Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

sobota, 4 grudnia 2010

Pognieciony banknot...

Znany profesor rozpoczął swój wykład dla 200-stu osób trzymając w ręku studolarowy banknot Zapytał:
- Kto z was chciałby dostać ten Banknot?
Wszyscy podnieśli ręce... wtedy powiedział:
- Dam ją jednemu z was, ale najpierw zrobię to...
I zgniótł banknot w ręku. I znowu zapytał:
- Kto teraz chce ten banknot?
Ręce nadal były podniesione. Profesor dodał:
- A jeśli zrobię tak?
Rzucił pieniądz na ziemi, podeptał i zgniótł. Podniósł pieniądz pognieciony i brudny i zapytał znowu:
- A teraz....? Kto chce jeszcze te 100 dolarów?
Ręce nadal były podniesione. Wtedy powiedział:
- Nieważne, co zrobię z tym banknotem, zawsze będziecie go chcieli, bo nie traci on swej wartości. To samo jest z nami... Często w naszym życiu jesteśmy deptani, gnieceni, czujemy się kompletnie bez wartości. Brudni czy czyści, zgnieceni czy cali, wysocy czy niscy, grubi czy chudzi, to wszystko jest nieważne! Nie wpływa to w żaden sposób na naszą wartość! Ceną naszego życia nie jest to jak wyglądamy ale co zrobiliśmy, co wiemy.

sobota, 27 listopada 2010

znalezione, a nie zmieściło się w statusach ;)

„Nie wierz nigdy w mądrość starców, ale przynajmniej posłuchaj, co mówią, przeanalizuj i zostaw z tego coś dla siebie. Powiem ci, co w życiu jest najważniejsze. Nie szukaj nigdy tego, co złudne: majątku, sławy- żeby to zdobyć człowiek rujnuje nerwy przez dziesięciolecia, a może stracić w ciągu jednej doby. Żyj z poczuciem spokojnej wyższości nad życiem, nie bój się biedy, nie żałuj straconego szczęścia, przecież nigdy nie jest tak, że ani goryczy do dna, ani słodyczy do pełna. Ciesz się, że nie marzniesz, że głód i pragnienie nie rwą ci wnętrzności.
Jeśli nie masz przetraconego kręgosłupa, jeśli obie nogi chodzą, obie ręce się ruszają- to, komu tu zazdrościć? Po co? Zawiść zżera w końcu samego zawistnika. Przetrzyj oczy, a najwyżej cen sobie tych, którzy cię kochają i którzy ci dobrze życzą. Nie krzywdź bliźniego, nie obrażaj, pamiętaj- z nikim nie rozstawaj się w gniewie, bo nigdy nie wiadomo, czy to nie twój ostatni uczynek i czy nie taki twój obraz zostanie w ich pamięci.”

sobota, 8 sierpnia 2009

Chleb Życia

Eliasz w środku trudnej podróży; nie tylko fizycznej ale również duchowej. Jest na pustyni, ale jak tam się dostał? Dlaczego modli się o śmierć? Kto modli się o śmierć, z wyjątkiem najbardziej zdesperowanych, kiedy życie nie ma większego sensu atrakcji, nie ma nadziei na przyszłość? Eliasza woła: „Weź swoje życie, bo nie jestem lepszy od moich przodków”. Eliasz ucieka po wydarzeniach na górze Karmel. Ucieka przed królową Izebel. Jest na pustyni. On nie widzi nadziei dla siebie i dla swojej prorockiej misji. Miał dość swego wybrania i chce umrzeć!
Historia Eliasza przypomina Izraelitów z niewoli egipskiej. Bóg wziął Izraelitów na pustynię, gdzie przez ich trudy, nauczyli się więcej o Nim samym. Eliasz skarży się do Boga, podobnie jak Izraelici, jest karmiony chlebem na pustyni i musi kontynuować uciążliwą podróż. Zauważ też, że Eliasz wędrował 40 dni i 40 nocy, a Izraelici 40 lat spędzili na pustyni.
Te dwie historie łączy łaskawy Bóg i zaufanie do Niego. Eliasz problemów nie odrzucił, nie odwrócił się, wciąż miał długą drogę do przebycia. Miał tę świadomość, że Bóg będzie z nim, Jego moc będzie mu dana do jego zadań - począwszy od chleba i wody, które miał tuż przed swoimi oczami.
Nawet dzisiaj możemy się identyfikować z Izraelitami i Eliasz na pustyni. W każdym pokoleniu życie ludzi jest trudne i trudno jest przetrwać. Nawet teraz czas kryzysu finansowego, uczucie desperacji, nawet dla tych, którzy wcześniej czuli się bezpiecznie. Podobnie jak w Eliaszu strach, samotność i zniechęcenie.
Anioł dawał bezpośrednio żywność Eliaszowi, widział pokarm, który był tam przed nim. Jaką żywność, co Bóg daje nam na różnych etapach naszych podróży? Jaki dar siła i pożywienia jest tuż obok nas, że czasami trudno nam go rozpoznać? Czy miłości i troska małżonka; wierny przyjaciel; dobry kolega lub opiekun w pracy; nauczyciel, który poświęca dodatkowy czas; troskliwy lekarza lub pielęgniarka; względne ci, którzy nam pomagają, czy to materialnie czy duchowo. Bóg w naszych podróżach karmi nas takimi zwykłymi sposobami; Eliasz był karmiony z „ciasto i dzban wody”. Starajmy się, aby mieć oczy otwarte, dzięki czemu będziemy mogli zobaczyć pożywienie otrzymane od Boga tuż przed naszymi oczami.
Do tej pory przedmiotem fragmentów ewangelii była wiara w Jezusa. Mam stawiać sobie pytanie: Czy mam wiarę w Jezusa? Jeśli nasza odpowiedź brzmi „tak”, to kolejne pytanie brzmi: W jaki sposób nasza wiara wpływa na nasze codzienne życie?
Jezus mówi dzisiaj - chleb życia. Mówi o „życiu” w ogóle - jedzeniu, spaniu, oddychaniu - codzienne istnienie? Nie do końca. Jest chleb, którym Jezus karmi nas w bardzo szczególnym rodzaju „życia” - Jego życia. Jezus prosi nas o śmierć dla naszego sposobu życia i przyjąć jego życie: życie przebaczenia, dobroci, zaufania i usługi. Jezus przypomina nam, że Bóg „wyciągnie” nas do niego z wiarą.
On jest „chlebem” na nowy rodzaj życia. To życie, do którego wzywa Ojciec, rodzica, który zawsze zna głody swych dzieci. Bóg kocha wszystkich ludzi. Zapewnia nam dzisiaj, że nie byliśmy sami, nie jesteśmy sami na pustyni, ale On jest naszym towarzyszem, który odżywia i podtrzymuje nas na każdym kroku.
Wiarę nie otrzymaliśmy tylko dla siebie. Mamy obowiązek żyć i dzielić się nią. Bóg karmił Izraelitów i Eliasza w miejscach pustynnych. Jezus robi to samo dla tłumów. To miejsce gdzie potrzebujemy żywności.
Często myślimy że życie chrześcijańskie jest wymagające od nas. To prawda, ale zanim znowu tak pomyślimy, przypomnijmy sobie, co Bóg powiedział nam mówi. Bóg posłał Słowo, które stało się ciałem - Jezusa. Dla tych, którzy odpowiadają na to wezwanie do wiary w Jezusa, Bóg daje nam żywność na pustyni - „chleb życia”.
Wiara w Jezusa nie rozpoczyna się od zgody, przyjęcia jakiegoś dogmatu lub doktryny. Wiara to nie ćwiczenie intelektualne. To Jezus zaprasza nas, do osobistej więzi z Nim. „Powiadam wam, kto wierzy, ma życie wieczne. Ja jestem chlebem życia”. Nasza wiara w Jezusa to osobiste przekonanie, że w Nim, naszej kochający Bóg, ujawnił ogromną miłość do nas, nie opuści nas i będzie nas karmił kiedy poczujemy głód podczas wędrówki przez nasze pustynie. Wiara w Jezusa, „chleb życia” nie gwarantuje nam łatwej drogi, ale zapewnia życie Boże w nas i daje nam siłę i odwagę, aby czynić to, co mamy czynić jako chrześcijanie.
Bóg wzywa nas także do odpowiedzialności, do współpracy. Chleb ma być łamany, dzielony. Chleb ma być uszkodzony. Rozejrzyj się wokół, poszukaj tych, dla których uciążliwą jest podróż przez pustynię? Jak możemy być braćmi jak nie potrafimy złamać i podzielić się naszym chlebem z nimi? Jakiego konkretnego „chleba” potrzebują? Chleb współczucia, zrozumienia, zachęty itp. Czy oni mają potrzebę fizycznego chleba? Żywność, mieszkanie, pracę, ochronę, itp. W jaki sposób mogę zapewnić, „chleb życia” dla nich?

czwartek, 25 czerwca 2009

Dotknąć się Jezusa...

