A myśmy się spodziewali... zatrzymali się smutni...
Ile razy coś nie wyszło w moim życiu, ile razy zawiodłem się na najbliższych, ile razy nie spełniły się moje plany, zamierzenia. Ile razy rozwiało się coś, w czym pokładałem całą swoją nadzieję...
Jak bardzo byłem podobny do tych dwóch uczniów idących, lub jak niektórzy mówią - uciekających z Jerozolimy do Emaus.
A może zdarzyło się, że już nie miałem siły, aby dalej coś kontynuować, aby walczyć o coś, gdy wszyscy inni już dawno się poddali i może stojąc obok śmiali, wytykali palcami.
Od czego w swoim życiu odchodzę, co pozostawiam? Od czego idę ze spuszczoną głową, od czego odchodzę smutny?
Opuszczam coś co wcześniej dawało mi radość, dawało mi nadzieję,
dodawało sił...
Czy znam już swoją "Jerozolimę" od której uciekam,
oni wracali do siebie, do swego życia, może bali się tego co spotkało Nauczyciela? Wszak teraz łatwiej by było rozprawić się z garstką przestraszonych uczniów...
Czy znam krzyż od którego odchodzę, krzyż trudny, bolesny, przygniatający do ziemi, ale krzyż który daje mi nadzieję, daje mi radość...
Jeśli zostawię - odejdę smutny i nic innego nie da mi prawdziwej radości, zadowolenia i szczęścia..
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz