje nam dane przez Ojca za pośrednictwem Chrystusa w Duchu Świętym.
Duch Święty nie jest efektem usprawiedliwienia, lecz także jego przyczyną. Nie jest końcem procesu, w którym najpierw następuje oczyszczenie terenu, a później przyjście Ducha Świętego. Św. Bazyli: Odpuszczenie grzechów następuje w łasce Ducha. Odpuszczenie grzechu i wlanie łaski są jednym i tym samym działaniem, lecz widzianym z dwóch różnych stron. To wlanie łaski usuwa grzech.

Jak przejść przez ten ogień, który oczyszcza i na nowo stwarza?
Ogień działa na tego, kto go dotyka, nie na tego, kto o nim mówi lub go słucha. W Biblii jest przykład zastosowania ognia w przypadku proroka Izajasza:
Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł: "Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech (Iz 6, 6-7).

Powinniśmy uczynić naszym, w miarę możliwości, doświadczenie Izajasza, pozwalając Bogu, by zrobił z nami to, czego dokonał ze swoim prorokiem.
Dla Boga usunięcie grzechu jest dziełem niezwykle prostym i odbywa się w jednej chwili; w nas jest natomiast czymś bardzo skomplikowanym i przyjmuje formę całego procesu. Może być złożony z etapów:
Duch Święty:
puka do drzwi sumienia poprzez wyrzuty,
otwiera je dzięki wyznaniu,
wchodzi przez skruchę,
wyzwala sumienie przez rozgrzeszenie,
przemienia je przez usprawiedliwienie,
rozpala swą żarliwością.

Wtedy:
I wszystko będzie dobrze
i wszelkie sprawy ułożą się dobrze,
gdy języki płomieni splotą się
w węzeł ognistej korony,
a ogień i róża - staną się jednym.

W języku syryjskim tekst Księgi Rodzaju 1, 2 przetłumaczony został następująco: Duch Pański ogrzewał wody, unosząc się nad nimi. Zainspirowany tą symboliką Efrem Syryjczyk pisał:
Jak dzięki ciepłu wszystko dojrzewa,
tak dzięki Duchowi wszystko zostaje uświęcone:
jakże wyraźny to symbol!
Jak ciepło topi lody ciał,
tak Duch Święty nieczystość serc.
Jak z pierwszym ciepłem wiosny brykają młode cielęta, tak samo uczniowie, kiedy Duch na nich zstępuje.
Jak ciepło łamie okowy zimy, które trzymają w niewoli kwiaty i owoce,
tak dzięki Duchowi Świętemu zostaje złamane jarzmo złego ducha, który nie pozwala rozkwitać łasce.
Jak ciepło rozbudza uśpione łono ziemi,
tak Duch Święty łono Kościoła.

Św. Jan od Krzyża uważa, że żywy Płomień oczyszcza duszę i wlewa w nią moc, żywotność i żarliwość o chwałę Boga. Czyni z nas ludzi płomiennego ducha. Jak ogień z wilgotnym drzewem - oczyści, osuszy, sprawi by wyszły nieczystości, obejmuje i przekształca w siebie.
Możemy to zobaczyć u Apostołów - najpierw letni, przerażeni, zamknięci, ale gdy spoczyły na nim języki ognia - zostali przepełnieni gorliwością, zapałem i odwagą.
Paraklet, który w językach ognia zstąpił na Apostołów i wierzących,
także na nas przychodzi jako ogień:
by spalić i zniszczyć winę,
by oczyścić naturę,
by umocnić i wydoskonalić łaskę
by wygnać lenistwo naszej obojętności
i zapalić w nas żar swej miłości.

Duch Święty jest lekarstwem na naszą letniość, abyśmy stali się żarliwymi. Jeśli odkrywamy, że jesteśmy wygaśli, zimni, apatyczni, niezadowoleni z Boga i z siebie samych - lekarstwo istnieje i jest niezawodne: potrzebujemy dobrej i świętej Pięćdziesiątnicy! Z pomocą łaski, z pomocą Ducha Świętego możliwe jest wyjście z oziębłości.
_____________________________
Raniero Cantalamessa OFMCap., Pieśń Ducha Świętego.

