Homilie i Kazania niedzielne...

... to by było zbyt proste!!!
Więc trochę myśli - czasami niepozbieranych, niepoukładanych - dotyczących Liturgii Słowa najbliższej niedzieli. Umieszczając tutaj gotowe kazania, uznałbym innych za nieumiejących pisać i tworzyć.
Szanując i podziwiając wszystkich - zachęcam do zapoznania się z moimi przemyśleniami, bądź tekstami, które dla mnie były lub są inspiracją...
Google

środa, 30 kwietnia 2008

Dana mi jest wszelka władza...

W dniu wniebowstąpienia Jezus objawia swoją "władzę" - właściwą Moc Zmartwychwstania. Tę władzę Chrystus posiada jako współistotny Ojcu Syn - Bóg z Boga. Tę władzę - Jezus z Nazaretu jako człowiek odkupił ceną swego krzyża: swej Męki i śmierci. Władza ta płynie z mocy Odkupienia.
To właśnie dzisiaj jest ostatni "element", ostatnia część, etap odkupienia. Chrystus poprzez swoje Wniebowstąpienie chce nam pokazać cel i sens swojej męki i śmierci. Chce nam pokazać cel i sens naszego życia, naszego pielgrzymowania tutaj na ziemi.
Chrystus ma pełnię władzy, nad wszechświatem, nad światem i chce mieć tę władzę także nad nami nami. Ale o jaką władzę tutaj chodzi?
Czy o panowanie, czy ład społeczny, czy sprawiedliwość tego świata? Jezus wychodzi poza te kategorie.
Władza Jezusa, władza Jemu właściwa to moc dania siebie za życie świata; moc Odkupienia przez miłość. To dzieło Odkupienia, które osiągnęło swój zenit w w tajemnicy paschalnej, ciągle odbywa się na naszych ołtarzach.
Jezus odszedł - wniebowstąpił, ale jest z nami przez wszystkie dni, aż do końca świata.
Jego władza także jest stała, niezmienna, łaski wysłużone w Tajemnicy Paschalnej trwają i będą trwały - ale tylko od nas zależy czy z niej skorzystamy..., zależy od nas!
Chrystus w swojej władzy nigdy nie zniszczy naszej wolności, On będzie czekał nieraz może długo i cierpliwie na naszą odpowiedź.
On ciągle czeka, abyśmy czerpali z tych łask, które są dla nas, które dla nas płyną z Jego krzyża, On czeka na każdej Mszy, aby nas karmić tym pokarmem, który daje życie, który daje moc i siły do patrzenia w niebo, do podążania do nieba, tutaj i teraz, mocno stąpając po ziemi.

poniedziałek, 28 kwietnia 2008

Idźcie i nauczajcie...

Mateusz kończy swoją ewangelię wzmianką o spotkaniu Jedenastu z Jezusem w Galilei. To spotkanie stanowi klucz do zrozumienia całej pierwszej Ewangelii. W Galilei pogan (4, 15) Jezus rozpoczął głoszenie królestwa Bożego, tam położył fundament pod swój Kościół (16, 18-19), który miał szerzyć królestwo Boże na ziemi. Gdy ukończył swoją misję i dokonał odkupienia, tam właśnie po raz ostatni spotkał się z tymi, którzy mieli kontynuować dzieło Jego zbawienia, żeby im dać ostatnie swoje zlecenia.
Uczniowie, "zobaczywszy Go, oddali pokłon" - gr. słowo - oznaczające pokłon, jaki oddaje się Bogu lub tym, którzy cieszą się najwyższym autorytetem opartym na Bożej misji.
Słowa, o wszelkiej władzy wskazują, że Jezus jako Bóg-Człowiek, podobnie jak Syn Człowieczy z wizji Daniela (7, 14), otrzymał od Boga pełnię władzy czyniącej Go najwyższym autorytetem nadprzyrodzonym. Jest Panem, Królem i Sędzią wszystkich ludzi, wszystkich czasów. Panuje nad mocami niebieskimi i nad potęgą szatana. I na tym autorytecie Jezusa opiera się moc Jego nakazu misyjnego.
Uczniowie mają pójść i nauczać, czyli - według gr. słowa - nie tylko teoretycznie zaznajmiać z nauką Jezusa, ale poprzez dawanie przykładu czynić wszystkie narody uczniami Jezusa. Równocześnie mają udzielać chrztu i uczyć zachowywać wszystko, co im Jezus przekazał, czyli wprowadzać w zasady drogi Bożej w rozumieniu Jezusowym.
Ewangelia kończy się obietnicą, że Jezus jest i będzie obecny (tak winno się rozumieć słowo "jestem" w przekazie Mateuszowym) ze wszystkimi swoimi uczniami, z tymi, którym zlecił nakazał misyjny, i tymi, którzy staną się Jego uczniami dzięki ich pracy misyjnej. Przez tę obietnicę ciągłej obecności wśród uczniów Jezus urzeczywistni prawdę, od której Mateusz zaczął swoją ewangelię, że z przyjściem Jezusa na świat spełniło się proroctwo o Emmanuelu, iż Bóg będzie z nami (1, 23).
Słowa "aż do skończenia świata" (przypowieść o siewcy 13, 40) wyrażają prawdę, że misja uczniów będzie trwała do pełni czasów - do eschatologicznego żniwa, jakiego Jezus dokona, aby królestwo Ojca w pełni się urzeczywistniło.
_____________________
Ks. Józef Homerski, Ewangelia według św. Mateusza. Tłumaczenie, wstęp i komentarz

sobota, 26 kwietnia 2008

Jedyne pragnienie

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania...

Jeśli mnie miłujecie...
Nie mówi: jeśli będziecie dobrze, jeśli zrozumienie, jeśli okażecie swoją mądrość...
Nie mówi nawet: jeśli będziecie posłuszni...
Nie wspomina: jeśli nie chcecie trafić do piekła...
Jeśli Mnie miłujecie...
Bodźcem, motywem, powodem naszego postępowania może być tylko miłość.
Jeśli pojawia się coś innego, nasze zachowanie, choć nieskazitelne z punktu widzenia przestrzegania prawa, nie jest chrześcijańskie.
W pożegnalnej rozmowie Jezus nie pozostawia nauki, książki instrukcji obsługi, żadnego kodeksu.
Pozostawia nam pragnienie, jedyne swoje pragnienie: żebyśmy miłowali.
Jeśli nauczyliśmy się kochać, nauczyliśmy się fundamentalnej rzeczy.
Jeśli zrozumieliśmy miłość, zrozumieliśmy wszystko...
Jeśli Mnie miłujecie..., mogę odejść spokojnie. Mogę wam zaufać. Ponieważ będziecie postępować słusznie. Ponieważ uczynicie rzecz miłą Bogu.
Kościół jest Kościołem Chrystusa nie wtedy, gdy jest miejscem posłuszeństwa, dyscypliny, doskonale funkcjonującej organizacji, ortodoksji, kultury, ale gdy jest Kościołem miłości.
Jeśli nie jest Kościołem miłości, nie jest nawet Kościołem.
Jeśli Mnie miłujecie..., nie wstydzę się was.
Jeśli Mnie miłujecie..., moją misję mogę uważać za spełnioną.
Jezus przed odejściem nie rozdał żadnych dyplomów, żadnych tytułów, żadnego certyfikatu prawdziwości chrześcijańskiej.
Przyjmując, że mógł takowy dokument w ogóle istnieć, nie miałby żadnej wartości, ponieważ uwarunkowany jest słowem „jeśli”.
Jeśli Mnie miłujecie...
Nasze działania potwierdza Swoim podpisem „jeśli”, językiem miłości.

piątek, 25 kwietnia 2008

Szept słów...

Ciekawa jest historia z płytami Jimmi’ego Reeda. Gdy słuchano jego płyt gramofonowych, można było zauważyć coś dziwnego. Jeśli ktoś słuchał bardzo uważnie, mógł w tle piosenki usłyszeć nieśmiały głos kobiecy, który mówił kolejne wersy piosenki. Wiadomość ta rozeszła się po tym, (dlatego niektórzy uważają ją za prawdziwą), gdy Jimmy Reed był tak zajęty grą na gitarze, że trudno mu było zapamiętać słowa piosenek. Potrzebował pomocy odnośnie tekstu piosenek. Ten głos kobiecy, nie był głosem żadnej innej kobiety jak jego żony, to ona trenowała męża podczas sesji nagraniowych, podpowiadając kolejne strofy do jego ucha.
Nie będziemy się zastanawiać co jest prawdą w tej historii, ale jako chrześcijanie winniśmy rozpoznać podobne przeżycie. Jezus mówił swoim uczniom o roli Ducha Świętego. Ma szeptać pieśń Jego ewangelii do ich uszu. Jezus był jedynym, który mówił im słowa prawdy, uświadamiał ich dzięki przez swoje nauczanie, uczył ich przykazań dających szczęścia. Ale teraz Jezus zapowiada swoją śmierć, teraz zbliża się czas jego odejścia. Nie chce aby uczniowie zostali sami bez Niego, obiecuje im dar Ducha Świętego: Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania. Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam, aby z wami był na zawsze - Ducha Prawdy (J 14, 15-17)
Najważniejsze zadanie, Duch Święty przypomni dokładnie o prawdzie, pobudzi pamięć uczniów do zachowania przykazań, aby pamiętali o miłości, będzie szeptał słowa niekończącego się hymnu wiernego posłuszeństwa do ich uszu. Może zdziwić ta metoda Ducha Świętego, gdy cicho podpowiada przykazania Jezusa. Duch zapowiada głośne słowa - Duch daje zachwyt, Duch wywołuje mówienie w nieznanym języku, Duch dokonuje cudownych uzdrowień. Istotnie Święty Duch Boga spełnia takie czyny, ale one wszystkie są wtórne po jednym, pierwszego czynie Ducha - przypomnienie nam, dzieciom Boga, Jezusa Chrystusa, Jego nauczania i Jego czynów.

czwartek, 24 kwietnia 2008

Ja zaś będę prosił Ojca, a innego Pocieszyciela da wam...


Paraklet - punkt dojścia rozwijanej przez wieki myśli biblijnej.
W Starym Testamencie Bóg jest wielkim pocieszycielem swego ludu, tym, który ogłasza: Ja i tylko Ja jestem twym pocieszycielem, co dosłownie w tekście Septuaginty brzmi: twoim Parakletem! (Iz 51, 12), tym, który pociesza jak własna matka (por. Iz 66, 13).
Ta pociecha Boga, albo ten, Bóg, który daje pociechę (por. Rz 15, 5), wcielił się w Jezusie Chrystusie, który nazwał siebie pierwszym Pocieszycielem, Parakletem (por J 14, 16). Duch kontynuuje dzieło Chrystusa i który doprowadza do pełni wsż Pocieszycielem, według słów Jezusa - innym Pocieszycielem.
Innym źródłem, któremu tytuł ten zawdzięcza swój początek i swą doniosłość jest doświadczenie Ewangelisty i Kościoła. Wszak po zmartwychwstaniu w sposób żywy i mocny doświadczył Ducha jako pocieszyciela, obrońcy i sprzymierzeńca w trudnościach zewnętrznych i wewnętrznych, podczas prześladowań, procesów i w życiu codziennym - A Kościół (...) rozwijał się i żył bogobojnie, i napełniał się pociechą (paraklesis!) Ducha Świętego (Dz 9, 31).

Tytuł Paraklet można tłumaczyć jako orędownik lub adwokat (do Chrystusa wg 1 J 2, 1), albo też pocieszyciel.
W czasach prześladowań - widziane w Paraklecie widziano przede wszystkim adwokata i Bożego obrońcę. W Lyonie w II w. obserwator procesu, widząc chrześcijan skazanych na śmierć - powstał, aby zakwestionować sposób prowadzenia sprawy. Spowodowało to dołączenie go do skazanych na śmierć - Został zaliczony w poczet męczenników, on, pocieszyciel chrześcijan, który Pocieszyciela miał w sobie, który Duchem (...) był przepełniony - komentuje redaktor akt męczeństwa.
Paraklet jest przed trybunałem Boga przeciwko oskarżycielowi braci naszych (...), co dniem i nocą oskarża ich przed Bogiem naszym (Ap 12, 10). - św. Ireneusz pisze - Bóg dał Kościołowi Parakleta, abyśmy tam, gdzie mamy oskarżyciela, mieli również Obrońcę.

Paraklet pozostaje w służbie prawdy i w służbie Jezusa. Inne działania przypisywane Parakletowi: nauczanie, przypominanie, dawanie świadectwa, przekonywanie, doprowadzanie do prawdy, przepowiadanie.

Duch Święty jest Kimś, kto przebywa w nas, kto jest obecnością, rozmówcą, obrońcą, przyjacielem, pocieszycielem, "słodkim gościem duszy" - jak Go nazywa Sekwencja na dzień Pięćdziesiątnicy.
Św. Bazyli Wielki pisze: Dla dzieci łaski i dla ubogich w duchu jest On adwokatem podczas wygnania tego ziemskiego życia, jest pocieszycielem, siłą w przeciwnościach, pomocą w utrapieniach. To On uczy jak się modlić właściwie, pomaga człowiekowi przylgnąć do Boga, czyni go miłym i godnym wysłuchania.

Nie wystarczy nam znać pojęcie słowa Paraklet, ani nawet czcić i wzywać Ducha Świętego tym imieniem. Trzeba abyśmy sami stawali się "parakletami". Jeśli chrześcijanie mają stawać się alter Christus winni stawać się "drugim parakletem".
Błogosławiony Bóg i Ojciec Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy, Ten, który nas pociesza w każdym naszym utrapieniu, byśmy sami mogli pocieszać tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, którą jesteśmy pocieszani przez Boga (por. 2 Kor 1, 3-4).
Pociecha pochodzi od Boga - Ojca wszelkiej pociechy. Spływa na tego, kto znajduje się w utrapieniu, ale nie zatrzymuje się na nim, osiąga swój cel ostateczny, gdy ktoś doświadczywszy pociechy, posłuży się nią, aby pocieszać innych!
Ale jak pocieszać?
Pociechą Boską, nie ludzką. Nie jałowe, puste okazjonalne słowa - Odwagi, nie zniechęcaj się, zobaczysz, wszystko dobrze się ułoży! Mamy przekazywać Bożą nadzieję, Boże słowa, żywą nadzieję.
Duch Święty potrzebuje nas, aby być Parakletem.
Pragnie pocieszać, bronić, zachęcać, lecz nie ma ust, nie ma rąk ani oczu, by wcielić swoją pociechę. Albo lepiej, ma nasze ręce, nasze oczy, nasze usta. Dusza działa, porusza się, uśmiecha przez ciało. Duch postępuje z członkami Kościoła. Pocieszajcie się wzajemnie (por. 1 Tes 5, 11) - stańcie się parakletami.
Św. Franciszek:
Spraw, abym nie tyle szukał pociechy, co pociechę dawał;
nie tyle szukał zrozumienia, co rozumiał;
nie tyle szukał miłości, co kochał.

Pouczeni przez nasze własne cierpienie, nasz własny ból, więcej - przez własne grzechy, nasz umysł i nasze serca będą przygotowane do każdego dzieła miłości w stosunku do tych, którzy tego potrzebują. Staniemy się, według naszych możliwości, pocieszycielami na obraz Parakleta, w każdym tego słowa znaczeniu: adwokatami, pomocnikami, niosącymi pociechę. Nasze słowa, nasze rady, nasz sposób postępowania, nasz głos, nasze spojrzenie będą uprzejme i uspokajające - kard. J. H. Newman.

Jezus w Ogrodzie Getsemani szukał "pocieszycieli", ale ich nie znalazł. Oby nie musiał powtórzyć tych samych słów w stosunku do mnie. Jego agonia będzie trwała aż do końca świata, przede wszystkim w Jego Mistycznym Ciele, w tych, którzy cierpią w opuszczeniu. Paraklet nazywany jest "Ojcem ubogich", nigdy nie możemy być bardziej parakletami niż wtedy, gdy pochylamy się nad ubogim, pokornym i uciśnionym, kiedy pocieszamy bezinteresownie.
_______________________________________
Na podstawie:
Raniero Cantalamessa OFMCap., Pieśń Ducha Świętego

środa, 23 kwietnia 2008

Miłość w modlitwie...


Moją miłość względem Boga mogę i powinienem okazać w swojej modlitwie. W mojej rozmowie z tym kogo kocham, kogo miłuję.

Przychodzę do Boga, który... właśnie Kim On jest dla mnie?

Często mówimy, że Pan Bóg jest jak ten sędzie, który Boga się nie boi i z ludźmi się nie liczy, z przypowieści o ubogiej wdowie. Wszystko nam do tego obrazu pasuje - To sędzia jest wyrocznią, to on ustanawia sprawiedliwość, nie martwił się o to, jak jego decyzje wpłyną na ludzi; ludzi uważał za problemy, bolączki, zawracanie głowy. Gdyby żył dzisiaj, na piersi nosiłby napis - ŁAPÓWKA.
Do takiego sędziego idzie wdowa, to ostatnia deska ratunku. Skuteczność widzi w naprzykrzaniu się sędziemu. Wszędzie gdzie spojrzy zobaczy mnie, będzie za nim chodzić, będzie dla niego jak koszula. Tak zrobiła i poskutkowało.
W końcu sędzia nie wytrzymał i możliwie, że wykrzyczał: Nie wytrzymam tego dłużej, niech ktoś pomoże tej kobiecie. Nie ważne o co chodzi. Po prostu zróbcie to czego chce, bo przez nią zwariuję.
Nasze najczęstsze rozumienie - my jesteśmy jak uboga wdowa, Pan Bóg jak ten Sędzia - i tutaj popełniamy ogromny błąd.
Na koniec tej historii Jezus dodaje: A Bóg, czyż nie weźmie w obronę swoich wybranych, którzy dniem i nocą wołają do Niego, i czy będzie zwlekał w ich sprawie? Powiadam wam, że prędko weźmie ich w obronę.

