Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

piątek, 31 października 2008

Dzień Zaduszny...

Księga Mądrości nie podaje nam gdzie są teraz dusze zmarłych. Ale pociesza nas słowami „dusze sprawiedliwych są w ręku Boga” Te słowa powinniśmy sobie przypominać, gdy ktoś bliski, znajomy od nas odchodzi. Nie wiemy, gdzie są, lub co robią, ale powinniśmy wierzyć, że wpadły w ręce miłosiernego Boga.

Jest to wspaniały obraz, dla każdego kto żegna kogoś bliskiego. Miłosierne ręce Boga, który stworzył twoich rodziców, prowadził ich w wierze poprzez ciężkie czasy i być może końcowe choroby, a teraz jest „prysznic” miłosierdzia i miłości do nich. Mądrość tak to ujęła - dusze sprawiedliwych są w ręku Boga.

Także słowa św. Pawła - Nadzieja. Ta nadzieja opiera się na miłości Boga do nas. Apostoł mówi nam, że miłość Boga okazała się bardzo konkretnie w Jezusie, w przyjęciu śmierci w naszym imieniu. Nie zasłużyliśmy na tę miłość, która została nam dana gdy byliśmy grzesznikami. Bóg okazał swoją miłość do nas gdy byliśmy jeszcze grzesznikami. Chrystus umarł za nas. Nie możemy bać się śmierci, choć niektórzy się jej lękają, jeśli uważamy, że wpadamy w ręce kochającego Boga. Jezus jest znakiem miłości Boga do nas. Grzech nie przeszkodził, Bóg to pokazał w swoim Synu Jezusie i w ogromie swojej miłości, z powodu Jezusa, grzech nie może nas oddzielać od Boga w tym życiu lub w następnym. Bóg oferuje nam pojednania: zostaliśmy pojednani z Bogiem przez śmierć Syna Bożego.

W tym życiu i w przyszłym, jesteśmy pojednani z Bogiem przez naszą wiarę w śmierć i zmartwychwstanie Jezusa. Kiedy chwiejemy się w wierze, jak to czasem bywa w obliczu śmierci bliskiej osoby po długiej i bolesnej chorobie, lub gdy myślimy o naszej własnej śmierci, jest Duch Święty, który nieustannie rozlewa w sercach naszych uspokojenie, że Bóg nas kocha. Nic, nawet grzech i śmierć, nie może nas odłączyć od miłości Boga. Tak, to już nie tylko w śmierci, ale i w życiu jesteśmy w ramionach kochającego Boga - przez Jezusa jesteśmy już w rękach Boga. Paweł mówi zwięźle: Nadzieja zawieść nie może, ponieważ miłość Boża rozlana jest w sercach naszych przez Ducha Świętego, który został nam dany.

Ewangelia mówi nam - jesteśmy w bezpiecznych rękach kochającego Boga, zarówno w tym życiu i następnym. Powinniśmy szukać Boga w Ewangelii, wymagającego sędziego całej ludzkości i zarazem wyrozumiałego i kochającego nas Chrystusa. Św. Jan mówi nam, że w Jezusie, Bóg jest nam bliski. Uspokojenie jak podsuwa Księga Mądrości, że dusze zmarłych są w ręku Boga jest echem Ewangelii. Jezus jako Bóg kochający swoich wiernych, który zapewnia nam bezpieczeństwo w tym życiu i pozwoli nam iść dalej w życie przyszłe.

Jezus przyszedł, aby dać nam życie wieczne - już teraz, już tutaj. Życie wieczne zaczyna się tutaj, ponieważ w Chrystusie jesteśmy już w osobistej relacji z Bogiem i mamy życie Boże w nas. Ten związek zaczyna się teraz i nie jest łamany przez śmierć.

Zechciejmy przyjąć życie Chrystusa, które nam ofiarowuje, a otrzymamy miłość Boga do naszego życia. Mamy już dar życia Bożego w nas, ale mamy się zbierać w każdą niedzielę, które mają nas wzmocnić i przypomnieć, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy. Mamy wsłuchiwać się w Słowo Boże. W Eucharystii otrzymujemy pokarm na życie wieczne, który podtrzymuje naszą nadzieję.

Jezus zapewnia nas - Nie odrzucę nikogo, kto przychodzi do mnie. Jego intencją jest wejść w stały związek z nami, bo to jest również wolą Tego, który Go posłał, aby nie stracić nikogo Boga oddanego pod opiekę Jezusa.

W niektórych rejonach świata, a nawet naszej ojczyzny, czy w innych wyznaniach w te dni niektórzy idą na groby swoich zmarłych i praktycznie urządzają tam piknik. Członkowie rodziny odwiedzają groby swoich zmarłych i podejmują ich niejako ulubionymi pokarmami. Na grobie rodziny i przyjaciół, dorosłych i dzieci, mają piknik; mówią do swoich zmarłych i dzielą się przyniesionymi pokarmami. Jest to wyraz w nieśmiertelność, w więź miłości, która jednoczy ich rodziny z tymi, którzy przeszli na drugą stronę. Oni wierzą, że duchy ich bliskich są wciąż z nimi.

Nie musimy naśladować tych zwyczajów. Ale czy nie robimy coś podobnego do tego, co oni? Wszak zebrani na Eucharystii, słuchamy tych samych słów Pisma świętego, wspominamy naszych zmarłych. Następnie karmimy się tym samych pokarmem, który spożywali nasi rodzice, krewni znajomi: eucharystyczny chleb, który utrzymał w nich życie, pomimo śmierci. A nam ten chleb daje nadzieję, że pewnego dnia będziemy znów spożywać ten sam pokarm na uczcie w niebie w obecności zmartwychwstałego Pana.

Mamy teraz ten czas, by pójść na cmentarz, aby odwiedzić grobu naszych zmarłych. Możemy przywołać ich życie, ich wiarę i prosić, aby ich wiara przeszła na nas. Pośród spotkań z rodziną, wśród ustawianiu kwiatów, zapalaniu zniczy nie zapomnijmy o modlitwie za tych, którzy już odeszli, a którzy może czekają na naszą pomoc.

W naszej części świata jest jesień i jej charakter dotyka i przechodzi wokół nas. Ale mamy nadzieję, że po pewnym czasie odpoczynku i nagości, ziemia znowu ożyje. Mamy też nadzieję, że jesteśmy bezpieczni, oparci na Jezusie, bo to On obiecał nam, że da nam życie wieczne i że kiedyś przebudzimy się do życia wiecznego razem z Chrystusem i naszymi zmarłymi.

czwartek, 30 października 2008

Wszystkich Świętych...

Jedna babcia gdy prosiła o coś swoje dzieci, używała bardzo szczególnego słownictwa. Pytała: Czy chcesz być świętym i przyniesiesz mi sweter? Albo: Czy jesteś święty i weźmiesz te naczynia? Te słowa dały szansę widzieć siebie jako świętych.

Ale czy to właśnie starczy do bycia świętym? Czy rzeczywiście możemy być świętymi? Jeśli wszyscy mieliśmy zrobić to wszystko? Od świętych jest wymagane jakieś głębsze zaangażowanie, większy impuls.

Wszyscy wiemy, że trudno rozpoznać świętych wśród nas. Tak trudno wyczuć ich obecność. Mamy jednak pewne wskazówki do rozpoznania. I to jest problem, jak rozpoznać świętych.

Problem z rzeczywistym świętym. Jezus ujawnił w błogosławieństwach cechy prawdziwego świętego. Nie są to osoby dumnie kroczące, pokazującego swoje osiągnięcia. Oni nie noszą wspaniałych szat, nie uważają się za najlepszych, nie pokazują swoich czynów, nie siadają na pierwszych miejscach.

Prawdziwie świętych trudno zauważyć ...

A ile ja mam w sobie, w swoim życiu - cech człowieka świętego? Czy staram się błogosławieństwa wprowadzać do swego życia?

sobota, 25 października 2008

Świątynia Boga jest święta, a wy nią jesteście...

Drugie czytanie - 1 Kor 3, 9b-11. 16-17

My wszyscy razem i każdy z osobna jest Bożą świątynią. Duch Boży w nas mieszka. Gromadząc się w kościele, stanowimy Kościół, wspólnotę, Lud Boży.

Oprócz dbania o świątynie zbudowane ręką ludzką, każdy z nas musi dbać o siebie, o nasze świątynie - o nasze wnętrze. Przychodząc do kościołów, zapraszając Boga do siebie, nie mogę Go przyjąć do brudnego wnętrza, muszę najpierw zaprosić Go, aby to miejsce oczyścił.

Ewangelia (Łk 19, 1-10)

Zacheusz zaprosił Jezusa do swego domu, zaprosił do swego życia, wziął Go do siebie. Oddam to co źle zrobiłem, zwrócę to co było złe, wynagrodze tym, których wcześniej okradłem. Zrobię to ze względu na Chrystua. Naprawię swoje błędy.

Jeśli chcę, aby Boże zbawienie stało się moim udziałem, nie mogę zostać obojętny na Jezusa, na Jego obecność w świątyni. Będąc w niej, muszę zaprosić go do siebie, do swego życia.

Ewangelia nie pokazuje co stało się z Zacheuszem później, może zmiana była na stałe, może zmienić swoje życie. Ale także mogło się stać tak, że powrócił do swego wcześniejszego postępowania - tego nie wiemy. My często będąc w świątyni, pod wpływem chwili, impulsu, postanawiamy poprawę, chcemy się zmienić, gdy jednak przychodzi codzienne życie, często popadamy w te same grzechy. Nie traćmy z oczu Chrystusa, nie traćmy kontaktu z Nim, szukajmy Jego w świątyni, podczas Eucharystii, chciejmy aby On sam dodawał nam sił karmiąc nas Swoim Ciałem.

środa, 22 października 2008

Rocznica poświęcenia kościoła...

Pierwsze czytanie - 1 Krl 8, 22-23.27-30

"Czy jednak naprawdę zamieszka Bóg na ziemi?"

Świątynia miejsce poświęcone w sposób całkowity i wyłączny Bogu. Dom modlitwy, to nie tylko miejsce zgromadzeń, ale "oznaczają i ukazują Kościół żyjący w tym miejscu, mieszkanie Boga z ludźmi pojednanymi i zjednoczonymi w Chrystusie" (KKK 1180).
"To miejsce, gdzie sprawuje się i przechowuje Najświętszą Eucharystię oraz gdzie gromadzą się wierni i gdzie czci się obecność Syna Bożego, Zbawiciela naszego, złożonego za nas na ołtarzu ofiarnym jako pomoc i pociechę wiernych..." (KKK 1181).

- Dlaczego muszę iść co niedziela do kościoła? Dlaczego nie wystarczy jak się pomodlę w domu, na łące, w lesie? Będzie to wygodniej, swobodniej... tam też mogę to zrobić...
- Ale czy tam, masz możliwość spotkać Boga, przylgnąć do Niego w Komunii?
Wchodzą do świątyni, mijasz drzwi, mijasz próg, wchodzisz do pomieszczenia. Z chwilą wejścia winniśmy sobie uświadomić, że jesteśmy u Boga, wstępujemy do nowego życia. Wchodzimy do Domu Ojca, gdzie On na nas czeka!

Gdy idziemy do kogoś w gości, nie zostajemy nigdy w progu domu, ale idziemy tam gdzie nam wskaże gospodarz, idziemy za nim, aby być jak najbliżej niego. A my lubimy okupować drzwi, albo parkan. Ktoś nas zaprasza na obiad, a my zatrzymujemy się przy furtce, co sobie o nas pomyśli?

Gdy idziemy do kogoś w gości, zazwyczaj staramy się zachowywać kulturalnie. Stosownie do sytuacji i miejsca. A często się zdaża, że przychodząc do mieszkania Boga, nie umiemy się zachować. Coś jest dla nas ważniejsze niż te 45 min., które Bóg chce tylko dla siebie.
Jakie są nasze gesty, jak stoję, jak klęczę, jak siedzę. Czy może nie pomyliłem kościoła z kawiarnią (gest założonej nogi na nogę, czy żucie gumy - tak często ostatnio spotykane). To jak sie zachowuję, mówi o mojej wierze, pokazuję swoją wiarę, czy wiem po co i dla Kogo tak naprawdę jestem w tym kościele.

Kościół, miejsce modlitwy; dom, który Bóg wziął za swoje mieszkanie.
Trudna i bolesna sprawa - jak dbam o ten dom? Jak ja sam, osobiście staram się, aby on był piękny, wspaniały. Ktoś go kiedyś ufundował, zbudował, przyozdobił, modlimy się za tamtych ludzi, dziękujemy za ich ofiarę. Dzisiaj się mamy wszyscy pytać, w jakim stanie przekażemy go następnym pokoleniom? Czy może stał się on jeszcze piękniejszy, wspaniały, czy może zaniedbaliśmy go i stracił cały swój blask.

czwartek, 16 października 2008

Co mam oddać Bogu?

W dzisiejszych czasach to Urząd Skarbowy bardzo wyraźnie nam powie, co powinniśmy oddać „Cezarowi”. Powstaje pytanie: Co w tobie, co we mnie należy do Boga?
Jakie są rzeczy zawdzięczamy Bogu? Musimy zauważyć, że nasze dary dla Boga są płatnością długu, pewnego rodzaju zwrotem, tego co Bóg nam ofiarował przez życie, śmierć i zmartwychwstanie Jezusa.
Nie dajemy Bogu, aby otrzymać coś z powrotem. Nie powinniśmy myśleć, że my dajemy coś Bogu, mając nadzieję otrzymać w zamian Jego specjalne dary, błogosławieństwo, czy spełnienie naszych modlitw. Wyrażamy naszą wdzięczność Bogu za to wszystko, co zrobił już dla nas.
Co otrzymali Apostołowie za swoje dary, jakie złożyli Jezusowi? Co otrzymali w zamian za dar swego życia? Męczeńską śmierć, wypędzenie, ukrzyżowanie głową w dół, każdego zabito, oprócz Jana, który został wygnańcem.
Nasze dary są naszym długiem wdzięczności, że wszystko, co pochodzi od Boga - należy do Boga.
Musimy wiedzieć, że Bóg nie potrzebuje naszych pieniędzy. Jest taka stara opowieść:
Był zamożny człowiek, który był zdecydowany zabrać ze sobą swoje bogactwo, kiedy umrze. Modlił się i modlił się, aż Bóg zgodził się na wprowadzenie jego bogactwa do Nieba. Ale pod jednym warunkiem: Mógł przynieść jedynie jedną walizkę ze swego bogactwo. Napełnił on wspomnianą walizkę złotem i czekał na śmierć.
W końcu umarł. Święty Piotr pozdrowił go w bramie i oznajmił mu, że może wejść, ale jego walizka ma zostać na zewnątrz.
Ale ja mam umowę z Bogiem - powiedział człowiek - mogę wnieść tę walizkę do nieba.
To bardzo dziwne - odpowiedział Peter - Pozwól mi spojrzeć co masz wewnątrz walizki.
Mężczyzna otworzył walizkę, aby odsłonić blask złota. Św. Piotr uśmiechnął się. Zapytał: Dlaczego uważasz, że w niebie potrzebujemy więcej bruku?

Nic takiego nie posiadamy tutaj na ziemi, czego Bóg od nas potrzebuje! Nasze złoto jest jak bruk dla Boga. Nasze diamenty jak woda. Bóg nie potrzebuje naszych pieniędzy.
Często myślimy, że Bóg musi posiadać nasze zasoby, aby wypełniły się Jego zamysły. Chyba nic bardziej mylnego i odległego od prawdy! Bóg jest Bogiem i niczego od nas nie oczekuje, nie potrzebuje. Poza jedną rzeczą, poza mną i tobą. Bogu nie zależy na tym co mamy, co kupiliśmy, co posiadamy, Bogu zależy na każdym z nas!

Był młody człowiek, który rozpaczliwie szukał pracy. Poprosił Boga, aby pomógł mu ją znaleźć, a kiedy ją znajdzie, będzie składał 10 % swoich zarobków na rzecz Kościoła. Zaczął dając 50 zł na miesiąc bo jego pensja wynosiła 500 zł.
W miarę upływu czasu, młody człowiek przeniósł się do lepszej pracy i zarabiał już 1000 zł więc zgodnie z umową płacił 10% czyli 100 zł na miesiąc. Dostał awans pensja poszła w górę i zarabiając 10 tyś płacił 1 tyś zł.
W końcu zaczął myśleć, że to trochę za dużo do płacenia, inni płacą mniej. Więc zaczął rozmawiać z proboszczem. Kiedy uczyniłem przysięgę nic nie zarabiałem, potem tylko 500 zł. A teraz mam już inne sprawy, zobowiązania, proszę zwolnił mnie z mojej obietnicy, że 10 % moich zarobków będę oddawał na Kościół.
Proboszcz chwilę pomyślał i powiedział: Z obietnicy złożonej Bogu, nie mogę cię zwolnić, ale będę szczęśliwy, że będziesz się modlił o zredukowanie twojej pensji znowu do 500 zł na miesiąc.
Im więcej dóbr ziemskich posiadamy, tym bardziej potrzebujemy ich więcej.

Oddajcie Bogu to co Boskie, a Cezarowi to co cesarskie.

środa, 15 października 2008

Boże a Cesarskie?

Podczas wakacji kobieta opalała się nad brzegiem morza, gdy podszedł do niej mały chłopiec i zapytał ją: Czy wierzysz w Boga? Była zaskoczona tym pytanie, ale odpowiedziała: Tak, wierzę. Wtedy zadał kolejne pytanie: Czy chodzisz do kościoła co niedzielę? Zdziwiona jeszcze bardziej odpowiedziała: Tak! Padło jeszcze jedno pytanie: Czy czytasz Biblię i modlisz się codziennie? Ciekawość kobiety do czego to prowadzi sięgała zenitu, ale odpowiedziała: Tak! Mały chłopiec wolno westchnął i rzekł: Czy popilnujesz mi mego miejsca, gdy ja pójdę popływać?
Mały chłopiec był prosty i szczery w swoim pytaniu, ponieważ chciał powierzyć tej kobiecie coś, co dla niego było cenne, dobre miejsce na plaży, prawdopodobnie jakieś swoje rzeczy.
Faryzeusze nie są uczciwi. Oni nie mają zamiaru powierzyć Jezusowi czegokolwiek.
Oni nie szukają odpowiedzi na pytanie. Nie chcą jej otrzymać. Ale szukają odpowiedniego pretekstu, aby pozbyć się Jezusa.
Faryzeusze byli tak rozgniewani, że ich złość zaślepiła ich. Pomyśl przez chwilę. Wiemy, że żyjemy po tej stronie zmartwychwstanie, że Jezus był Bogiem. Oni myśleli był demoniczny, agent Szatana. Wiemy, że Jezus jest Królem królów. Myśleli, że chce być Królem Izraela. Wiemy, że był Synem Bożym. Myśleli - był po prostu synem Józefa i Maryi. Wiemy, że Jezus ma wpływ na świat za 2000 lat. Myśleli będzie jego koniec będzie na krzyżu.
Jest to fascynująca historia. Patrzymy na faryzeuszy i niedowierzamy. Jak mogło być, aż tak źle, kiedy stał na wprost przed nimi? Prawdopodobnie byli zdenerwowani, ponieważ Jezus ukazywał ich obłudę. „Nauczycielu, wiemy, że jesteś prawdomówmy i drogi Bożej nauczasz.”
Ani na chwilę nie uwierzyli w Jezusa. To była zasadzka. Postawionym problemem chcieli zadać mu cios. Opowiedz nam co o tym myślisz? Czy wolno płacić podatek cesarzowi?
W sumie powinniśmy być wdzięczni faryzeuszom. W odpowiedzi na ich pytanie, złośliwe pytanie, okazała się Boża nauka. Konsekwencje tego nauczania mają swój oddźwięk poprzez wieki, a szczególnie w kształcie zachodnich społeczeństw. Jezus powiedział: Oddajcie Cezarowi to, co należy do Cezara, a Bogu to, co należy do Boga.
Powinniśmy zadać sobie dzisiaj trzy pytania, odnośnie tego krótkiego nauczania, które miało i ma tak wielki wpływ.
1. Co należy do Cezara?
2. Co należy do Boga?
3. Co jako chrześcijanie mamy wybrać?

piątek, 10 października 2008

Odpowiednia szata...

Stałeś, stałaś się nowym stworzeniem i przyoblekłeś, przyoblekłaś się w Chrystusa, dlatego przyjmij białą szatę. Niech twoi bliscy słowem i przykładem pomagają ci zachować godność dziecka Bożego nieskalaną aż po życie wieczne. (Obrzędy Chrztu św.)

«Wy wszyscy, którzy zostaliście ochrzczeni w Chrystusie, przyoblekliście się w Chrystusa» (Ga 3, 27). To właśnie dzieje się podczas chrztu: przyoblekamy się w Chrystusa, On daje nam swoje szaty, które nie są czymś zewnętrznym. Oznacza to, że nasze i Jego życie łączą się, wzajemnie się przenikają. «Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus» (Ga 2, 20) św. Paweł opisuje wydarzenie, jakim był jego chrzest. Chrystus przyoblekł się w naszą szatę: cierpienia i radości właściwe człowiekowi, głód, pragnienie, zmęczenie, nadzieje i rozczarowaia, lęk przed śmiercią, wszystkie nasze udręki, ze śmiercią włącznie. Nam zaś dał swoją «szatę». To co w Liście do Galatów zostało przedstawione jako zwykłe «wydarzenie» chrztu — dar nowego istnienia — w Liście do Efezjan Paweł ukazuje jako stałe zadanie: «co się tyczy poprzedniego sposobu życia — trzeba porzucić dawnego człowieka (...) przyoblec się w człowieka nowego, stworzonego na obraz Boga, w sprawiedliwości i prawdziwej świętości. Dlatego odrzuciwszy kłamstwo, niech każdy z was mówi prawdę swemu bliźniemu, bo jesteście nawzajem dla siebie członkami. Gniewajcie się, a nie grzeszcie» (Ef 4, 22-26).
Benedykt XVI, 5 IV 2007 — Msza św. Krzyżma w Wielki Czwartek.

Św. Paweł w Liście do Efezjan ukazuje także inny wymiar naszego ubioru, jaki powinniśmy przywdziewać jako chrześcijanie:
Dlatego weźcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście w dzień zły zdołali się przeciwstawić i ostać, zwalczywszy wszystko. Stańcie więc do walki przepasawszy biodra wasze prawdą

- Żołnierz rzymski jako pierwszy element uzbrojenia zakładał pas. On pozwalał mu poruszać się swobodnie i władać pozostałymi elementami zbroi. Dla nas takim pierwszym elementem zbroi jest prawda – z nią możemy poruszać się szybko i swobodnie. Włożyć na siebie Bożą prawdę oznacza żyć Jego Słowem, być uczciwym i szczerym w wierze, a nie pełnym obłudy religijnej. Zatem „pas prawdy” odnosi się do chrześcijańskiego charakteru i prawości stylu życia, dostosowanego do Pisma Świętego.

i oblókłszy pancerz, którym jest sprawiedliwość,

- Pancerz był główną częścią uzbrojenia ochraniającą serce żołnierza. Dla chrześcijanina pancerzem w walce duchowej jest sprawiedliwość, przywrócona nam przez Jezusa. Jest ona przede wszystkim stanem naszego serca.

a obuwszy nogi w gotowość głoszenia dobrej nowiny o pokoju.

- buty gotowości do głoszenia ewangelii. Nikt z nas nie wybiera się w podróż bez butów. Wszyscy o nich pamiętamy. Tak samo zawsze i wszędzie, tam gdzie zaniosą nas buty powinniśmy być gotowi do dzielenia się „Ewangelią pokoju”. Znaczy to, że powinniśmy wiedzieć, jak innym słowem i czym powiedzieć o Chrystusie.

W każdym położeniu bierzcie wiarę jako tarczę, dzięki której zdołacie zgasić wszystkie rozżarzone pociski Złego.

- Kiedy traktujemy poważnie życie z Jezusem, to szatan walczy przeciwko nam przy pomocy rozżarzonych pocisków. Atakuje nas i wszystko, co jest z nami związane. Naszą tarczą przeciwko tym atakom jest wiara – przekonanie, że Bóg ma moc, aby nas ochronić.

Weźcie też hełm zbawienia

- Głowa stanowi centrum naszego życia myślowego. Zdolności wielu chrześcijan są ograniczone, ponieważ nie wiedzą oni, jak chronić swoje myśli. Szatan bombarduje ich pociskami lęku, nienawiści, podejrzliwości, depresji i innych myślowych roztargnień. Chrześcijańskim hełmem, naszą obroną jest zbawienie, które jest uwolnieniem od złego. Kiedy ufamy Bogu i dziękujemy Mu za nasze zbawienie, nasze życie umysłowe jest chronione.

i miecz Ducha, to jest słowo Boże - wśród wszelakiej modlitwy i błagania.

- Słowo Boże jest jedyną częścią uzbrojenia, która może być użyta zarówno do ataku, jak i do obrony. Jest zarówno naszą bronią obronną przeciw grzechowi, jak i orężem ataku przeciw inwazji demonicznej, kiedy wypowiadamy Słowo Boże w mocy Ducha Świętego tak samo, jak czynił to Jezus.

Przy każdej sposobności módlcie się w Duchu.

- Chociaż wymieniona na końcu i nie przyrównana do żadnej części rynsztunku, jest to najpotężniejsza broń chrześcijanina. Paweł wzywa do nieustannej, intensywnej i bezinteresownej modlitwy pod przewodnictwem Ducha Świętego.


Czy mam taką szatę, taką zbroję?
Jaka jest moja szata? Czy zachowałem jej chrzcielną biel? Jeśli nie, czy wiem gdzie i jak mogę ją wybielić, aby stała się biała jak śnieg? Jak często ją wybielam, jak długo pozostaje ona biała?

Czy staram się przyoblec tę zbroję opisaną przez św. Pawła? Czy staram się...

Z radością przyjmujemy zaproszenie od Chrystusa na Jego ucztę, biegniemy do niego, ale pamiętajmy, aby móc się z Nim i w Nim radować, na tę ucztę mamy wejść przygotowani, mamy mieć na sobie szatę otrzymaną od Chrystusa na Chrzcie, szatę-łaskę bycia dzieckiem Bożym.

Odpowiednia szata...

czwartek, 9 października 2008

Ci z ulicy...

Król wysyła swoich pracowników na drogi, na miejskie place i rynki. On „zaprasza” ludzi, którzy nigdy nie byli i w przyszłości może nie będą na takim przyjęciu królewskim, nigdy nie znajdą się na liście gości, których zaprosił król. Pomyśl o tych, którzy mogliby zostać zaproszeni z ulicy: domokrążcy, rzeźnicy, żebracy, prostytutki, poborcy podatku, osłabieni fizycznie i chorzy, itd. Ci ludzie, kiedy usłyszą zaproszenie, nie będą tak głupi, by odmówić. Pomyśleli o wykwintnym jedzeniem i piciu. Jak dokładnie były one dobrane na ucztę dla syna króla! Można nawet zapytać czy ci zaproszeni z ulicy byli w stanie docenić to, co stało przed nimi? Czy oni znali smak najlepszych win? Czy potrafili jeść i pić w odpowiedniej kolejności? Oczywiście nie. Oni byłby głodny i spragnieni. W ich całym życiu, nie było takiego święta i nigdy nie będzie ponownie!

Co więcej to właśnie ci z ulicy byli w potrzebie świętowania więcej niż ci, którzy nie odpowiedzieli na zaproszenie! Kiedy król wchodzi na salę, oni nie są już jedynie żebrakami, ludźmi ulicy, obcokrajowcami czy złodziejami. Są nazwani gośćmi. Ich warunki zostały całkowicie odwrócone. I nie ma tym żadnej ich zasługi! Oni tylko zostali zaproszeni na ich święto, przyjęli to zaproszenie, przyszli, to wszystko. W ich najśmielszych planach, bujnej wyobraźni, najpiękniejszych snach nie widzieli siebie na takiej uczcie.


Podobnie jak ci z głównej drogi zaproszeni na święto, nasz kościół jest mieszaniną złych i dobrych, a więc druga część przypowieści jest dla nas wyzwaniem. Jak zmieniamy nasze życie w odpowiedzi na zaproszenie które daje nam Bóg? Czy zdajemy sobie sprawę jakie zaproszenie otrzymaliśmy? Dalej jaka jest nasza postawa i odnoszenie do innych „gości” we wspólnocie? Wszyscy jesteśmy gośćmi, nikt z nas nie zasługuje na zaproszenie, otrzymujemy je z łaski Boga. To dlaczego my jako chrześcijanie w dalszym ciągu umiemy dzielić się według rasy, płci, pochodzenia, języka, na dobrze ubranych i biednych?

środa, 8 października 2008

Wejście na ucztę...

Idąc dalej po linnii wczorajszego rozważania trzeba dotknąć w jakim stanie przychodzimy na tę ucztę zastawioną przez Boga. Dzisiaj ten stan zewnętrzny, który zawsze oddaje nasze wnętrze.

Wiem, że idę spotkać się z Bogiem, idę na spotkanie Kogoś ważnego w moim życiu i dla mego życia, więc czasami się nadziwić nie mogę jak niektórzy przychodzą bez odpowiedniego stroju.
Tak sobie czasami myślę, jak byłby skomentowany ksiądz (może niektórzy są), który by przyszedł w dresach lub w brudnych spodniach, w klapkach, bez skarpet, w poplamionej sutannie, założyłby albę, która kiedyś, bardzo dawno była biała. Na to wszystko narzuciłby jakiś ornat stary, poszarpany i do tego krzywo leżący. Jakie komentarze by taki kapłan wzbudził wśród swoich parafian.
A gdy się stoi i patrzy jak niektórzy przychodzą na spotkanie z Bogiem, w tym co jest takie codzienne, powszednie, na co dzień. Co często gryzie się z wnętrzem domu Boga, ze świątynią.
Jak niektórzy proboszczowie muszą napominać szczególnie w lecie, aby strój był godny, a nie swobodny! Ile wtedy komentarzy, że liczy się wnętrze, serce człowieka itd. A często ci sami ludzie jadąc do innych krajów potrafią się ubrać, aby tylko zwiedzić jakąś świątynię i przy tym nic nie mówią.
Jakże tu wszedłeś nie mając stroju weselnego? Można by zapytać, jak tutaj wszedłeś nie mając odpowiedniego stroju do miejsca?
Nieodpowiedni strój, czasami zachowanie jak z kawiarni, przyklękanie na myśliwego, żucie gumy (to nie tylko przez najmłodszych, ale co zatrważające ostatnio przez matkę, która przyprowadziła do kościoła swego synka przed I komunią św.) to takie zewnętrzne oznaki naszej wiary.
Ksiądz się czepia! Ważne to co w sercu, to jest ważne i na to patrzy Bóg! Tak zgadzam się, ale to co w wnętrzu człowieka jest ukazywane na zewnątrz.