Pan Cejrowski o Karaibskiej modlitwie...

Pogrążony w lekturze Gringo wśród dzikich plemion, natrafiłem na fragment mówiący o przeżytej liturgii na Karaibach.
Temat znaku pokoju:
U nas to pusta, często żenująca formalność. Kiwamy do siebie głowami, uśmiechamy się zdawkowo, mruczymy pod nosem: pokój z tobą, (Jakim "tobą", kiedy to jest nieznana mi starsza pani, do której mówienie per "ty" uważam za wysoce niekulturalne.)
Latynosi zrozumieli o co chodzi - my nie. Tam, obcy obcemu nie przekazuje znaku pokoju, bo nie ma powodu do pojednania z osobą, której się w niczym nie zawiniło. Oni się przepraszają nie pro forma, ale za k o n k r e t n e winy, wobec konkretnych osób.
Jak pisze autor - przekazanie znaku pokoju, "zwyczajowe zamieszanie", to szukanie swoich bliskich po kościele, aby się pojednać.
Po powrocie z pewnych wakacji spędzonych na Florydzie miałem podobne wrażenie - tam znak pokoju trwał długo, nikomu się nie spieszyło, podchodziły do mnie różne osoby, aby choć podać rękę. Odpowiedzialni za śpiewy w tym czasie grali odpowiednie śpiewy.
Dalej Pan Cejrowski opisuje zachowanie ludzi podczas nabożeństwa:
Na Karaibachj, skoro już ktoś przyszedł do kościoła, to nie po to żeby pospać w ławce - wygodniej się śpi we własnym hamaku - nikt się więc nie ociąga. Wierni odpowiadają bardzo głośno, a śpiewają na całe gardła. Wszyscy!
Nikt nie mruczy pod nosem. Nikt nie milczy. Ba, odbywa się coś w rodzaju wyścigów - kto głośniej i kto szybciej. (...)
Latynosi bardzo często wchodzą księdzu w słowo - wyprzedzają go o pół kroku i odpowiadają jeszcze zanim ksiądz skończy swoją frazę. Wygląda to tak, jakby chcieli udowodnić, że wiedzą co powinno być za chwilę, że każdy z nich umie słowa kolejnych pacierzy - ksiądz jeszcze nie skończył, a oni już odpowiadają. Jak gromada szkolnych prymusów.

Tak czasami patrze na tych, którzy przychodzą do naszych polskich kościołów, gdziekolwiek odprawiam, jak ci ludzie czasami się nudzą, jak się męczą, jak często spoglądają na zegarek...
A czasami jak wypadnie - kogoś o coś poprosić, to już sobie ksiądz za dużo pozwala, Ja mam nieść krzyż???!!! itd. Tak myślę i niestety często można to przeczytać, że ludzie przychodzą do kościoła jak do teatru jednego aktora - księdza. Dają mu 45 minut czasem zgodzą się na 1 godzinę i proszę nas zabawić. Ktoś może narzekać na zgniłą Amerykę - ale tam widziałem, na typowej amerykańskiej parafii - żywą wspólnotę, ludzi którzy wiedzieli po co przyszli do świątyni...
Przykład - podczas ogłoszeń ksiądz pytał czy są jacyś goście (był czas wakacji) i chodząc po świątyni pytał się skąd są, jak się podoba na Florydzie, krótka rozmowa. Gdyby u nas tak ksiądz wyszedł - nikt by się nie przyznał, że jest gościem... wszak ci, którzy przychodzą są tylko widzami, to ksiądz niech się gimnastykuje, stara, aby fajnie, miło i przyjemnie.

Na zakończenie swojego opisu liturgii na Karaibach pan Cejrowski podaje następujący morał:
Na początku mnie to denerwowało (że wszyscy się prześcigają z odpowiedziami), gubiłem się, złościłem, ale teraz wiem, po latach, "ścigam się" tak jak oni, bo zrozumiałem, że to nie jest wyścig człowieka z człowiekiem, ale wyścig do Pana Boga.
Ciekawe kiedy u nas w Polsce zaczniemy wyścig do Pana Boga....

sobota, 3 maja 2008

Wniebowstąpienie


Na starych obrazach przedstawiających Wniebowstąpienie Chrystusa widzi się niekiedy wyciągniętą dłoń Boga Ojca zza chmur skierowaną ku Synowi, by Go pociągnąć do siebie. Chrystus oddalając się od ziemi, kieruje się ku niebu i rzuca na ziemię ostatnie swe spojrzenie. Przemieniona postać Zbawcy pozbywa się cieni doczesności, by ukazać się w pełni wiecznego światła. Wydobywa się z więzów czasu, by zamknąć się w wieczności.

Jest to obraz i tylko część prawdy, bo Chrystus nie przeszedł na emeryturę z chwilą Wniebowstąpienia. Nie odszedł lecz zniknął.
Zwykle rozstanie z kimś bardzo bliskim jest bolesne i smutne, trudno cieszyć się, bywa zaś, że łzy same cisną się do oczu.
Postawa uczniów winna nam imponować, uczmy się od nich życia wiarą. Wierzyli w obecność Pana, choć nie widzieli Go jak przedtem, ale wierzyli, że jest z nimi jak dawniej. Jak głęboko musiały w nich utkwić Twoje słowa, wypowiedziane tuż przed rozstaniem: Oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata.
Uczniowie zapatrzeni w niebo...
Niebo.... czym ono jest?
To miejsce, gdzie mieszka Jezus - odpowie małe dziecko.
To miejsce, gdzie nie trzeba będzie cierpieć - odpowie może chory.
Tam nie będzie trzeba pracować - odpowie leniwy.
Tam odnajdę swoich najbliższych i drogich ludzi - powie wdowa lub sierota.
Tam zrozumiemy wszystkie zagadki bytu - powie uczony.
Tam będziemy szczęśliwi - powiedzą nieszczęśliwcy.
A co mówią karty Pisma Św. o niebie? To miejsce wiecznej szczęśliwości, bez smutku i boleści, gdzie radości waszej nikt wam nie zdoła odebrać, a radość ta będzie pełna.
To miejsce życia wiecznego. O niebie niejednokrotnie mówi Chrystus i zaznacza, że w domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Do nieba wskazywał drogę i w ostatniej chwili swego życia otworzył niebo łotrowi na krzyżu - powiadam ci, dziś ze Mną będziesz w raju.
O niebie przypominali apostołowie Piotr i Paweł. Przedstawia je w swej wizji apokaliptycznej św. Jan. Przypomina o nim nieustannie Kościół.
My byśmy chcieli poznać istotę nieba i wszystkie szczegóły z nim związane, ale nawet Apostoł Narodów powiedział, że ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani serce człowieka nie zdołało pojąć, jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują.
Niebo zdobywają ludzie gwałtowni napisał św. Mateusz. Cóż to może znaczyć?
Czyżby Królestwo niebieskie miało być udziałem ludzi bezwzględnych, nie liczących się z nikim i niczym, tych co idą przez życie „po trupach”. A może mamy w wyobraźni obraz ludzi przepychających się. kto silniejszy, więcej sprytniejszy, bardziej brutalny, ten nie zostanie „na lodzie”, zdobędzie nawet miejsca siedzące.
A może to królestwo zarezerwowane jest dla wysoko urodzonych, piastujących ważne stanowiska, godności, urzędy, .... może dla ludzi bogatych, wpływowych...
Królestwo niebieskie zdobywają ludzie gwałtowni. Znaczy to: na Królestwo niebieskie trzeba solidnie zapracować, nikomu nie uda się go „zagarnąć” przemocą, podstępem. Bez osobistego wysiłku, wytrwałej i żmudnej pracy nie da się go zdobyć. Do nieba nie idzie się z założonymi rękami.
Ktoś żartobliwie powiedział, że w niebie spotkają nas kiedyś trzy niespodzianki. Najpierw, że nie ma tych, których oczekiwaliśmy, następnie, że jest wielu, których się nie spodziewaliśmy oraz, że sami tam się znaleźliśmy.
Na niebo jednak trzeba sobie zasłużyć życiem tutaj na ziemi.
Mężowie z Galilei, dlaczego stoicie i wpatrujecie się w niebo?
W ten sposób zwrócili się dwaj mężowie w bieli do uczniów stojących z wyrazem zachwytu i podziwu. Ocknęli się jednak, bo przypomnieli sobie zadanie, jakie ich czeka tu na ziemi: Będziecie moimi świadkami w Jeruzalem i w całej Judei, i w Samarii, i aż po krańce ziemi. Teraz Chrystus przez nich miał i dzisiaj przez nas ma działać, nauczać i chrzcić, pracować i cierpieć. Mamy być Jego przedłużeniem po wszystkie czasy. To wymaga stałego i wielkiego wysiłku, nawet heroizmu.
Ktoś powiedział kiedyś - Jeśli chcesz zostać prawdziwym chrześcijaninem, spróbuj przeżyć jeden dzień tak, jakby Ewangelia była prawdziwa. Zatem trzeba nam żyć według Ewangelii dzień po dniu, godzina po godzinie, rok po roku. Jest to życie z Chrystusem, przez Chrystusa i w Chrystusie, a jego owocem jest powtórzenie za św. Pawłem: Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus.
Czy ja, ty, my pracujemy z myślą o niebie? Za jaką zapłatą się oglądamy. Wolno oczywiście upominać się o godziwą zapłatę, ale nie można tracić z oczu nagrody przygotowanej dla zbawionych w domu Ojca. Albowiem cieszcie się i radujcie, albowiem wasza nagroda wielka jest w niebie.

