Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

piątek, 28 listopada 2008

Czuwa również ten, kto śpi...

Chrystus daje nam napomnienie dotyczące czuwania, czy trzeba je interpretować tylko dosłownie: Biada temu, kogo chwila ta zaskoczy w łóżku.
Pana można bowiem przyjąć również we śnie.
"Czuwanie" nie oznacza oczywiście, że nigdy nie wolno udać się na spoczynek. Chodzi raczej o to, aby mieć świadomość powierzonego nam zadania, które staramy się starannie wypełniać każdego dnia.
Dlatego wiedząc, że dzisiaj spełniliśmy swoje zadanie (podobnie jutro i tak aż do owego dnia), możemy zasypiać spokojnie. Gdy się położę, zasypiam spokojnie... (Ps 4, 9)
Pan nie będzie miał nam nic do zarzucenia, jeśli zastanie nas śpiących po wiernym wypełnieniu naszych zadań. To jest zupełnie coś innego niż "uśpienie" w obojętności, bezczynności, lenistwie.
Istnieje sen, który jest wyrazem nieobecności, nieodpowiedzialności, gnuśności, sen kogoś, kto niczego nie zauważa. Ktoś może ironicznie zauważyć, że zbyt wielu ludzi wstaje wcześnie, ale budzi się późno.
Pan prawdopodobnie nie zapyta nas o to, o której godzinie wstawaliśmy. Interesuje Go to, czy i kiedy "przebudziliśmy się" i dostrzegliśmy nasze powołanie, kiedy otworzyliśmy oczy i zobaczyliśmy Go.

CZUWANIE:
- spełnianie powierzonych nam zadań, naszego powołania, naszych zawodów, naszych powinności, oczekiwanie AKTYWNE!
- czujna odpowiedzialność, nie apokaliptyczny fanatyzm - który fantazjuje na temat końca świata, i nie uśpienie czy wyobcowanie - które traci z oczu zadanie i cel naszego życia
- to życie w ciągłym pogotowiu, przebudzony, w postawie oczekiwania
- życie w postawie służby, w oczekiwaniu na pana, który może wrócić w każdej chwili
- walka, wysiłek, wyrzeczenie
- nie ma nic wspólnego z biernością czy obojętnością.

Jest oczekiwaniem przeżywanym w nadziei. Delikatne kroki Osoby, której gorąco oczekujemy, nie pozwalają nam zasnąć. Czuwajmy, wsłuchując się w ciszę.
_____________________________________
A. Pronzato, Przypowieści Jezusa, tom 1.

czwartek, 27 listopada 2008

Adwent czasem przygotowania...

Trudno nam zrozumieć, pojąć czas powrotu Jezusa. Boży czas, Boży zegar w jakiś sposób jest zsynchronizowany z naszym. Mały chłopiec przebywał na wzgórzu i podziwiał białe chmury na niebie. Wkrótce zaczął myśleć o Bogu.

Powiedział na głos:
- Boże? Czy naprawdę istniejesz?
Zdziwił się, bo nagle usłyszał:
- Tak, istnieję! Co mogę dla ciebie zrobić?
Wykorzystując szansę zapytał:
- Boże, ile to jest milion lat dla ciebie?
Wiedząc, że chłopiec nie zrozumie dobrze pojęcia nieskończoności, Bóg odpowiedział:
- Milion lat jest dla mnie jak jedna minuta.
Chłopiec pytał dalej:
- A milion złotych jest dla ciebie jak co?
Bóg odpowiedział:
- Milion złotych dla mnie, chłopcze, jest jak grosz.
Chłopiec się ucieszył i wpadł na pewien pomysł, zaczął mówić:
- Jesteś tak hojny... czy możesz dać mi Twojego jednego grosza?
Bóg odpowiedział: Oczywiście, chłopcze! Poczekaj minutkę.

Ten mały chłopiec nie był przygotowany chyba na taką odpowiedź. Tekst ewangelii wydaje się tak mało dobrany do czasu jaki rozpoczęliśmy - do Adwentu! Nie ma tutaj nic o Maryi i Józefie, Mędrcach, obserwując ich pasterzy, którzy odeszli od swych owiec.
Zamiast tego jest opowieść o zamożnym właścicielu ziemskim, który udaje się w podróż. Pracownikom pozostawił swoje mienie, gdy powrócił chciał sprawdzić ich zarządzanie wcześniej powierzonym dobrem. Jest to opowieść o przygotowaniach, o ludziach gotowych na spotkanie z właścicielem. W tym sensie jest to właśnie opowieść o Adwencie, o ciągłej gotowości na spotkanie z Bogiem.

Adwent jest czasem przygotowania na powrót Jezusa...


Przyjścia, które będzie cudowną randką, na ten przykład:

środa, 26 listopada 2008

Dzień Pański przyjdzie...

Mimo tego, że większość ludzi próbuje zaprzeczyć - koniec nadchodzi. Mówi nam o tym nauka i mówi nam o tym Biblia. Ten koniec nie będzie pewną tymczasową awarią systemu. Raczej będzie to kompletna awaria - awaria, która wprowadzi nowe niebo i nową ziemię - a nie tylko jakieś poprawki, które pozwolą na życie tak, jakby nic się nie stało.

Koniec zbliża się do każdego z nas indywidualnie - fakt, któremu nie możemy zaprzeczyć, a który powinien być wystarczający, aby zmusić nas do myślenia. Może być wcześniej - może być później. Ale przyjdzie.

Pytanie tego czasu - Adwentu, wyzwanie tego tygodnia, który przed nami- czy jesteśmy gotowi? Czy jesteśmy gotowi, aby spotkać Boga? Czy jesteśmy gotowi stanąć przed trybunałem? Czy jesteśmy gotowi na przyjęcie nowego świata? Czy jesteśmy gotowy, aby zobaczyć jak stary świat dobiega końca?

Pytanie dla ciebie i mnie: Czy jesteśmy gotowi jak ci, którzy chcą przetrwać jakaś trudną wyprawę, czy chcą przeżyć tydzień gdzieś w dżungli, gdzieś nad Amazonką. Czy jesteśmy gotowi stanąć przed Jezusem? Czy jesteśmy przygotowani do chwili, kiedy świat zostanie oceniony, gdy my będziemy sądzeni.

To pytanie nie dotyczy naszych zapasów na czarną godzinę, nagromadzenia żywności w puszkach, lekarstw, ale czy przygotowaliśmy naszej duszy wieczne mieszkanie w niebie.

Powstaje pytanie, gdzie gromadzę moje zasoby, gdzie lokuję swoją przyszłość, w samochodzie, w nowym domu, w nowym koncie w banku z wysokim oprocentowaniem. A może winniśmy szukać i zdobywać duchowe aktywa - aktywa, które nigdy nie przeminą, mimo, że wszystkie inne znikną. Czy gromadzę aktywa, którym nie zagrozi nigdy żadna bessa...

Kwestia naszego Adwentu, naszego oczekiwania - oczekiwania na przyjście Pana, kiedyś na końcu mego i twego życia. Czy jestem na to gotowy? Może powinniśmy się przebudzić? Aby może zacząć moje przygotowanie? Żyjemy nadzieją na spotkanie z Bogiem, tym, który odkupił nasz świat, pragniemy mieć udział w tym odkupieniu. Czy jesteśmy gotowi, na umorzenie naszych win, naszych przewinień? Czy chcemy tego? A może myślimy, że dzień Pański nigdy nie przyjdzie?

Dzień ostatni przychodzi.
Dla nas wszystkich - przygotowanych, czy też nie.
Możesz ty, mogę i ja być czujny i czuwający.

sobota, 22 listopada 2008

Może nie wyjaśnił dobrze... może nie zrozumieliśmy...

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie powinniśmy sobie wyobrażać, co się stanie w tym nieuniknionym dniu sądu. Chciał raczej, abyśmy skupili naszą uwagę na dniu, który przeżywamy tutaj i teraz. Nie na tym, który ma przyjść, ale na tym, który jest.
To On dzisiaj jest głodny, bez pracy, czuje, że przytłacza Go samotność, jest chory.
To dzisiaj powinniśmy Go spotkać, rozpoznać, rozliczyć się z Nim.
Jesteśmy ciekawi co się wydarzy, co uczyni z nami w dniu ostatecznym. On natomiast jest ciekawy, co my uczynimy dla Niego dzisiaj, teraz...
W tym ostatnim dniu już nie będziemy mogli nic Mu dać. Nie będzie już nic do zrobienia. W tym dniu decyzja będzie już podjęta, bo wszystko rozgrywa się w tym momencie. Ostatni termin. Spotkanie z wiecznością rozpoczyna się dzisiaj.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Sąd Ostateczny nie będzie odbywał się w niebie pośród chmur, w otoczeniu aniołów.
Sąd będzie na ziemi. Każdy dzień jest dniem Sądu Ostatecznego.
Nie będziemy oceniali z tego, jak wykonywaliśmy praktyki religijne (które owszem, są ważne, ale nie wystarczą).
Sąd nie wydarzy się po tym, jak zamknięcie oczy. Sąd odbywa się wtedy, kiedy je otwieramy. Co więcej, naszą winą będzie brak właśnie otwartych szeroko oczu.
Kiedy już zamknięmy oczy..., będzie już zbyt późno na sąd.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Jeśli chcemy dzisiaj odnaleźć króla, nie możemy szukać Go w triumfalnych gestach, w kosztownych pałacach, wielkich ceremoniach, wśród fanfar...
Ten Król nie jest tam obecny, wielkie defilady, pompatyczne parady tego Króla nie interesują.
Mamy wiedzieć, że ten Król jest obecny gdzie indziej. On lubi inne zgromadzenia.
Tam gdzie jest coś zagubionego, On angażuje się w poszukiwanie. Tam gdzie jest ktoś zmęczony, zagubiony, tracący wiarę. Tego Króla możemy znaleźć właśnie tam..., tam gdzie jest chora lub zraniona owieczka, opiekuje się nią.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Pasuje do Niego tytuł Króla, ale nie ma jego oblicza. On ma twarz biedaka, człowieka o innym kolorze skóry (każdym kolorze), nędznika, tego, który jest bardzo daleko od nas i tego, który znajduje się obok nas.
Ma twarz człowieka.
Przyjmujemy naszego Króla i odrzucamy Go za każdym razem, kiedy przyjmujemy czy odrzucamy drugiego człowieka.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie mieszka w tajemniczym pałacu, strzeżonym przez osobistą gwardię przyboczną.
Aby do Niego przyjść, nie musimy się czuć onieśmieleni.
On zamieszkuje głód, pragnienie, wykluczenie, wykorzystywanie, więzienie, szpital, szopę desperację, samotność, ludzkie cierpienie, wygnanie. Jego pałacem jest ludzka nędza. On trwa zawsze w oczekiwaniu, czeka, aby ludzie stali się bardziej ludźmi.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Nie chodzi o to, abyśmy się domyślali, którym spośród głodnych jest właśnie On. Który spośród ubogich najbardziej Go przypomina.? Który spośród więźniów jest tym "dobrym", niesprawiedliwie skazanym? Który z chorych zasługuje na naszą szczególną uwagę, któremu tylko mamy pomóc?
NIE! Jakikolwiek cierpiący, głodny, potrzebujący, jakikolwiek pozbawiony wolności czy zagrożony w swojej godności jest godzien naszej uwagi.

Może nie wyjaśnił dobrze, może Go nie zrozumieliśmy...

Może uczynił wszystko zbyt łatwym.
Objawił nam tę sztuczkę, wskazując na przebranie, może myślał, że rzucimy się, rozpoczniemy zaciekłe współzawodnictwo, nie pozwolimy umknąć żadnej możliwości, żeby spotkać i rozpoznać naszego Króla, czyli nie stracimy spotkania z żadnym z naszych bliźnich, którzy cierpią głód, niedostatek, niesprawiedliwość, znajdują się w potrzebie...
Tymczasem kiedy spotykamy biedaka, który ma twarz króla, bardzo ciężko nam się zatrzymać i poświęcić na uwagę. Odczuwamy często odrazę nie do przezwyciężenia, nie potrafimy traktować go jak Króla.
Czasami uda się zachować w miarę przyzwoicie i uważamy się za bohaterów, podczas gdy powinniśmy się czuć szczęśliwi, uhonorowani.
Chciał nam wszystko ułatwić, chciał nam zabrać strach przed sądem. Dał nam możliwość pozbycia się tego sądu, który jawi się przed nami jako coś nieprzyjemnego.
Wszystko zależy od nas.
Sąd byłby potwierdzeniem tego, co już było stwierdzone tutaj na ziemi.
Tymczasem my ciągle chcemy podążać ku zbawieniu krokiem skazanego...

Może nie wyjaśnił dobrze, może nie zrozumieliśmy...
Że nasz król i sędzia, otworzył przed nami wszystkie drzwi, torował wszystkie drogi, dał nam wszystkie możliwości, żeby wyjść z honorem, żeby popełniać czyny miłości...

Może On wyjaśniał dobrze, a my nie chcemy ciągle zrozumieć!

____________________________________
na podstawie:
A. Pronzato, Oto słowo Boże! rok A

czwartek, 20 listopada 2008

To co inni świetnie robią, a nam jeszcze dużo brakuje... :(

Kiedy my wejdziemy na taką drogę, na taką perfekcję? Aby w taki sposób docierać do współczesnego człowieka z nauką Jezusa!!

Głos katolika świeckiego...

Odtrącając drugiego człowieka, odtrącamy Chrystusa.
Byłem - przechodziłem obok...widziałem...słyszałem..., ale nic nie zrobiłem, zamknąłem się w sobie, nieczuły na na innych.

Nam, ochrzczonym, wierzącym wiele dano, znamy ewangelię, wiemy jak postępować aby osiągnąć Królestwo Niebieskie. To dar, talent.

A co z tymi którzy nie wiedza jak zostać zabawionym, co z poganami ? Co z niewierzącymi do których słowo Boze nie dotarło. Skad mają wiedzieć że Chrystus jest obecny w drugim człowieku. Nie wiedzą o: "Wszystko coście uczynili jednemu z braci moich, Mnieście uczynili". Więc czemu ich potępiać za niewiedze. Każdy człowiek ma własny system wartosci wg. którego stara się postepować. Każdy ma dar od Boga - sumienie. Występuje przeciwko Bogu, wykraczając poza swoje sumienie.

Niektórzy odznaczają sie wielką pobożnościa, ale niestety "bez pokrycia" bo niedostrzegają bliźnich obok siebie. Pan domaga się miłosierdzia a nie krwawej ofiary.
Komu wiele dano, od tego wiele wymagać się będzie. Od nas którzy znamy słowo Boże, chodzimy do kościoła będzie się wymagać wiele, nie wycwanimy się tym że od czasu do czasu damy skromny datek dla ubogich, że od czasu do czasu odwiedzimy chora matkę.
Od nas wymaga sie wiecej, musimy dostrzegać i być wrazliwym na potrzeby bliźnich, których spotykamy pierwszy raz i na naszych najblizszych.

-- CJ --

środa, 19 listopada 2008

Król i Jego prawo...

Biblia nam pokazuje, że Bóg zawsze chce otoczyć troską ludzi biednych. Boże serce jest włączony wobec ubogich.

Oto głos proroka Ezechiela wyraża determinację, że Bóg chce zgromadzić rozproszone, ranne i chore owce. Boga to kochający pasterz, którego głównym celem jest opieka nad stadem, w odróżnieniu do innych, którzy nie zajmują się owcami, ale sobą i pilnują swoich zysków w pierwszej kolejności. Owce zostały rozproszone i Bóg chce je zgromadzić i uzdrowić ich rany.

Sala sądowa może być miejscem, gdzie rozegra się dramat o winie lub niewinności, wolności lub pozbawienia wolności, zawiesza człowieka, aby potem decydować o jego dalszym życiu. W ostatnią niedzielę w roku, mamy scenę sądową.

Ta scena kończy ten rok liturgiczny, kończy nauczanie Jezusa w ewangelii wg św. Mateusza, bo po niej zaczyna się opis męki i śmierci. Podkreśla znaczenie tej przypowieści w nauczaniu Jezusa. Następna niedziela rozpoczyna już Adwent i przypowieść sugeruje sposób zachowania, w jakie musimy się angażować jako uczniowie Jezusa czekający na Jego powrót w chwale.

Znamy naukę Jezusa dotyczącą miłości. Naszą odpowiedzią na miłość Boga ma być miłość bliźniego jak siebie, w to ma być zaangażowane nasze serce, umysł i dusza. Jeśli chcemy, kochać i służyć Bogu, które nie możemy zobaczyć, Jezus poucza nas, że mamy służyć i miłować każdego bliźniego, którego widzimy. Dzisiaj Jezus kontynuuje to nauczanie i potwierdza, że znajduje się wśród ubogich i cierpiących - to on nadal cierpi w nich. Ponieważ jest to ostatni akapit z obszernego nauczania Jezusa, to jest najważniejsze, to Jego wola, ale też i testament.

Gdy wyrok zostanie wydany, zostanie wytłumaczony, Jezus mówi nam, w jaki sposób mamy pokazywać naszą miłość do innych. Ta miłość to nie tylko słowa, ale konkretne działania. Jezus, sędzia, przedstawia tylko kilka przykładów tych, którzy powinni być otoczeni naszą opiekę i troską. Chrześcijanie to nie tylko grupa ludzi, którzy podzielają wspólne przekonania systemu, praktyki liturgicznej i znają pojęcia z religijnego słownika. Jesteśmy wezwani do wyrażania naszych przekonań poprzez konkretne czyny, które uwzględniają potrzeby osób, których widzimy, spotykamy.

Jeśli będziemy ubierać nagich, karmić głodnych i odwiedzać chorych, uwięzionych dzisiaj - to, co będziemy robić jutro i w przyszłym tygodniu, gdy oni ponownie będą głodni, nadzy, nadal będą przebywać w więzieniu? Nasze natychmiastowe reagowanie na ich potrzeby jest ważne, bo wtedy będziemy tymi, którzy potrafią pomnażać talenty, jakie otrzymaliśmy od Boga i będziemy tymi dobrymi pracownikami.

Wierni słudzy to nie ci, którzy pomagają raz, ale którzy ciągle widzą Jezusa cierpiącego obok siebie. Jezus pochwala tych, których nadal poruszać będą wszyscy ubodzy. Nie mogę się zadowolić, że w parafii działa Caritas, że kupię świecę, złożę ofiarę, przekażę biednych ubranie, czy kupię jakieś towary przed świętami. Mam się ciągle zastanawiać, jak mogę pomóc innych, będąc prawnikiem, nauczycielem, lekarzem, budowniczym, pielęgniarką, bezrobotnym, emerytem, rencistką itd. Może trzeba się zastanowić jak dać swój czas, dla innych, swój czas pro bono dla osób z potrzebami innymi niż żywność, odzież i woda.

W każdym tym człowieku czeka Chrystus, Król Wszechświata, czeka abyśmy zaczęli spełniać to jedne jedyne prawo, które obowiązuje w Jego Królestwie - prawo miłości Boga, i miłości bliźniego ze względu na Boga.

Perły przed śniadaniem...

W jeden z szarych piątków w styczniu 2007 r., podczas szczytu wczesnym rankiem skromny, młody człowiek wszedł na dworzec Plaza w Waszyngtonie.

Przeszedł przez tłum, znalazł trochę wolnego miejsca stanął, otworzył futerał i wyciągnął skrzypce. Do futerału na dobry początek rzucił kilka monet i jednego dolara w banknocie. I przystąpił do rozpoczęcia gry.

Ale nie był zwykłym muzykiem z ulicy. Anonimowym skrzypkiem był Joshua Bell, sławny wirtuoz, gwiazda Orkiestry Symfonicznej. Trzy dni wcześniej publiczność musiała wydać od 100 do 200 dolarów za bilet, aby móc go posłuchać w Filharmonii w Bostonie. A teraz stał zaledwie kilka stół do ludzi spieszących się do pracy. Bell grał na jego wartych wiele milionów dolarów skrzypcach Stradivariusa z 1713 roku.

Bell zaczął grać „Chaconne” z repertuaru skrzypcowego Bacha, grany i nagrywany tylko przez najlepszych wirtuozów skrzypiec. Bell gra z wielkim przejęciem duchowym, emocjonalnie, silnie, doskonale. Swoją drogą właśnie ten utwór jest uważany za jeden z najtrudniejszych utworów solowych na skrzypce jaki kiedykolwiek został napisany.

Czy zgadniecie, co się stało?
Czy zajęci ludzie zatrzymali się choć na moment, aby posłuchać, jak mistrz przepięknie gra i w ich kierunku posyła magiczną muzykę?

Nie tak bardzo. W ciągu pierwszych trzech minut koncertu tego młodego skrzypka nikt przechodzący nie zwrócił na niego uwagi. Ani nie zwrócił uwagi na muzykę. Nic. Wszyscy pośpiesznie, głową w dół, uwięzieni następnym miejscem przeznaczenia.

W czwartej minucie jedna kobieta pośpiesznie wrzuciła dolara w futerał Bell'a. Wreszcie, po sześciu minutach, jeden człowiek zatrzymał się, stanął pod ścianą i zaczął słuchać przez chwilę, później zatrzymały się trzy osoby, w tym jedna rozpoznała sławnego skrzypka, bo wcześniej go widziała na koncercie. Słuchały tego daru, jaki był im dany na tym dworcu.

Bell grał 43 minuty. Zebrał sumę 32 dolarów od 27 ofiarodawców (później zauważył, że ta suma była lepsza niż dniówka minimalna). Trzy osoby zatrzymały się aby posłuchać. Ponad tysiąc innych osób przeszły obok niego, można powiedzieć podreptały zajęci czy nawet opanowani przez własne sprawy. (Możesz znaleźć tę historię w: Washington Post: artykuł „Pearls Before Breakfast”).



Ktoś kiedyś podsumował tę lub podobne historie, utratę takich chwil, jak zachowali się ci wszyscy zajęci swoimi sprawami ludzie w tej stacji, mijający sławnego skrzypka:
Jeśli nie możemy znaleźć odrobiny czasu, chwili i posłuchać jednego z najlepszych muzyków na ziemi, który odgrywa jeden z najlepszych utworów muzycznych kiedykolwiek napisanych, jeśli wzrost współczesnego życia, tak nas przytłacza, że jesteśmy osobami niesłyszącymi i niewidomymi na takie rzeczy, to co nam jeszcze brakuje? ...

__________________________________
Jeśli ktoś chciałby posłuchać tego wirtuoza skrzypiec, polecam:
http://www.deezer.com/#music/album/77266

sobota, 15 listopada 2008

Głos katolika świeckiego - Przypowieść o leniwcu...

Czytając przypowieść o talentach budzi się we mnie poczucie niesprawiedliwości, dlaczego ten biedny człowiek i tak już pokrzywdzony tym ,ze dostał tylko ten jeden ,,marny” talent, zostaje potepiony przez Pana. Czasami mam wrażenie że doskonale rozumiem tego postępowanie tego człowieka, bo tak – inni dostali po pięć, dwa talenty, a ja jeden… Więc w moim odczuciu ten ,,biedny” człowiek – popatrzył na ten talent – zdołował się – i zakopał. A może jeszcze ten z pięcioma talentami spojrzał na jego talent i do wyśmiał. No w życiu faktycznie tak bywa że niektórzy dzięki swoim talentom uważają się za lepszych, wywyższają się.
Przyczyną takiego rozumowania, taki wątpliwości jest raczej powierzchowne rozumienie Pisma Świętego. Czytając przypowieść o talentach, bardzo pozornie wydaje się, że ostatni dostał bardzo mało, bo tylko jeden, jeden talent ( jeśli trochę poczytamy w madrych ksiązkach ) to się dowiemy się że w tamtych czasach jeden talent był równowartością trzydziestu czterech kilogramów złota., sporo. A czy w naszym życiu otrzymujemy mniej ? Tak się tylko wydaje. Nasze talenty docenilibyśmy kiedy byśmy je stracili, lub ktoś by je nam zabrał. Czy nie docenilibyśmy zdrowia, gdybyśmy stracili wzrok ? – nigdy więcej nie zobaczyć piękną świata, piękna ukochanej osoby. Rodzina też jest talentem, doceniamy to na spotkaniu przy świątecznym stole, po roku nie widzenia się. Jeśli ktoś ma ,,zdrowe nogi” to jest wstanie zajść praktycznie wszędzie, jeśli ktoś ma zdrowe ręce może ,,ulepić niejeden garnek” ( Nie święci garnki lepią ) Talentem jest także czas i wolność dana nam na wykonania rzeczy do których zostaliśmy stworzeni. http://www.maxior.pl/film/94094/Czy_mozna_grac_na_gitarze_bez_pomocy_rak
Niejeden nas na miejscu tego człowieka z filmiku, załamał by się, i zakopał to co ma, choć wydawałoby się że tak mało. A jednak może zachwycić innych, piękną muzyką.
Wszystko jest kwestią dobrego gospodarowania, gospodarujmy mądrze bo z wszystkiego będziemy rozliczeni.
No ale ktos powie, dobrze, nie pomnożył talentu, ale oddał go w całości, można powiedzieć że jest sprawiedliwy, więc czemu nazwanie go gnuśnym i potępienie ?? A no dlatego, że marnuje coś co zostało mu dane – czas. Bo przecież logicznie myśląc , kto nie potrafi wykorzystać tego czasu na ziemi, to jak wykorzysta wieczność… ???
Absurdalny, bunt przeciwko ,,niesprawiedliwości” jest grzechem pychy. Zaparcie się rękoma i powiedzenie nie nic nie będę robił, nie jestem wstanie, jestem niezdolny, a często w pysze mówiąc – ,,jestem stworzony do wyższych celów”… To jest istota grzechu: poradzę sobie bez Ciebie, łaski bez ! Nie potrzebny mi ten marny jeden talent.
Jeśli w pracy dostaniemy od szefa służbowy samochód aby dostarczać przesyłki, zamiast robić to rowerem, i nie będziemy z samochodu korzystać bo będzie naszym zdaniem w złym kolorze, z niewygodnymi fotelami, to szef po prostu zabierze. Jeśli czegoś nie wykorzystujemy to zostanie nam zabrane, zabrane…
Bóg ceni ludzi gospodarnych, w psalmie 128 czytamy: ,, Bo z pracy rąk swoich będziesz pożywać, będziesz szczęśliwy i dobrze Ci będzie”. W życiu trzeba tak postępowac, aby na sądzie ostatecznym wykazać, że na ziemi nie tylko nie czyniliśmy nic złego, ale że czyniliśmy dobro.
,,Gwałtownicy zdobywają Królestwo Niebieskie”
Tak więc, ilu z nas usłyszy słowa: ,,sługo zły i gnuśny”?
______________________________________________
Dziękuję za to odważne podzielenie się swoimi przemyśleniami, gdyby ktoś inny chciał wypowiadać swoje zdanie, opinię na temat ewangelii niedzielnej, to zapraszam do pisania na: nicramch@gmail.com

