Przyznanie się do Chrystusa, przyznanie, że jestem chrześcijaninem, uczniem Chrystusa. Cóż trudnego! Modlitwa, udział we mszy świętej, procesji na Boże Ciało, święconka na Wielkanoc, opłatek na Boże Narodzenie. To wydaje się proste, no cóż w taki sposób to każdy z nami się przyznaje.
Rozpoczęcie podróży czy to swoim samochodem, czy autobusem, pociągiem, samolotem - uczynienie znaku krzyża. To już nie jest takie łatwe - co powiedzą, jak pomyślą.
Bycie w restauracji - znak krzyża, czy krótka modlitwa przed posiłkiem. To już jest wielkie wyrzeczenie i trudność z naszej strony.
Przejście, przejazd obok kapliczki, krzyża czy minięcie kościoła - znak krzyża.
Ktoś powie, to tylko zewnętrzne znaki. Inny doda, Boga trzeba chwalić sercem, duszą itd. "Wejdź do swej izdebki i módl się w ukryciu." - A św. Jakub doda: "Wiara bez uczynków martwa jest i równa jest niewierze".
A jak reagujemy gdy ktoś mówi o Kościele? Czy mamy świadomość, że Kościół to my, że każdy z nas tworzy Kościół i jest za Niego odpowiedzialny? Co mówię o Kościele swoim życiem, słowem, przykładem. Co mówię swoim najbliższym, swojej rodzinie, jaki daję przykład! Czy staram się przyznawać do Boga, wiary?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz