Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

sobota, 22 listopada 2008

Może nie wyjaśnił dobrze... może nie zrozumieliśmy...

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie powinniśmy sobie wyobrażać, co się stanie w tym nieuniknionym dniu sądu. Chciał raczej, abyśmy skupili naszą uwagę na dniu, który przeżywamy tutaj i teraz. Nie na tym, który ma przyjść, ale na tym, który jest.
To On dzisiaj jest głodny, bez pracy, czuje, że przytłacza Go samotność, jest chory.
To dzisiaj powinniśmy Go spotkać, rozpoznać, rozliczyć się z Nim.
Jesteśmy ciekawi co się wydarzy, co uczyni z nami w dniu ostatecznym. On natomiast jest ciekawy, co my uczynimy dla Niego dzisiaj, teraz...
W tym ostatnim dniu już nie będziemy mogli nic Mu dać. Nie będzie już nic do zrobienia. W tym dniu decyzja będzie już podjęta, bo wszystko rozgrywa się w tym momencie. Ostatni termin. Spotkanie z wiecznością rozpoczyna się dzisiaj.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Sąd Ostateczny nie będzie odbywał się w niebie pośród chmur, w otoczeniu aniołów.
Sąd będzie na ziemi. Każdy dzień jest dniem Sądu Ostatecznego.
Nie będziemy oceniali z tego, jak wykonywaliśmy praktyki religijne (które owszem, są ważne, ale nie wystarczą).
Sąd nie wydarzy się po tym, jak zamknięcie oczy. Sąd odbywa się wtedy, kiedy je otwieramy. Co więcej, naszą winą będzie brak właśnie otwartych szeroko oczu.
Kiedy już zamknięmy oczy..., będzie już zbyt późno na sąd.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Jeśli chcemy dzisiaj odnaleźć króla, nie możemy szukać Go w triumfalnych gestach, w kosztownych pałacach, wielkich ceremoniach, wśród fanfar...
Ten Król nie jest tam obecny, wielkie defilady, pompatyczne parady tego Króla nie interesują.
Mamy wiedzieć, że ten Król jest obecny gdzie indziej. On lubi inne zgromadzenia.
Tam gdzie jest coś zagubionego, On angażuje się w poszukiwanie. Tam gdzie jest ktoś zmęczony, zagubiony, tracący wiarę. Tego Króla możemy znaleźć właśnie tam..., tam gdzie jest chora lub zraniona owieczka, opiekuje się nią.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Pasuje do Niego tytuł Króla, ale nie ma jego oblicza. On ma twarz biedaka, człowieka o innym kolorze skóry (każdym kolorze), nędznika, tego, który jest bardzo daleko od nas i tego, który znajduje się obok nas.
Ma twarz człowieka.
Przyjmujemy naszego Króla i odrzucamy Go za każdym razem, kiedy przyjmujemy czy odrzucamy drugiego człowieka.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie mieszka w tajemniczym pałacu, strzeżonym przez osobistą gwardię przyboczną.
Aby do Niego przyjść, nie musimy się czuć onieśmieleni.
On zamieszkuje głód, pragnienie, wykluczenie, wykorzystywanie, więzienie, szpital, szopę desperację, samotność, ludzkie cierpienie, wygnanie. Jego pałacem jest ludzka nędza. On trwa zawsze w oczekiwaniu, czeka, aby ludzie stali się bardziej ludźmi.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie chodzi o to, abyśmy się domyślali, którym spośród głodnych jest właśnie On. Który spośród ubogich najbardziej Go przypomina.? Który spośród więźniów jest tym "dobrym", niesprawiedliwie skazanym? Który z chorych zasługuje na naszą szczególną uwagę, któremu tylko mamy pomóc?
NIE! Jakikolwiek cierpiący, głodny, potrzebujący, jakikolwiek pozbawiony wolności czy zagrożony w swojej godności jest godzien naszej uwagi.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Może uczynił wszystko zbyt łatwym.
Objawił nam tę sztuczkę, wskazując na przebranie, może myślał, że rzucimy się, rozpoczniemy zaciekłe współzawodnictwo, nie pozwolimy umknąć żadnej możliwości, żeby spotkać i rozpoznać naszego Króla, czyli nie stracimy spotkania z żadnym z naszych bliźnich, którzy cierpią głód, niedostatek, niesprawiedliwość, znajdują się w potrzebie...
Tymczasem kiedy spotykamy biedaka, który ma twarz króla, bardzo ciężko nam się zatrzymać i poświęcić na uwagę. Odczuwamy często odrazę nie do przezwyciężenia, nie potrafimy traktować go jak Króla.
Czasami uda się zachować w miarę przyzwoicie i uważamy się za bohaterów, podczas gdy powinniśmy się czuć szczęśliwi, uhonorowani.
Chciał nam wszystko ułatwić, chciał nam zabrać strach przed sądem. Dał nam możliwość pozbycia się tego sądu, który jawi się przed nami jako coś nieprzyjemnego.
Wszystko zależy od nas.
Sąd byłby potwierdzeniem tego, co już było stwierdzone tutaj na ziemi.
Tymczasem my ciągle chcemy podążać ku zbawieniu krokiem skazanego...

Może nie wyjaśnił dobrze, może nie zrozumieliśmy...
Że nasz król i sędzia, otworzył przed nami wszystkie drzwi, torował wszystkie drogi, dał nam wszystkie możliwości, żeby wyjść z honorem, żeby popełniać czyny miłości...

Może On wyjaśniał dobrze, a my nie chcemy ciągle zrozumieć!

____________________________________
na podstawie:
A. Pronzato, Oto słowo Boże! rok A

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Bardzo ciekawie skonstruowane kazanie. Rzeczywiście nasz Sąd jest każdym dniem, chociaż czasem tego w ten sposób nie widzimy...;)