Nie może być gorszej rzeczy dla kobiety w czasach Jezusa niż krwotok. Marek określa także nieszczęśliwe okoliczności - Trwało to dwanaście lat i że wiele ucierpiała od lekarzy. Jej choroba czyniła ją rytualnie nieczystą, z wyłączeniem jej ze wspólnoty kultu i kontaktów z innymi ludźmi. Ona cierpi fizycznie - ból choroba, finansowo - odwiedzając kolejnych lekarzy i cierpi przez odcięcie od praktyk religijnych i od innych ludzi, od wspólnoty.
Ponadto trzeba zauważyć - w jej stanie, jeśli ktoś jej dotyka, ta osoba staje się także nieczysta. Jest wyrzutkiem religijnym, dotykając Jezusa - spowodowała, że nieczystość przeszła na Niego!
Opowieść o kobiecie wyróżnia się od innych w Ewangelii Marka. Zwykle cud opowieść skupia się bardziej na Jezusie, tu jednak zwraca uwagę na kobietę, Marek opisuje jej stan w niezwykłych szczegółach. Ten opis przypomina inną kobietę w tej Ewangelii, Syrofenicjankę (7, 24-30). Marek opisuje historię tych dwóch kobiet i ich spotkanie z Jezusem. Obie kobiety są w wielkiej potrzebie i trudnej sytuacji.
Biblijny świat był zdominowany przez mężczyzn. Po ślubie kobiety były pod dominacją męża. Mężczyźni mieli absolutną władzę w rodzinie, nad żoną i dziećmi. Mimo to, kobiety są często wymieniane wśród naśladowców Jezusa.
Kobieta z dzisiejszej historia powinna być inspiracją dla współczesnych kobiet. Przejmuje inicjatywę i ryzyka ostracyzmu, dalej ona podejmuje próbę dotarcia do Jezusa, co więcej dotknięcia się go. Jest kobietą w beznadziejnej sytuacji, która jednak ma nadzieję w Jezusie. Ona nie tylko pokonuje fizyczne przeszkody, aby dostać się do niego, ale także zwycięża religijnie, gdyż zostaje uzdrowiona. Ona wierzy, iż Jezus jest dla niej, pomimo tego, co inni, lub co jej wiara może jej powiedzieć.
Po uzdrowieniu - jest przywrócona do rodziny Bożej, do ludzi, nie już wyrzutkiem społecznym albo religijnym. Jezus mówi jej - wiara uratowała cię. Co to oznacza w tym fragmencie? Ona została odrzucona, jako laik, jako nieznająca Boga, ale teraz Bóg znał że trzeba jej pomóc i uzdrowił ją. Jezus przynosi słowo i czyni je w całości, to słowo staje się cudem w życiu tej kobiety. Co my mamy czynić dzisiaj? Czy mamy tutaj szukać dotknięcie do Jezusa? Jeśli tak się stanie, czy zmieni to nasze życie? Czy jesteśmy na to przygotowani?

piątek, 19 czerwca 2009

Burze życia...

Victor Hugo w jednej ze swoich powieści ukazuje niebezpieczny sztorm na pełnym morzu. Gdy żeglarze walczyli ze sztormem, usłyszeli straszny hałas pod pokładem. Od razu rozpoznali, że pochodzi on od armat, części ładunku statku, które miały poluzowane zabezpieczenia. Sztorm rzucał statkiem do przodu i do tyłu, przesuwanie się ładunku miało ogromny wpływ na losy statku. Wiedząc o tym dwóch odważnych żeglarzy zgłosiło się na ochotnika aby zejść pod podkład i spróbować zabezpieczyć armaty. Oni dobrze wiedzieli i znali, że ten ruch armat w środku statku może uczynić większą szkodę niż wściekłość burzy, która była na zewnątrz.

Podobnie jak życie człowieka. Różne burze życia mogą wybuchnąć wokoło nas, ale żadna z tych zewnętrznych burz, nie stanowi najpoważniejszego zagrożenia. To okropne, że uszkodzenie może występować w nas, burza która może nas przerastać. Szalone burze na zewnątrz mogą być przytłaczające, ale to, co się dzieje wewnątrz może stanowić większe zagrożenie dla naszego życia. Nasza jedyna nadzieja leży w tym, że zejdziemy pod podkład i będziemy walczyli z burzą, która jest w nas.

Niestety z tymi wściekłymi sztormami w nas często nie możemy sobie sami poradzić Potrzebna jest moc Boga, objawiona w Jezusie Chrystusie. On jest naszą jedyną nadzieją na przetrwanie burzy, uciszenie jej, która może zaszkodzić naszej duszy i uczynić nas kaleką do końca życia.

To jest to czego nauczyli się uczniowie tego dnia nad Morzem Galilejskim. Myśleli, że niebezpieczeństwo leży poza statkiem. Oni szybko nauczyli się, że realne niebezpieczeństwo jest w łodzi, w ich własnych sercach. Jednym słowem zabrakło wiary. A bez wiary ich życie było zagrożone przez burze, które nieuchronnie nadejdą. I przychodzą one i będą przychodzić.

Burze przychodzą nagle.

Burze mogą przyczynić się do naszej zguby.

Nasze obawy przed burzami mogą nas sparaliżować.

wtorek, 2 czerwca 2009

Uścisk miłości Trójjedynego Boga...

Jaki jest Bóg? Krótkie pytanie, które domaga się krótkiej odpowiedzi. Jest Jeden w trzech osobach. Jest Stwórcą, Zbawcą, Uświęceniem. Jest to tak proste na papierze... W jaki sposób prawda o Bogu Trójjedynym może dotknąć naszego życia? Czytania dają nam niejako błyśnięcie tej tajemnicy. 

W celu ukazania Izraelitom wagę danego im sposobu życia, Mojżesza przypomina im o nadzwyczajnym charakterze Boga. To nie jest bóstwo, które po prostu stara się kontrolować życie, Bóg jest źródłem życia. To Bóg wziął złożył swoje obietnice w stosunkowo nieznacznym ludzie i nadal wykazuje zainteresowanie nimi. Żydowski filozof Martin Buber powiedział: Bóg, który jest nie tylko u nas, ale który jest dla nas! 

 Paweł oświadcza, informuje nas, że otrzymaliśmy Ducha, dzięki któremu możemy mówić: „Abba, Ojcze”. Już nie jesteśmy tylko ludem wybranym, ale „jesteśmy dziećmi Bożymi”. „Ojciec” to źródło życia, miłujący opiekun, uprzejmy przewodnik. Te atrybuty relacyjne są głęboko intymne. Ponadto, jako spadkobiercy Boga jesteśmy „współdziedzicami Chrystusa”. To powinno być na nas radością, zarówno nasz związek z Bogiem jako naszym Ojcem jak i związek z Chrystusem, Jego synem, a naszym Bratem. Te relacje są bardzo bliskie, rodzinne. 

Co wiemy o naturze Boga, wiemy od Jezusa. On jest Tym, który nam wszystko powiedział. To przez Jezusa zostały wprowadzone nasze zażyłości z Bogiem, zostaliśmy włączeni do „rodziny”. Jego życie, śmierć i zmartwychwstanie krzyczy do nas, w jakim stopniu „Bóg umiłował świat” i każdego z nas osobiście. Możemy dowiadywać się o Bogu przez Jezusa, nasze własne doświadczenie mówi nam, że Bóg jest nie tylko u nas, ale przede wszystkim dla nas. 

Wiemy, że Bóg tworzy, bo jesteśmy jego stworzeniem i możemy podziwiać jego wielki artyzm. Wiemy, że Bóg podtrzymuje, bo jesteśmy pod Jego wszechmocną opieką. My i świat w którym żyjemy. Wiemy, że Bóg zbawia, ponieważ uwalnia nas z niewoli naszych uzależnień, od tyranii naszych demonów. Niezależnie od tego, czy zrozumiemy dogmat w odpowiedzi na pytanie „Kim jest Bóg?”, czytania pokazują nam, że żyjemy w uścisku miłości Trójjedynego Boga.

poniedziałek, 1 czerwca 2009

Jestem z wami....

Tytuł dzisiejszego święta może być mylący zarówno dla wiernych świeckich jak i dla mówiących kazania. Nie jest to dzień świętowania dogmatu Kościoła. Dogmaty są ważne, ale nie czcimy ich, nie dla nich gromadzimy się w celebracjach liturgicznych. Nie jest to lekcja katechizmu, w jaki sposób jeden Bóg może mieć trzy osoby i być określany przez trzy różne nazwy. Nie podejmuje się podjąć pokazać, jak Bóg może być jeden w trzech osobach w tym samym czasie. 