Nie jesteśmy jak ta wdowa!! Nie jesteśmy biedni, bezsilni, zapomniani i opuszczeni - jesteśmy przybranymi dziećmi Boga, jesteśmy w jego rodzinie i jesteśmy dla Niego ważni. Nie musimy chodzić na palcach w Jego obecności, możemy stanąć przed Nim i powiedzieć śmiało - Witaj, Ojcze!
Bóg jest szlachetny, sprawiedliwy, święty, czuły, współczujący i troskliwy. Czyli jest wyraźnym, jasnym przeciwieństwem Sędziego.
Skosztujcie i zobaczcie jak dobry jest Pan. Nie musimy wymyślać sztuczek, aby wyrwać od Boga błogosławieństwo. Bóg sam pragnie nas nim obdarzać, wszak jest kochającym Ojcem.
Oto ojciec ofiarowuje swojemu dziecku nowy rower, gdy zobaczył jego radość i szczęście, gdy pierwszy raz na niego wsiadł i nim jeździł - miał łzy w oczach.
Bóg mówi do mnie, do ciebie: Po co mi moje bogactwa, jeśli nie mam się z kim nimi dzielić. Współdziałaj ze Mną choć trochę, a będę mógł cię nim obdarzać.

Księga Kapłańska: Jeżeli będziecie postępowali według moich ustaw i będziecie strzec przykazań moich i wprowadzać je w życie, dam wam deszcz w swoim czasie, ziemia będzie przynosić plony, drzewo polne wyda owoc, młocka przeciągnie się u was aż do winobrania, winobranie aż do siewu, będziecie jedli chleb do sytości, będziecie mieszkać bezpiecznie w swoim kraju. Krajowi udzielę pokoju, tak że będziecie się udawali na spoczynek bez obawy. Dzikie zwierzęta znikną z kraju. Miecz nie będzie przechodził przez wasz kraj.
Księga Powtórzonego Prawa: Spłyną na ciebie i spoczną wszystkie te błogosławieństwa, jeśli będziesz słuchał głosu Pana, Boga swego. Będziesz błogosławiony w mieście, błogosławiony na polu. Błogosławiony będzie owoc twego łona, plon twej roli, przychówek twych zwierząt, przyrost twego większego bydła i pomiot bydła mniejszego. Błogosławiony będzie twój kosz i dzieża. Błogosławione będzie twoje wejście i wyjście. ... Pan otworzy dla ciebie bogate swoje skarby nieba, dając w swoim czasie deszcz, który spadnie na twoją ziemię, i błogosławiąc każdej pracy twoich rąk. Ty będziesz pożyczał wielu narodom, a sam u nikogo nie zaciągniesz pożyczki.

Nowy Testament: Bóg obdarzy nas błogosławieństwem, ponieważ nas adoptował w Jezusie, jesteśmy jego dziećmi. Jako dzieci Boże i prawowici dziedzice, posiadamy ziemię i wszechświat! Czy powinniśmy się obawiać powiedzenia Ojcu o naszych potrzebach?
Ojcowie ziemscy dzielą się swoimi dobrami ze swoimi dziećmi, użyczają samochód, lubią być szczodrymi wobec swoich dzieci. Jezus ukazuje szczodrość samego Boga: Gdy którego z was syn prosi o chleb, czy jest taki, który poda mu kamień? Albo gdy prosi o rybę, czy poda mu węża? Jeśli więc wy, choć źli jesteście, umiecie dawać dobre dary swoim dzieciom, o ileż bardziej Ojciec wasz, który jest w niebie, da to, co dobre, tym, którzy Go proszą. Czy możesz sobie wyobrazić ojca, który synowi rzuca kamień i mówi - poobgryzaj sobie, lub takiego, który rzuca synowi węża?

Bóg jest jak najlepszy ojciec z naszych marzeń. Zapracowany ojciec, który daje nam oddzielny numer telefonu, na który zawsze możemy dzwonić i zawsze ta linia będzie wolna!
Weź wszystkie uczucia, jakie dobry ojciec żywi do swoich dzieci, podnieś je do potęgi, a wtedy zrozumiesz co Bóg czuje do ciebie, jako do swojego umiłowanego dziecka. Żaden głos nie brzmi dla Niego tak słodko, jak twój. Nic w kosmosie nie może odwrócić Jego uwagi od ciebie.

Więc co teraz możesz powiedzieć o swojej modlitwie. Czy wobec tego prawdziwego Oblicza Boga nie wygląda ona mdło i beznadziejnie?
Jak traktujesz swoją osobistą modlitwę, uczestnictwo we Mszy świętej, czy przekraczając drzwi kościoła, świątyni - wiesz przed Kim stoisz, przed Kim siedzisz czy w końcu wiesz przed Kim zginasz swoje kolana?
Czy może więcej interesuje ciebie rozmowa z dawno niewidzianym kolegą, może akurat w tym czasie masz coś ważnego do powiedzenia komuś z bliskich.
I jaka jest treść twojej modlitwy, czy są to słowa miłości względem Boga, miłości, która winna być darem od ciebie dla Boga. Czy może główną treścią modlitw jest prośba, wymaganie, rozkaz ...?
_______________________________
Na podstawie:
Zbyt zajęci, by się nie modlić, Bill Hybels

Św. Wojciecha - Patrona Polski

Książe Bolko i jego przyjaciel, wojewoda Stoigniew rozmawiają na temat biskupa Wojciecha. Zastanawiają się głęboko, jaka siła zmusza go, aby porzucił wygodne bytowanie w ich gościnnym kraju i wyruszał z misją do Prusów, gdzie może go spotkać nawet męczeństwo. Tłumaczył im, że musi to uczynić dla Chrystusa, że musi głosić Chrystusa. W pewnej chwili Stoigniew wpada na myśl, że Wojciech chyba... kocha Chrystusa! Myśl ta jest dla nich olśnieniem, aż wywołuje w nich zakłopotanie. Lecz w świetle tej myśli ofiarna postawa Wojciecha staje się wreszcie dla nich zrozumiała.

A. Gołubiew, Bolesław Chrobry.

wtorek, 22 kwietnia 2008

Nie wiem, jak mam Go kochać?

Te słowa wyśpiewuje Maria Magdalena w głośnym niegdyś "musicalu" gdy wypowiada swe uczucia dla Chrystusa.
Może my dzisiaj ponawiamy to pytanie, czy może mówimy o naszej bezradności: Nie wiem Panie jak mam wyrazić moją miłość ku Tobie?
Ludzie między sobą obdarowują się rzeczą materialną (prezent, upominek), obdarowują się uczuciem, bliskością. A co mam dać Tobie, aby wyrazić moją miłość? Jak mam to zrobić?

Kiedy małe dziecko zdenerwuje mamę i zobaczy łzy na policzku - podbiega i przeprasza. Na drugi raz stara sie, aby być grzecznym, aby tych łez było jak najmniej. Dziecko nie chce zrobić przykrości mamie, nie chce jej urazić, nie chce zniszczyć tej wspaniałej więzi, więzi miłości jaka jest między nimi. Dziecko dobrze wie, że mama troszczy się o nie, że czuwa w nocy. Przytuli gdy jest smutne, ucałuje gdy nabije guza. Syn czy córka, po pewnym czasie czuje lęk, aby nie obrazić mamy, aby nie odrzucić tej wielkiej miłości, jakiej doświadcza każdego dnia.
Miłość do Boga mogę wyrazić w bojaźni Bożej. Bojaźni nie przed karzącym, złym Ojcem. Nie chodzi o to, że mam się bać Pana Boga w sensie zesłania kary za moje złe czyny. Ale mam czuć lęk, by nie odrzucić tego, co On chce mi dać. Nie chcę odrzucić zbawienia wysłużonego dla mnie przez Jezusa. Nie chcę się odwrócić od Boga - nie chcę się pozbawić Jego łask, Jego błogosławieństwa tutaj na ziemi.
W bojaźni synowskiej mam tak przylgnąć do miłości Boga, że sama myśl o jej utracie przez zaciągnięcie winy, napełnia mnie lękiem. Taka bojaźń będzie dla mnie początkiem mądrości, stanie się podstawą do oddawania czci Bogu. Szczęśliwy człowiek, który boi się Pana. Można powiedzieć przekornie - ale prawdziwie - Kto Go się zatem nie boi, nie jest szczęśliwy i szczęścia nie zazna!!!
Bóg naprawdę nie ma względu na osoby. Ale w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto się Go boi i postępuje sprawiedliwie. Taka bojaźń jest dla mnie drogą zbawienia przez wiarę.

Czy mam w sobie tę Bożą bojaźń? Czy widzę w Bogu - mojego wyśnionego, wymarzonego, kochającego i troskliwego Ojca? Czy wiem, że moje grzechy powodują smutek na Jego twarzy? Odrzucam Go, odrzucam to wszystko co On mi chce dać! Czy mam w sobie ten święty lęk, bojaźń aby go nie zasmucić?
Czy staram się o dobrą odpowiedź, o należną odpowiedzieć na Boże zbawienia ofiarowane mi przez Jezusa, czy czynię to z bojaźnią i drżeniem?

poniedziałek, 21 kwietnia 2008

Jeżeli Mnie miłujecie, będziecie zachowywać moje przykazania.


Jeżeli miłujecie...

Każdy z nas patrzy na swoje życie, widzi, jak wiele jeszcze jest niewierności w zachowywaniu przykazań. Jak wiele jeszcze nam brakuje do zachowania woli Boga.

Bóg mówi wyraźnie, jeśli przychodzę do kościoła, uczestniczę we Mszy świętej, przyjmuję Komunię, tym wszystkim mówię Bogu - Miłuję Cię, to wszystko dla Ciebie.
Ale z tymi przykazaniami to trochę przesadziłeś, po co aż tyle od nas wymagasz?
Czy naprawdę nasza miłość względem Ciebie powinna się wyrażać w zachowywaniu Twoich przykazań? Tak chcemy rodzielić te dwie sprawy.
Boga zamknąć szczelnie w Tabernakulum, no może jeszcze dać mu do dyspozycji tą ziemską zbudowaną przez ludzi świątynię. Ale niech Bóg, przykazania, nauczanie Jezusa tylko tam pozostaną. Niech Jezus nie wychodzi ze świątyni, niech księża zajmą się mówieniem o Bogu, a nie mówią nam czego Bóg od nas wymaga, czego wymaga od nas Chrystus. Tam gdzie żyjemy, uczymy się, odpoczywamy, bawimy się. To nasza prywatna sprawa.
Jeśli mnie miłujecie - będę z wami wszędzie, wszędzie pójdę za wami i wszędzie mnie przyjmiecie.
Jeśli oczywiście Go miłujemy. Jeśli słowa modlitwy, nasze zapewnienia o miłości względem Boga nie są tylko pustosłowiem.

No dobrze - ok, postaram się, będę pamiętał, zmienie swoje życie, odejdę od grzechu, zła. Tylko co ja z tego będę miał?
Bóg jest niezmienny (gdyby poddawał się zmianom - nie byłby Bogiem), Bóg jest wierny swoim słowom (to Jego słowo powiedziane w raju, zostało spełnione w Jezusie Chrystusie), więc otwórz księgę Pisma Świętego i czytaj:
Okazuję (...) łaskę aż do tysiącznego pokolenia tym, którzy Mnie miłują i przestrzegają moich przykazań. (Wj 20, 6)
Będziesz miłował Pana, Boga twojego, z całego swego serca, z całej duszy swojej, ze wszystkich swych sił. (Pwt 6, 5)
będziesz miłował - miłość odnosi się do:
bojaźni Bożej - nie chcę Boga zasmucić swoim postępowaniem,
kult - uwielbienie Boga i Jego łask - jako odpowiedź na Jego wezwanie
zachowanie przykazań - czyli zachowanie Jego woli.
Jeśli będziecie słuchać pilnie nakazów, które wam dziś daję, miłując Pana, Boga waszego, i służąc Mu z całego serca i z całej duszy, ześle On deszcz na waszą ziemię we właściwym czasie, jesienny jak i wiosenny, i zbierzecie wasze zboże, moszcz i oliwę. (Pwt 11, 13-14)
Jeżeli Bóg kiedyś był taki hojny, taki łaskawy, to taki sam jest i teraz, więc nie tylko niebo, gdzieś tam daleko, kiedyś!! Ale tu i teraz - Bóg chce nam pomagać i obdarzać tym co jest nam potrzebne.
Jeśli powstanie u ciebie prorok, lub wyjaśniacz snów, i zapowie znak lub cud, i spełni się znak albo cud, jak ci zapowiedział, a potem ci powie: «Chodźmy do bogów obcych - których nie znałeś - i służmy im», nie usłuchasz słów tego proroka, albo wyjaśniacza snów. Gdyż Pan, Bóg twój, doświadcza cię, chcąc poznać, czy miłujesz Pana, Boga swego, z całego swego serca i z całej duszy. (Pwt 13, 2-4)
Nie widzisz tych łask, nie widzisz pomocy Bożej, chociaż jesteś wierny i zachowujesz wszystko co trzeba - może właśnie do ciebie odnoszą się te słowa - doświadcza cię, chcąc poznać, czy Go miłujesz!

sobota, 19 kwietnia 2008

Pokaż nam Ojca...