I takie świadectwo z mego pobytu kiedys na Florydzie i widok ludzi ubranych w garnitury, pod krawatem, gdy temperatura sięgała 40 stopni. Przyzwyczajeni, wszędzie klimatyzacja, być może!
Ale strój był GODNY, a nie swobodny.

wtorek, 7 października 2008

Wyprawił ucztę weselną swemu synowi...

Królem jest Bóg, synem - Jezus Chrystus.
Tylko gdzie ta uczta weselna.
Oblubienicą Chrystusa jest Kościół, my wszyscy gromadzący się na Eucharystię, przychodzimy zaślubić się z Jezusem. Przychodzimy, aby świętować, aby się radować, że jako Kościół mamy takiego Oblubieńca.
Oblubieńca, który tak nas ukochał, że był gotów za nas cierpieć i umrzeć na krzyżu. Był gotów zrobić tak tam na Kalwarii i jest gotów zrobić to każdego dnia. Wszak każda Eucharystia to pamiątka, uobecnienie Ofiary Krzyża Jezusa.

Idę jeszcze raz, dać do krzyża przybić ręce,
Jeszcze jeden raz życie swe poświęce.

Ten nasz Oblubieniec jest gotowy zrobić dla nas wszystko, jest szalony, szalony z miłości do każdego z nas. On chce abyśmy czerpali z tej uczty weselnej jak najwięcej. Abyśmy próbowali te najpożywniejsze mięso i najwyborniejsze wina. Abyśmy korzystali z Jego darów tutaj na ziemi i zasłużyli na te niebieskie.

Nasz Oblubieniec tak nas kocha!
A my, konkretnie ja i Ty?
Jaka jest nasza miłość względem Jezusa Chrystusa? Czy tą naszą miłość pokazuję w konkretnych czynach, konkretnym zachowaniu, postępowaniu? Czy praktykuję ją tylko w swoim umyśle, w chwilach uniesień?
Faktycznie nasza miłość to żadna miłość. Tyle nam jeszcze brakuje, aby odpowiedzieć naszemu Oblubieńcowi naszym życiem. Widząc jak jesteśmy słabi i mali, tym bardziej mamy szukać tej uczty jaką nam zastawia Bóg Ojciec, aby na Eucharystii uczyć się od Jezusa Jego miłości, aby karmiąc się najlepszym pokarmem - Jego Ciałem - uczyć się i odpowiadać coraz lepiej na Jego miłość!

Aby ta miłość coraz rzadziej chodziła po błocie
i aby coraz mniej pluli jej w twarz!

poniedziałek, 6 października 2008

Hymn do życia


Życie jest szansą, korzystaj z niej.
Życie jest pięknem, podziwiaj je.
Życie jest szczęściem, kosztuj go.
Życie jest marzeniem, urzeczywistniaj je.
Życie jest wyzwaniem, stawiaj mu czoło.
Życie jest zadaniem, spełniaj je.
Życie jest zabawą, baw się nim.
Życie jest cenne, troszcz się o nie.
Życie jest bogactwem, pilnuj go.
Życie jest miłością, ciesz się nią.
Życie jest tajemnicą, staraj się ją przeniknąć.
Życie jest obietnicą, dopełnij jej.
Życie jest hymnem, śpiewaj go.
Życie jest walką, przyjmij ją.
Życie jest tragedią, weź ją na swe barki.
Życie jest przygodą, nie bój się jej.
Życie jest szczęściem, zasłuż na nie.
Życie jest życiem, broń go.
Matka Teresa z Kalkuty

sobota, 4 października 2008

Czego nie uczyniłem?

Czasami wiele pracy, wiele sił, wiele zaangażowania wkładamy w osiągnięcie jakieś celu, w zrobienie czegoś. Pomimo naszych starań nic nam nie wychodzi, nic się nie układa, coś tracimy.
Wtedy często można usłyszeć pytanie: Czego jeszcze nie zrobiłem?
Czego nie zrobiłem żonie, małżonkowi, że odeszli?
Czego nie uczyniłem koledze, przyjacielowi, że zapomniał, że coś się skończyło?
Co zaniedbałem, o czym zapomniałem, że dziecko pogubiło się w życiu?
W końcu, o czym sam zapomniałem, lub gdzie się zapomniałem, że moje życie się stoczyło...?

Ile rzeczy daje mi Pan Bóg? Jak wiele rzeczy dla mnie czynie? Daje mi siebie, chce dać mi swoją łaskę, ofiarowuje mi życie wieczne? Czego jeszcze dla mnie nie zrobił, abym zaczął wydawać dobre owoce?
Abym przestał wydawać cierpkie jagody. Abym był tą dobrą, uprawną winnicą!
Czego jeszcze oczekuje, czego chce więcej, co jest bardziej wartościowe, niż męka, śmierć i zmartwychwstanie Syna Bożego? Czego jeszcze pragnę, aby wydawać dobre owoce w swoim życiu?

Przyjmij mnie...