piątek, 2 maja 2008

3 Maja - Królowej Polski - już jutro, a więc...

1 kwietnia 1656 roku król Jan Kazimierz dziękując za zwycięstwo odniesione nad Szwedami i cudowną obronę Jasnej Góry, w katedrze lwowskiej przed obrazem Matki Bożej Łaskawej obrał Maryję za Królową, a swoje Królestwo polecił Jej szczególnej obronie (w czasie podniesienia król zszedł z tronu, złożył berło i koronę, i padł na kolana przed ołtarzem). Przyrzekł szerzyć Jej cześć, zająć się losem ciemiężonych, pańszczyzną chłopów i zaprowadzić w kraju sprawiedliwość społeczną.
Choć ślubowanie Jana Kazimierza odbyło się przed obrazem Matki Bożej Łaskawej we Lwowie, to jednak szybko przyjęło się przekonanie, że najlepszym typem obrazu Królowej Polski jest obraz Pani Częstochowskiej, to przekonanie potwierdziła koronacja obrazu papieskimi koronami 8 września 1717 roku.
Papież Pius XI ustanowił święto dla całej Polski w 1924 roku. Papież Jan XXIII w 1962 r. ogłosił Najświętszą Maryję Pannę Królową Polski i główną patronką naszego kraju.
Tak mówi o uroczystości historia, a dziś? Czym dla nas jest ta uroczystość? Jak dzisiaj mamy pojąć tytuł Maryi jako Królowej. Bo dziś Królowe - z niewielkimi wyjątkami - to już postacie historyczne albo postacie w bajkach dla dzieci, lub postacie w filmach. Tylko historia wspomina wspaniałe monarchie, po których dzisiaj nie ma śladu. Więc jak mamy rozumieć tę uroczystość? Co to dzisiaj znaczy, że Maryja jest naszą Królową?
Spójrzmy na słowa Ewangelii - Maryja stoi pod krzyżem, pod krzyżem na którym kona Jej Syn. I takie proste ale jakże pełne treści słowa: Oto Matka Twoja, Oto Syn Twój! św. Jan wziął Maryję do siebie - dobrze zrozumiał słowa Jezusa.
Maryja Królowa..., ale jakoś trudno dostrzec Ją tam na Golgocie jako królową. Brak tronu (nie licząc krzyża Jezusa), brak wspaniałych szat, nie ma przepychu dworskiego, brak cudnych dywanów. A ludzi szydzących z Jezusa raczej nie można określić mianem świty czy sług królowej. Nie ma szacunku, nikt nie składa hołdu...
Ale to właśnie tam pod krzyżem możemy i powinniśmy zrozumieć istotę królowania Maryi. Patrząc na Nią stojącą i wpatrującą się w Syna, kiedy Jej serce przenika miecz boleści.
Kiedy widzimy w Niej dziewczynę:
- która przyjmuje w pokorze tajemniczą i zaskakującą wieść: Oto poczniesz i porodzisz Syna,
- która spieszy z pomocą dla swej krewnej Elżbiety,
- która z trwogą i z sercem zatroskanym szukała dwunastoletniego syna w Jerozolimie,
- która pełna troski o innych w Kanie Galilejskiej, mówi: Nie mają już wina,
- która usłyszała słowa, po ludzku sądząc, bolesne i trudne: któż jest moją matką?
- która cierpiąc szła za swoim Synem aż na Golgotę.
To pierwsze Fiat wypowiedziane w Nazarecie powtarzała poprzez całe swoje życie, i bardzo mocno wypowiada je swoją postawą pod Krzyżem Jezusa.
Podobnie jak Jezus - odarta, ogołocone ze wszystkiego. Zawsze gdzieś na uboczu, ale zawsze obok Syna, od początku wiedziała, że „to musi się stać”, że miecz boleści przeniknie Jej duszę...
Maryja Królowa - to prosta dziewczyna z Nazaretu, pokorna i cicha służebnica Pańska, która przyjmuje Słowo Odwieczne... to zatroskana Matka, która szuka swojego Syna wśród pielgrzymów, i która dzisiaj szuka swoje pogubione przybrane dzieci... to zapobiegliwa i troskliwa opiekunka, pomagająca nowożeńcom, wskazująca, że mamy wypełniać wszystkie słowa, które mówi do nas Chrystus... to Matka, która w ciszy, delikatnie towarzyszy Swemu Synowi.
I w końcu Matka cierpiąca razem ze swoim Synem pod Krzyżem, która razem z nim przeżywa ogołocenie, odarcie ze wszystkiego... To jest Maryja Królowa, Maryja w niebieskiej chwale, ukoronowana wieńcem z gwiazd dwunastu.
Całe życie Maryi było Królowaniem, ale jakże odmiennym od naszym wyobrażeń, jakże różne od tego, które możemy zobaczyć w filmach, czy wyczytać w książkach historycznych...
Maryja króluje wespół ze swoim Synem. Tam gdzie On jest Królem, gdzie On jest zauważany, gdzie On jest na pierwszym miejscu, gdzie On ma swój tron, tam jest także Maryja jako Królowa. Czy możemy powiedzieć to o sobie, czy mogę powiedzieć to o swoim życiu, o swojej rodzinie, wspólnocie, parafii? Czy Jezus razem z Maryją królują w moim życiu, czy może czemuś innemu oddaję hołd i cześć?
Czy może ta dzisiejsza uroczystość nie powinna być nas wyrzutem sumienia. Bo mogę odmawiać różaniec ku czci Maryi, mogę nie opuścić ani jednego nabożeństwa majowego, mogę brać udział w różnych nabożeństwach ku czci Maryi, ale będzie Ona jedynie dodatkiem do mego życia. Nie znajdzie się w moim życiu miejsca na królowanie Maryi i Jezusa... Tak trudno spełnić słowa - Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie...
Z nostalgią i dumą wspominamy wielkie wydarzenia z historii naszego Narodu, tak często naznaczone obecnością i opieką Maryi. A dziś? Maryja nie chce przestać być naszą Królową. Pytanie tylko czy my chcemy, aby Ona królowała nad nami? Czy jesteśmy godni Jej królowania? Czy w naszym życiu, naszych rodzinach, a w końcu w naszym kraju chcemy takiej Królowej, która chce abyśmy spełniali tylko jedną wolę, wolę Jej Syna.
Czy jako jej słudzy i wierni poddani potrafimy brać Jezusa, Kościoła, wiary gdy są poniżani, ośmieszani, prześladowani... Wartości ewangeliczne są wyśmiewane, uważane za przeżytek, wymysł księży, staroświeckość, ciemnogród. Czy Maryja chce mieć takie królestwo i takich „poddanych”?
Może Ona chce, abyśmy wszyscy, wszyscy na nowo i na serio przyjęli Chrystusa za Króla i Pana naszego życia, jako Jedynego, którego słuchamy i któremu służymy. Abyśmy przyjęli Jezusa, a wraz z Nim Jego Matkę, naszą Królową. Św. Jan zrozumiał - nie stawiał zbędnych pytań, nie rozważał, tylko od tej godziny wziął ją do siebie!
Czy my jesteśmy gotowi zrobić podobnie?