Bliska jest nam postawa Filipa. Gdy chodzi o patrzenie na Twoje działanie w świecie, to okazuję się człowiekiem krótkowzrocznym. Użalamy się nas słabością Twojego Kościoła, gdyż nie potrafimy zauważyć Twojego przesłania. Użalamy się, z pewnego rodzaju nostalgią, nad upadkiem chrześcijaństwa, zupełnie nie dostrzegając tego, że Ty sam nieustannie ogarniasz go swoją opieką i wciąż się o niego troszczysz. Użalamy się, że jesteś nieobecny w historii. Co więcej, nie umiemy dostrzec Ciebie tam, gdzie wcześniej byłeś nieobecny, a teraz już jesteś. Widzimy zatem, że nie umiemy poprawnie odczytywać , popadając w skrajny pesymizm, to w bezgraniczny optymizm. Czasami ludzkie historie są dla nas oznaką słabości naszej natury, a czasami opatrznościowym zrządzeniem losu.
Naucz nas, Panie, sztuki dokonywania właściwych wyborów. Obdarz nas darem widzenia tego, gdzie i jak działasz. Oczyść nasze serce, aby nie kierowały nami stany naszego ducha, ale Twoje światło, pomagające nam odkryć i odnaleźć Ciebie tam, gdzie działasz. Oczyść je, abyśmy mogli z Tobą współpracować, ale przede wszystkim po to, abyśmy Ciebie kochali, jak sam tego pragniesz.

Dałeś się poznać, Panie, jako ktoś niewidzialny. Jesteś bowiem Bogiem ukrytym i niewypowiedzianym. Ale wyrażasz się w sposób widzialny w każdym bycie: stworzenie jest kwiatem Twojego spojrzenia. Ono też, owo spojrzenie, udziela się, mój Boże, wszystkiemu, co istnieje. Krótko mówić, Tyś widzialny w stworzeniu.
Nie umiem Ciebie nazwać. Jesteś bowiem poza zasięgiem wszelkich ludzkich definicji. Przyjdź zatem z pomocą synom ludzkim: bo choć jesteś przez nich czczony w różnych postaciach, jesteś też dla nich powodem religijnych wojen. I dzieje się tak, mimo iż oni wszyscy Ciebie bardzo pragną, Ciebie - jedyne Dobro, niewypowiedziane i Bez Imienia.
Nie pozostawaj w ukryciu. Okaż swoje oblicze, a my dostąpimy zbawienia. Odpowiedz na naszą prośbę: wówczas znikną i miecz i nienawiść, a my odnajdziemy jedność w różnorodności. Uśmierz, o Panie, Twoją sprawiedliwość, która jest miłosierdziem: zmiłuj się nad nami, słabymi stworzeniami.
___________________________
Lectio divina na każdy dzień roku, t. 4

Współczesny człowiek często wierzy w rzeczywistość, którą może dotknąć, zbadać, zobaczyć. Rzeczywistość widzialną, empiryczną, tę namacalną. Odrzucając Boga, bo jak mówią Jego nie można zbadać, zobaczyć.
Ale jednocześnie bardzo lubi i szuka, a wręcz ufa różnym bajkom, astrologi, horoskopom, seansom u wróżki. Szukają magii i rzeczy pseudoreligijnych, twierdząc, że te są godne wiary.
Często takie postawy prezentuje jedna osoba, dając tylko i wyłącznie świadectwo o sobie!

___________________________

O nowe, liczne a przede wszystkim święte powołania kapłańskie i zakonne!
Uczyń Panie serca młodych ludzi, dziewcząt i chłopców, według Serca Twego!

piątek, 18 kwietnia 2008


Eric Clapton prawdopodobnie największy żyjący gitarzysta rockowy, napisał chwytającą za serce piosenkę o śmierci swojego 4 letniego synka. Wypadł z okna, z 53 piętra. Clapton zniknął na 9 miesięcy i kiedy powrócił jego muzyka była odmieniona. To doświadczenie uczyniło jego muzykę delikatniejszą, dodało mocy i więcej refleksji. Może słyszałeś piosenkę, którą napisał o śmierci synka. Jest to piosenka o nadziei:

Czy będziesz znał moje imię
Jeśli zobaczę ciebie w niebie?
Czy wszystko będzie takie samo
Jeśli zobaczę ciebie w niebie?
Muszę być silny i żyć dalej,
Ponieważ wiem, że teraz nie mogę być z Tobą w niebie.

Czy weźmiesz mnie za rękę,
Gdy zobaczę ciebie w niebie?
Czy pomożesz mi wstać
Gdy zobaczę ciebie w niebie?
Będę szukał drogi mojej, przez noc i dzień,
Ponieważ wiem, że teraz nie mogę być w niebie.

Czas może sprowadzić cię na dół,
Czas może zgiąć twoje kolana.
Czas może złamać twoje serce,
Zacznij prosić, zacznij błagać.

Za drzwiami jest pokój - jestem pewien,
I wiem, że nie będzie więcej łez w niebie.

Jezus w trakcie spożywania Paschy ze swymi uczniami. Umył ich nogi jako sługa. Przepowiedział swoją zdradę, którą Judasz wkrótce spełni. Przewidział zaparcie się Piotra. Jezus mówi, że odchodzi. Ale dodał słowa nadziei: Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie. W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem.

Cierpienie jest drogą, która absorbuje naszą uwagę. Troski nas przygniatają, przyhamowują. Wiele z nas, po zmierzeniu się z próbą, odchodzi tą samą drogą, którą przyszli. Jezus zdawał sobie z tego sprawę i próbował przygotować swoich uczniów do podróży, którą mieli przed sobą.
____________________________________
Za maturzystów, którzy w tych dniach przygotowują się do egzaminu dojrzałości...
aby otworzyli swe serca na głos Boga i nie bali się odpowiedzieć na Jego wołania.
O powołania Kapłańskie i Zakonne, o powołania do Zgromadzeń Żeńskich...

czwartek, 17 kwietnia 2008

Panie, pokaż nam Ojca!

Codziennie stajemy przed lustrem i patrzymy na naszą twarz, na nasz ubiór, na nas samych. Mamy o sobie lepsze lub gorsze zdanie, odnośnie naszego wyglądu i charakteru. Ludzie, których spotykamy każdego dnia mogą wiele o nas powiedzieć, patrząc na nas, słuchając naszych słów, oceniając nasze czyny.
Czy te dwie opinie będą zgodne? Czy może nasza o nas samych nie będzie za wysoką oceną?

Chrystus poprzez swoje przebywanie na ziemi - pokazał nam swojego i naszego Ojca. Ojca kochającego, Ojca miłującego, podążającego za nami, Ojca, który wygląda za tym marnotrawnym, aby podbiec i wziąć go w ramiona, gdy tylko ukaże się w oddali, na skraju drogi. Wszystko co Jezus czynił dla ludzi sobie współczesnych - było spełnieniem słów: Bóg jest Miłością!
Pokazał nam Ojca bardzo wyraźnie i dokładnie.

Każdy z nas jest bratem, siostrą Jezusa, a dzieckiem Boga Ojca, przez sakrament chrztu świętego. Każdy z nas winien być odbiciem Boga w świecie, to powołanie każdego z nas.
Nazywamy się chrześcijanami, christianus. Ci należący do Chrystusa! Ci Chrystusowi!
Czy nie jest to czasami pusta nazwa, puste i niepoprawne nazewnictwo?
Czy rzeczywiście należymy do Chrystusa?

Tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznaliście!!!

Długo jesteś, może 10, 20, 30 czy więcej lat. Przychodzę do Ciebie, modlę się do Ciebie, przyjmuję Ciebie! I co z tego? Taki mały test - ile czasu mógłbym mówić o Chrystusie? Ile minut trwałaby moja przemowa pt. Jezus Chrystus - ten kogo poznałem i kogo kocham! Bez przygotowania, tylko z miejsca, od razu!
Co mogę powiedzieć o Bogu? Co mógłbym powiedzieć osobie, którą spotykam każdego dnia w domu, w szkole, w pracy, na ulicy....?

Poznanie Jezusa to poznanie także Jego nauki, co więcej, to życie tą nauką!
Kiedyś ludziom nie umiejącym czytać, malowano sceny biblijne, aby tak poznawali Boga.
Dzisiaj ludzie potrafią czytać, ale czytanie Pisma św. dla niektórych jest trudnością nie do pokonania. Nadal patrzą na obrazki, które widzą każdego dnia. Patrzą na tych, którzy siebie nazywają chrześcijanami. I co widzą? Jeden człowiek, ale jakby rozdwojony...
Jedna osoba, dwa sposoby życia - na 1 godzinę w niedzielę i drugi na resztę tygodnia...

Patrzą na nas i czytają z nas jak z wielkiej księgi. Patrzą i chcą zobaczyć Boga.
Jakże wiele osób mówi, gdybym zobaczył, gdybym spotkał Boga, to wtedy bym był 100% chrześcijaninem. Niech mi ksiądz pokaże Boga!
A może inaczej - gdybym zobaczył - bym uwierzył! Dopiero wtedy! Nie tak dawno słyszeliśmy - gdy nie zobaczę, nie włożę ręki - nie uwierzę.
Ile jeszcze w nas jest tego niewiernego Tomasza, a ilu przez naszą postawę stało się takimi niewiernymi?

Obok nas są często ludzie nazywający siebie - ateistami, często obwiniamy ich o brak rozumu, a to może my jesteśmy bardziej nierozumni od nich.
Kardynał Suenes domyśla się, że ich sprzeciw wobec Chrystusa spowodowaliśmy my sami.
Jeśli nas słuchają to może czasami przyznajemy się do Boga. A jeśli patrzą tylko na nasze czyny, postępowanie to co mogą zobaczyć? Jaki obraz Boga pokazuję - śmieszną karykaturę, odrażający obraz?
Bóg przez Chrystusa dał przykład miłości wszystkich,
- my kochamy tylko niektórych, wybranych.
Bóg przez Chrystusa odpuszczał,
- my się obrażamy.
Bóg przez Chrystusa służył stworzeniu,
- my pozwalamy się obsługiwać.
Bóg przez Chrystusa chce miłosierdzia,
- my podsuwamy Mu ofiarę.
Bóg przez Chrystusa chwali Samarytanina,
- my zachwycamy się kapłanem i lewitą.
Bóg przez Chrystusa wynosi pokornego lewitę,
- my bijemy brawo chełpliwemy faryzeuszowi.

Tak długo jestem z wam, a jeszcze mnie nie poznałeś...
Winny był Filip.
Jak długo jestem z bliskimi, z tymi którzy nie znają Chrystusa? Ile w tym mojej winy? Ile mogłem zrobić, a nie zrobiłem?
Jaki przykład, jaki wzór daję swoim bliskim, rodzic - dzieciom, nauczyciel - uczniom, ksiądz - wiernym? Jaki obraz Boga pokazuję całym swoim życiem, każdym słowem i każdym czynem.

______________________________
Za rodziny, aby były wspaniałym ogniskiem nowych powołań kapłańskich i zakonnych...
Za wychowawców, nauczycieli, katechetów, aby własnym przykładem wskazywali i ukazywali młodym ludziom ogromną wartość oddania życia dla innych...

środa, 16 kwietnia 2008

Ja jestem drogą...