Ktoś powiedział: „Kto mówi o Trójcy, rozmawia o krzyżu Jezusa, a nie spekuluje o niebieskich zagadkach. Chrześcijanie wiedzą o Bogu dzięki doświadczeniu i kluczem do tego doświadczenia jest coś nas łączy - cierpienie i krzyż. Starsza kobieta, która była żywą i kochającą kobietą. Uwielbiana przez rodzinę, dzieci mówiły o niej - „klej, który łączy rodzinę”. Miała ciężkie bóle pleców i badania wykazały zmiany w kręgach. 

Dalsze badania wykazały zmiany rakowe. Nowotwór rozprzestrzenił się już na płuca. Córka, młoda kobieta, płakała i z histerią stawiała pytanie znajomym przez telefon: „Dlaczego Bóg do tego dopuścił, na nią dopuścił...?” To pytanie możemy wszyscy usłyszeć podczas podobnych kryzysów i być może to pytanie zadajemy lub zadawaliśmy w podobnej sytuacji w naszym życiu. Pytanie powstające w bólu, cierpieniu, kiedy życie jest ciężkie, może ono zagrozić naszej wierze.

To jest prawdziwe pytanie o Trójcę. Kto jest naszym Bogiem? Jaki jest ten Bóg? To nie jest pytanie o dogmat lub „niebiańskie zagadki”. Gdy Jezus widział to, co miało Go spotkać po wyjściu z Ogrodu Getsemani czuł, że trudno mu będzie to wszystko znieść, więc poprosił Boga o to, aby to zostało od Niego wzięte. Lecz Bóg chciał aby Jezus był z nami, nie chciał zaciągnąć hamulca i pozwolić mu wysiąść. Bóg pozostał z nami, Chrystus pokazał nam, że w posłuszeństwa niezależnie od tego, ile bólu fizycznego lub emocjonalnego odczuwamy, to Bogu nie jest obcy nasz ból: emocjonalny - Jezus zapłakał; fizyczny - Jezus na krzyżu. 

Bóg posyła nam ból i cierpienie do testowania naszej wiary. Czy dobry rodzic mógłby zrobić coś podobnego dla swego ukochanego dziecka? A my wciąż nie wierzymy że Bóg nas kocha i że jesteśmy jego dziećmi? Paweł przypomina nam w Liście do Rzymian „Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi...”

„Bóg nigdy nie daje nam więcej niż możemy znieść.” Kiedy ludzie tak mówią, to ja wyobrażam sobie Boga, który naciska kogoś w celu testowania jego wiary. Jak nędzny i surowy byłby taki Bóg! To nie Bóg, którego wspominamy. „Bóg pomaga tym, którzy pomagają sobie”. Jeśli będziemy mogli pomóc sobie, to po co nam Pan Bóg? Walczący i samotni w bólu, nie chcemy, aby usłyszeć o Bogu, który pomoże nam. Chcemy sobie nawzajem pomagać, bez uciekania się do Boga. 

Nie! Życie ma swoje sposoby testowania nas, czasem dając nam więcej niż możemy znieść. Bóg jest tym, który pomaga nam przeprowadzać swoje życie poprzez te trudności. Nie tylko, abyśmy mogli znosić nasze obciążenia, ale abyśmy mogli rozwijać się i dojrzewać nawet za ich pośrednictwem. Bóg Trójjedyny przez Jezusa wysyła swoich uczniów na świat, aby głosili, nie smutek, nie rozpacz, ale Dobrą Nowinę, o miłującym Bogu.

Gdy Jezus wysyła swoich uczniów aby udzielali chrztu, to w imię Boga poznajemy Jego: „Ojciec, Syn i Duch Święty”. Bóg Stwórca - źródło życia, Stwórca. Bóg Chrystus - Bóg w naszym ciele, który przeszedł przez nasze ludzkie trudności i cierpienia aż do śmierci, aż do zmartwychwstania. Bożego Ducha - w życiu samego Boga Ojca, Jezusa Chrystusa, oferowanym tu dzisiaj aby nami świętować i modlić się razem. 

Jak zdefiniować Trójcę? Jezus mówi nam - „Ja jestem z wami przez wszystkie dni, aż do końca świata”. Jezus określa dla nas Boga - takiego Boga Ojca chce nam pokazać.. Tak więc, gdy ktoś zwraca się do nas: „Dlaczego Bóg mi to zrobić? Co zrobiłem, aby na to zasłużyć?” Możemy odpowiedzieć: „Nie rozumiem tego wszystkiego. Ale wiem, Bóg jest z nami w tym i Bóg jest z nami gdy płaczemy”. Nie musimy roztrząsać dogmatów, ale ważne abyśmy pamiętali, że Bóg Trójjedyny jest ciągle obok, jest ciągle z nam, aż do skończenia świata.