Już Ciebie tylko kocham, za Tobą tylko idę, Ciebie tylko szukam. Tobie tylko służyć jestem gotowy, bo Tyś jedynie jest prawym władcą - do Ciebie pragnę należeć. Rozważ, proszę i poleć mi, cokolwiek zechcesz, ale ulecz i otwórz oczy moje, abym widział skinienie Twoje. Uwolnij mnie od szaleństwa, abym nie minął Cię niepoznanego. Powiedz mi, dokąd mam się zwrócić, aby ujrzeć Ciebie, a ufam, że uczynię wszystko, co rozkażesz.
Przyjmij życzliwie, proszę, Panie Ojcze Najłaskawszy, sługę, który ongiś uciekał od Ciebie: już dość długo cierpiałem karę, dość długo służyłem nieprzyjaciołom Twoim, którym na karku stopę trzymasz, dość długo byłem złud igraszką. Twoim sługą jestem, uciekłem z niewoli Twoich nieprzyjaciół - przyjmij mnie, bo oni, choć byłem im obcy, przyjęli mnie jednak, kiedy od Ciebie uciekałem. Czuję, że muszę wrócić do Ciebie - oto pukam - otwórz mi drzwi, poucz mnie, jak dość do Ciebie można. Jedynie, co mam, to wola moja; jedyne, co wiem, to prawda, że gardzić trzeba wszystkim, co zmienne i przemijające, a szukać rzeczy pewnych i wiecznych. I czynię to, Ojcze, bo tego tylko się nauczyłem, ale nie wiem, jak można dojść do Ciebie. Ty bądź mi doradcą, Ty pokaż mi ścieżkę, Ty dodaj mocy na drogę. Jeśli przez wiarę znajduje Cię ten, kto się do Ciebie ucieka, daj wiarę; jeśli przez cnotę, daj cnotę, jeśli przez wiarę, daj wiarę. Pomnóż we mnie wiarę, pomnóż nadzieję, pomnóż miłość. O, jakże godna podziwu i szczególna jest dobroć Twoja.
__________________________
św. Augustyn, Soliloquia I, 1, 5, w tłum. A. Świderkówny.

czwartek, 2 października 2008

Przewidywania Boga...

Czemu, gdy czekałem, by winogrona wydała, ona cierpkie dała jagody? (Iz 5, 4)

Gdy w grę wchodzi człowiek, Bóg może nie doczekać się spełnienia swoich przewidywań. Są one wtedy bardzo ryzykowne. Nic nie jest pewne. Może się zdarzyć to co dobre i to co złe.
Bóg czeka, ale Jego oczekiwania wciąż nie zostają spełnione.
Daje miłość, a otrzymuje zdradę.
Okazuje troskę i przebaczenie, ale zostaje odrzucony.
Człowiek jest ryzykiem, które podejmuje Bóg.
Człowiek jest w stanie zawieść oczekiwania Boga.
Jeśli każdy z nas popatrzy na swoje życie, to będzie mógł dodać nowe elementy do serii Bożych "rozczarowań".

Nieszczęście polega na tym, że są to nie tyle Boże rozczarowania, ile nasze upadki. Bóg się nie pomylił. Jeśli weźmiemy pod uwagę nasze możliwości i to, co On dla nas uczynił, jeśli weźmiemy pod uwagę Jego zaufanie w stosunku do nas, to Jego oczekiwania są uzasadnione.

Co jeszcze miałem uczynić winnicy mojej, a nie uczyniłem w niej? (Iz 5, 4). Chciałoby się dopowiedzieć:
Przestań snuć ambitne plany w stosunku do nas,
porzuć marzenia.
Przestań śpiewać pieśń o tej trudnej do zniesienia miłości.

Tymczasem powinniśmy zdobyć się na odwagę i poprosić Go:
Nie przestawaj marzyć. Nie zaprzestawaj przewidywań...
Nie przestawaj oczekiwać.
Twoja pełna miłości pieśń uświadamia nam nasze uchybienia nawet bardziej niż groźby. Sprawia, że pragniemy wypuścić kwiaty, a potem - kto wie - może nawet wydać owoce.

Oby owa pieśń o winnicy nigdy nie ustała!

środa, 1 października 2008

Jaki owoc mam przynosić?

Czy tu chodzi o jakieś owoce materialne, które mamy składać Bogu? Ofiarowywanie jakiś rzeczy, które Bóg mógłby gromadzić w jakiś wielkich magazynach? Chyba nie o to chodzi? Czy my jako ludzie możemy coś dodać Bogu, powiększyć niebieski kapitał?
Bóg nie chce zebrać owoców, choć jest właścicielem winnicy i ma do nich prawo.
On nie prosi dla siebie, lecz prosi dla nas.
To my potrzebujemy tych owoców, aby wzrastać jako ludzie i jako chrześcijanie. Jeśli ich nie rodzimy, jeśli nie przynosimy owocu to ubożejemy, ryzykujemy, że umrzemy z głodu. Nie odmawiamy w ten sposób czegokolwiek Bogu.
Te nasze owoce winny być przeznaczone dla bliźniego. Winnica nie jest naszą własnością. Wszyscy, których spotykam, których widzę, którzy stoją czy pracują obok mnie mają prawo do korzystania z owoców.
Jeśli nie rodzę owoców miłości i nie obdarzam nimi bliźnich, to nie oddaję Bogu plonu, którego On oczekuje.


Jeśli jedną dziesiątą czas, który poświęcamy na wyjaśnianie, składanie deklaracji, zajmowanie stanowiska, obronę przed oskarżeniami, poświęcilibyśmy rodzeniu owoców, to wówczas nie byłoby już nic do wyjaśniania.