czwartek, 1 maja 2008

On odchodzi, czy my wyruszamy?

Gdyby nie inne teksty, trudno byłoby znaleźć w zapisach Mateusza ślady Wniebowstąpienia.
Niektórzy mówią, że apostoł bardziej to sugeruje, niż o tym pisze.
Może sugeruje tylko tym, którzy już o tym wiedzą z innych źródeł...
Mateusz pozostaje wierny swojemu zasadniczemu tematowi, przedstawianemu od samego początku Ewangelii: Bóg-z-nami.
To, że sami nie możemy zobaczyć Chrystusa, w istocie niczego nie zmienia: Bóg pozostaje z nami. Nie opuszcza swojego ziemskiego schronienia zdobytego wcieleniem Syna.
Schemat nie jest taki sam, jak dal wielkich tego świata: przybywam, jestem, odchodzę. Schemat jest taki: przybycie i stała obecność (chociaż pod różnymi postaciami).
Oczywiście obraz naszkicowany przez Mateusza robi wrażenie. Sytuacja jest dość niejasna.
Donioślejsze za to stają się słowa wypowiadane przez Mistrza.
Wydaje się, że przedstawiany Jezus pełni rolę, którą manifestuje w pozostałej części ewangelii. To już nie Jezus, który czyni i głosi..., ale ten, który prosi, by czynić i głosić.
Owszem, mamy wrażenie, że wróciliśmy do początku. Pojawia się scena adoracji A gdy ujrzeli, oddali Mu pokłon, przywołująca obraz opisany w ewangelii narodzenia dotyczący Medrców oddali Mu pokłon. Józefowi został ogłoszony Emmanuel, czyli Bóg-z-nami. Teraz Jezus zapewnia A oto Ja jestem z wami.
Elementem charakterystycznym jest ruch, jako decydujący znak, że uczniowie przyjęli specyficzne zadanie.
Idźcie albo lepiej - wyruszajcie w drogę - staje się słowem - kluczem.
Zatem dzisiaj nie świętujemy odejścia Mistrza, ale wyruszenie w drogę Jego uczniów.
Władza, jaka została dana Jezusowi - tak w niebie, jak i na ziemi - w pewnym sensie przechodzi na tych, którzy mają zapewnić Jego obecność na ziemi.
Nauczajcie wszystkie narody, udzielając im chrztu w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Uczcie je zachowywać wszystko, co wam przykazałem...
A zatem trzeba odkryć drogę, sposób życia, znaleźć język odpowiedni do tego celu.
Już nie wystarczy powiedzieć: Bóg z nami.
Trzeba iść i mówić: Bóg z wami.
_____________________________________
Alessandro Pronzato, Oto Słowo Boże, rok A.