może i Twoja wypowiedź znajdzie swoje miejsce na tym blogu :)

piątek, 14 listopada 2008

Czy kiedykolwiek znałeś kogoś z agorafobią?

Może spotkałeś kogoś z przeciwieństwem agorafobii - klaustrofobią. Na przykład w samolocie, ktoś wszedł przeszedł 3 rzędy siedzeń i ogłasza, że nie może iść dalej. Być może ta osoba miała klaustrofobię, albo chciała zająć któreś z siedzeń w pierwszej klasie. Czy żałować nad losem takiej osoby, czy może podziwiać jej pomysłowość w dostaniu siedzenia w pierwszej klasie.

Klaustrofobia, jest strachem przed brakiem miejsca, agorafobia jest lękiem przez przestrzenią, która jest na zewnątrz. Ludzie żyjący w obawie przed światem, który otacza ich dom, ich fortecę, ludzie zablokowani w ich domach, boją się wyruszyć poza osłonę własnych czterech ścian. Na zewnątrz, na wolnym powietrzu świat jest zbyt rozległy, zbyt nieprzewidywalny, zbyt pełen niebezpieczeństw, nieznanych rzeczy, zbyt duże ryzyko.

Co by się stało gdyby wielcy podróżnicy tacy jak Kolumb odczuwali lęk, przed przestrzenią, nieznanymi lądami i tym wszystkim co ich tam może spotkać. Zaryzykował, aby opuścić to co bezpieczne, znane, aby poszukać czegoś nowego, zaznać smaku przygody...

Dzisiaj kiedy możemy przy pomocy nadajników GPS zlokalizować poszczególnego człowieka lub jego portfel w dowolnym miejscu na świecie, oraz przy pomocy super teleskopów możemy oglądać odległe galaktyki, nie ma praktycznie nigdzie, terytorium, które można nazwać - nieznanym. Żołnierze nie boją się iść daleko lub tam, gdzie nikt nie poszedł, ponieważ mamy narzędzia, które zapewniają nam łączność i od razu można komunikować się z pozostałymi w bazie żołnierzami, którzy mogą ustalić dokładne miejsce pobytu grupy zwiadowczej.

Piesi i badacze podejmują boje i wraz z nimi różnego rodzaju nadajniki, zawsze wiadomo gdzie przebywają, jeśli sami porzucą nadajniki, wtedy mogą być trudności z ich odnalezieniem.

Nasze zagrożenia nie są już te geograficzne. Ale nadal są dla nas zagrożenia wysokiego ryzyka, przerażająco nieznane terytoria. Gdzie? Niezbadane, nieznane terytoria leżą wewnątrz naszych serc i dusz naszych. Często powodują one zagrożenia, które mogą być znacznie bardziej straszne, że wszelkie mityczne smoki lub niezbadane wody.

W dzisiejszej Ewangelii odchodzący mistrz powierza trzy różne części jego dóbr, jego talentów, trzem różnym pracownikom. Różne kwoty odzwierciedlają różne usposobienia, mentalność, zdolności tych pracowników ...

Każdy z nas otrzymał od Boga talent, mogę zamknąć go i siebie w swoich czterech ścianach. Mogę także wyjść do innych, przełamać swoją agorafobię, aby ten talent pomnażać. Mogę być powiązany z innymi jakimiś „nadajnikami” a mogę przerwać wszystkie liny łączące mnie ze starym światem, mogę zniknąć z różnych radarów, aby iść pomnażać to co Bóg złożył we mnie...
Co zrobię, zależy tylko ode mnie... to jest Boża propozycja...
Mogę otrzymać kolejne pięć lub trzy talenty, ale też mogę stracić i ten jeden, który chce ukryć w bezpiecznych swoich czterech ścianach...

Czy kiedykolwiek znałeś kogoś z agorafobią? Może warto spojrzeć w lustro...

czwartek, 13 listopada 2008

Kolejne talenty w naszym życiu...

Jezus opowiedział historię zamożnego właściciela ziemskiego, który przygotowuje się do długiej podróży. Wezwał trzech pracowników i dzieli pieniądze między nich, każdemu daje według jego możliwości. Jednemu dał pięć talentów, drugiemu dwa, trzeciemu jeden.

Dlaczego życie jest takie? Nie wiem. Jesteśmy wszyscy równi w oczach Boga. Mamy równe prawa wg Konstytucji. Nasze głosy wyborcze są równe. Ale jeśli chodzi o nasze możliwości, jesteśmy tak różni, jak tylko różnie możemy być. Bóg po prostu nie czyni nas wszystkich takimi samymi. Istnieją osoby, które mogą „obsłużyć” pięć talentów, są tacy, którzy mogą „obsłużyć” tylko jeden. Istnieje kilka osób, które mają wielkie możliwości intelektualne, ale są i którzy mając możliwości, tego nie robią. Są tacy, którzy mają zdolność do pomysłów i realizowania swoich myśli i istnieją tacy, którzy tego nie mogą. Są tacy, którzy mają fizyczne męstwo i atrakcyjny wygląd i są tacy, którzy tego nie mają.

Ważną rzeczą do zapamiętania jest to, że każdy sługa coś otrzymał. Nikt nie był bezczynny. Może nie jesteś osobą, która otrzymała pięć talentów, ale na pewno masz jakieś talenty. My wszyscy mamy. I ty to wiesz. Myślę, że istnieje dużo więcej ludzi z jednym lub dwoma talentami na tym świecie niż tych, którzy otrzymali pięć talentów. Są niektórzy, którzy wydają się mieć wszystko, nie będę temu zaprzeczać. Jednak większość z nas ma tylko jeden lub dwa talenty.

Pan ruszył w podróż. Po powrocie zwołał pracowników i poprosił, aby zwrócić jego własność. Pierwszy zainwestował każdy z pięciu talentów i był w stanie zwrócić dodatkowe pięć talentów, czyli 100% tego co otrzymał. Także i drugi podwaja otrzymane dwa talenty. Dobrzy i wierni słudzy. A co zrobił ten z jednym talentem? Przyszedł i powiedział: Panie, wiedziałem, że jesteś twardym człowiekiem, chcesz zbierać tam gdzieś nie posiał, nie rozsypał. Więc zwrócił to, co pierwotnie otrzymał. Wzburzony właściciel używa słów „zły” i „gnuśny”. Gniewnie wziął talentu i oddał go temu, który już miał dziesięć.

Warto zauważyć, że w 25 rozdziale Ewangelii Mateusza istnieją trzy przypowieści powiedział w wierszu: przypowieści o Pannach mądrych i głupich, przypowieści o Sądzie Ostatecznym i przypowieść o talentach. Zasadniczo w każdej z tych przypowieści użyty jest zwrot, który mówi o upływającym czasie. Pan młody przychodzi po długim czasie. Sędzia na ziemię wraca po długim czasie. Wyrok przychodzi po długim czasie. Być może Mateusz chce nam powiedzieć: Nasz Mistrz może opóźnić swój powrót, ale co ja robię w tym „międzyczasie”, co robię z talentem, który nam powierzył. Co jest jasne, Bóg oczekuje zwrotu, naszego powrotu. Chcielibyśmy może pogrzebach to co otrzymaliśmy, aby zwrócić gdy nadejdzie.
Otrzymaliśmy łaskę życia Bożego, które możemy zakopać i oddać w takim stanie jakie otrzymaliśmy...
Otrzymaliśmy księgę Słowa Bożego - możemy ją oddać Bogu zapakowaną w folię, bo szkoda nam było jej używać...
Otrzymaliśmy najbliższą rodzinę, do których nie wyszliśmy z dobrym słowem i gestem, nie zbudowaliśmy z nimi żadnych więzi, ponad to, co konieczne...
Otrzymaliśmy Jezusa w sakramentach, może przyjęliśmy ich wiele w naszym życiu, ale czy na nich budowaliśmy swoje życie, czy dzięki nim wzrastaliśmy ku Bogu i bliźnim...

Jest oczywiste, że gwiazdą, możemy powiedzieć czarnym bohaterem w tej przypowieści jest człowiek jednego talentu. Dlaczego on zdecydował się, aby nic nie robić z tym jednym talentem, jaki otrzymał? Możemy się zastanawiać nad odpowiedzią na to pytanie. Możemy zacząć spekulować na temat jego bezczynności ...

Być może: Jego bezczynność była w obawie przed niepowodzeniem?
Czy może jego bezczynności była spowodowana, że nie widział co ma zrobić?
Czy może stwierdził, że jeden talent w tą czy tamtą stronę nie zrobi różnicy?

A jakie są powody naszej częstej bezczynności w talentach jakie otrzymaliśmy od Boga?
Jakie powody lenistwa w służbie Bożej, w służbie drugiemu człowiekowi? Bo można powiedzieć, że każdy człowiek to kolejny talent, jaki Bóg wkłada w nasze ręce.

poniedziałek, 10 listopada 2008

Czerwona nitka na nadgarstku...

I ciekawe tłumaczenie słynnej polskiej pływaczki:
Kiedy na nadgarstku Otylii Jędrzejczak pojawiła się czerwona nitka, pływaczka tłumaczyła, że bransoletkę otrzymała od koleżanki. Pytana przez dziennikarzy, mówiła: "Jestem katoliczką. Chodzę do kościoła. Noszenie nitki podobno przynosi boże błogosławieństwo..." za portalem WP (http://kobieta.wp.pl/gid,10541160,img,10541169,kat,26405,galeriazdjecie.html?T%5Bpage%5D=1)

Ciekawe tłumaczenie w myśl zasady: Panu Bogu świeczkę, a diabłu lampeczkę!!

Kto jeszcze boi się i zakłada czerwoną nitkę na rękę, aby złe moce nie dotknęły? Katarzyna Figura, Maryla Rodowicz, Kayah, Kora Jackowska, Aneta Kręglicka - więc już wiadomo z kim mamy do czynienia!

Il Divo - Amazing Grace...

czwartek, 6 listopada 2008

Precz z handlarzami...

Epizod wypędzenia handlarzy ze świątyni dotyczy całego ludu Bożego. Handlarze w świątyni są liczniejsi, niż się zazwyczaj sądzi. Akcja porządkowa odniesie sukces wówczas, gdy zostanie rozpoznany i wyrwany z korzeniami duch kupczenia.
Należy wyraźnie stwierdzić: w kościele nie ma miejsca na handel. Nawet handel "towarem wieczności" i podobnym.
Kilka słów wyjaśnienia.
Istnieją ludzie, którzy chodzą do kościoła jedynie po to, by załatwić sprawy dotyczące życia przyszłego. Regularną umowę kupna sprzedaży. Człowiek zwraca się do Boga z propozycją: Ty mi dasz kawałek Raju (zakładając, że istnieje), a ja Ci zapłacę mszą niedzielną i kilkoma modlitwa odmówionymi w pośpiechu. Zgoda? Interes ubity.
Inna forma: Zwracanie się do Boga w modlitwie jedynie wówczas, gdy ma się nóż na gardle i potrzebna jest Jego interwencja, by wydobyć nas z tarapatów. Gdy wszystko układa się dobrze, depczemy bezkarnie i przez długi czas wymogi Boga w stosunku do nas. Potem, na pierwszy sygnał niebezpieczeństwa włączamy syrenę alarmową. I biada jeżeli Bóg nie pospieszy na ratunek.
Jednym słowem, Bóg ma być do naszej dyspozycji, a nie my do dyspozycji Boga. Co oznacza nie tylko wypaczoną modlitwę, ale i wypaczone chrześcijaństwo.
Jeszcze lepiej widać to w naszym stosunku do świętych. ABy uprościć sprawę, podzieliliśmy nawet pracę pomiędzy nich, przypisując im określone specjalizacje. Ułożyliśmy długie spisy świętych z pogotowia ratunkowego, każdemu przydzielając określony sektor i w razie wypadku wiemy, kogo możemy zmobilizować. Naturalnie "płacimy" za fatygę, wcale nie chcemy gratisowych grzeczności: zapalona świeca, triduum, nowenna (w przypadku widocznej głuchoty adresata), wota z tombaku, obrazek w portfelu. Oto nasz handel in sacris.
Świętych, którzy powinni stanowić dla nas nieustanny wyrzut sumienia, obłaskawiliśmy (tak się nam przynajmniej wydaje) i żądamy, by nam służyli. Oni też mają być do naszej dyspozycji.
Akcja porządkowa w Świątyni będzie skończona dopiero wtedy, gdy uda się nam wykorzenić tę handlarską mentalność, tę utylitarną koncepcję religii, koncepcję, która nas ogranicza i upodla, zmienia nas w handlarzy kupczących w cieniu świątyni.
A w języku Pana handlarze w świątyni - nie zapominajmy o tym - to "zbójcy".

__________________________________________
A. Pronzato, Niewygodne ewangelie.

Handlarze w świątyni...

Czy Dom Boży nie stał się dla nas jakimś świętym domem towarowym, gdzie Jezus sprzedaje zdrowie, sukcesy i wszelką pomyślność za modlitwy, Msze święte, odmówione różańce, nowenny. Gdzie święci już nie pobudzają nas do niczego swoim życiem, słowem i przykładem, ale są jak eskspedienci, którzy nas życzliwie obsłużą za małą opłatą z naszej strony, za świeczkę, bukiecik kwiatów, za kilka minut klęczenia przed ich figurą lub obrazem...

Jeśli my sami jesteśmy na tym miejscu handlarzami, jeśli tu cokolwiek sprzedajemy, to jesteśmy jak ci zbójcy i łotrzy z ewangelii. Okradamy Dom Boży ze świętej dostojności i robimy z niego targowisko oraz jaskinię zbójców.

I choćby wszyscy wokół nas tak postępowali, czy możemy w jakiś sposób pomóc Chrystusowi? - czy możemy w jakiś sposób zaprotestować?
TAK

Możemy swoim zachowaniem pokazać otoczeniu, że jest to Dom Boży - pokazać to każdym swoim ruchem, gestem skierowanym ku Bogu.
W każdym przypadku możemy go uczynić domem modlitwy - przez swoją modlitwę, choćby odosobnioną - która może być także i prośbą - byleby nie była targowaniem się z Bogiem. A jeśli jest targowaniem się z Bogiem, to tylko takim: Boże, w zamian za to, o co Cię proszę, daję Ci wszystko, czym jestem i co posiadam.

Kiedykolwiek tak postępujemy, zawsze wyganiamy kupczących ze świątyni. A jeśli tym sposobem pomożemy Chrystusowi wygnać choćby tylko jednego, którym jesteśmy my sami, z pewnością będzie zadowolony po każdym naszym wejściu do Jego domu.

___________________________________________
A. Faudenom, Usłyszeliśmy Słowo Pana.