Szukamy najszybszej, najkrótszej, aby dostać się na miejsce.
Mamy różne mapy papierowe, które coraz częściej zastępowane są przed odbiorniki GPS'u, które prowadzą bezpiecznie i pewnie do celu (choć nie zawsze, wiem coś o tym).
Ufamy mapie, na głos w urządzeniu skręcamy, umiemy zaufać, umiemy niejako powierzyć się w opiekę na czas tej podróży.
Także w życiu szukamy odpowiedniej dla siebie drogi, może:
- jak się dorobić, aby się nie narobić,
- jak się szybko i pewnie ustawić,
- jak wychować dzieci, aby.... właśnie? aby ktoś mógł kiedyś pogratulować, aby rodzice byli dumni, albo aby umiało sobie "sprytem", łokciami, kombinowaniem wszystko załatwić?
Tutaj także szukamy odpowiedniej dla siebie drogi i wskazujemy jakąś drogę naszym bliskim. Także słuchamy różnych ludzi, różnych "map" i im powierzamy swoje życie,życie bliskich, naszą przyszłość.
Chrystus mówi: Ja jestem drogą! Jest drogą, którą sam przeszedł, która zaprowadziła Go i także nas zaprowadzi do miejsca trwałego, nie tymczasowego.
Panie, nie wiemy dokąd idziesz, skąd możemy znać drogę - to stwierdzenie dla nas jest nieaktualne, my już wiemy dokąd poszedł Chrystus, wiemy także o drodze, którą nam wskazuje.
Tylko podobnie jak Tomasz, trudno nam czasami podnieść oczy ponad ziemię, ponad to wszystko co doczesne.
Jaką drogą podążam! Czy jestem na drodze, którą pozostawił i wskazał mi Chrystus? Dokąd mnie zaprowadzi ta droga, po której dzisiaj kroczę. Może to właśnie dzisiaj jest dzień, gdy stoję na rozstaju, gdy mogę wybrać po raz kolejny?
I znowu element świadectwa (wszak mamy być uczniami Chrystusa, uczeń mówi o Nauczycielu).
Ja jestem drogą, dzięki której Chrystus może dotrzeć do innych. Mam być taką latarnią, która będzie wskazywać innym pewną, bezpieczną drogę do domu Ojca.

___________

Jezus jest drogą do Boga - mamy nią podążać i nie bać się że zabłądzimy!
Jezus jest prawdą - mamy trwać przy Nim i polegać na Nim, nie bojąc się, że nas zawiedzie!
Jezus jest życiem - mamy żyć tym życiem, żyć w Nim i nie bać się śmierci!

___________

Aby każdy kapłan, był drogą, dzięki której ludzie poznają Chrystusa! Nie tylko poznają, ale się Jezusem zachwycą! Nie tylko zachwycą, ale będą za Nim podążać!
Aby przygotowujący się do święceń i wszyscy kapłani starali się być zawsze i wszędzie - Alter Christi!
Aby nie zabrakło tych, którzy śmiało i z nadzieją odpowiedzą na głos powołania!

Szczęście Indianina

Z rozmowy p. Wojciecha Cejrowskiego z pewnym indianinem

- (W. C.) Naprawdę nie ma nic, co chciałbyś mieć? - zapytałem kilka dni później (wypróbowawszy wcześniej wszystkie możliwe przedmioty i usługi dostępne za pieniądze) - Niczego ci nie brakuje?
- Czasu.
- Jak to czasu?! Przecież całe dnie nic nie robisz, tylko wisisz w hamaku.
- A ile jeszcze tak powiszę, he?
- A co to za różnica?
- Widzisz, gringo, dla mnie szczęście jest wtedy, gdy mogę sobie wisieć w hamaku i nic nie robić. Im dłużej, tym lepiej. Nic nie boli, nie nagli, nic nie czeka. Nikt nie woła. Brzuch nie burzczy, że chce jeść; żona nie burczy, że chce, żeby jej coś zrobić. Moje szczęście to ta spokojna chwila, która właśnie trwa: nikt i nic niczego od mnie nie chce, nie trzeba się wysilać, martwić, nigdzie iść.
- Wy Biali - dodał po chwili namysłu - znajdujecie swoje szczęście w ruchu, a w my w bezruchu. Wy ciągle musicie coś zmieniać, porządkować, ulepszać, a my poszukujemy stanu ukojenia... I kiedy go znajdziemy, to wolimy się nie poruszać, żeby czegoś nie zepsuć.
Po tych słowach Indianin wisiał kwadrans w milczeniu, a ja mu nie przerywałem - bardzo chciałem, żeby podsumował przemowę jedną z tych swoich profetycznych sentencji. No i nie zawiódł mnie:
- Dla ciebie gringo, ten mój hamak jest pełen nudy. Dla mnie to raj na ziemi."

______________________________
Gringo wśród dzikich plemion, 2006

wtorek, 15 kwietnia 2008

On jest drogą!

Odpowiedział mu Jezus: "Ja jestem drogą i prawdą i życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej jak tylko przeze Mnie".

Zastanawiałeś się bardzo długo i w końcu podjąłeś decyzję. Na wakacje zamiast leniuchować i obijać się po kątach, zamierzasz przeżyć fascynującą przygodę. Chcesz pojechać gdzieś, gdzie żaden z twoich przyjaciół nie był wcześniej - pragniesz odwiedzić kuzyna.
Jednak jest jeden problem... Twój kuzyn mieszka na drugiej półkuli, w sercu dzikiej dżungli na Borneo, gdzie jego uczeni rodzice badają owady. Nie wiesz, jak tam dotrzeć, ani jak go odnaleźć. Prosisz więc o radę znajomych, wypytujesz nieznajomych. Nie wszystkie odpowiedzi, które otrzymujesz, okazują się przydatne:
- Jedź do Chin, a potem skręć na południe, to jakieś kilka tysięcy kilometrów - powodzenia!
- Nie przyjmuj żadnych zaproszeń na obiad, pod żadnym pozorem. Tam, na Borneo, wciąż mieszkają kanibale...
- Nie słyszałeś o latających karaluchach z tamtych stron? Są ogromne i zjadają ludzi!
Ale w końcu Twój wysiłek opłacił się. Niedaleko szkoły spotykasz profesora:
- Borneo? Chcesz dostać się na Borneo? Uwielbiam Borneo! Tam się urodziłem i wychowałem! I wybieram się tam w najbliższe wakacje. A jak się nazywa twój kuzyn?... Oczywiście, że wiem, kto to jest. A ten kawałek dżungli, w której mieszka znam jak własną kieszeń. Mogę cię do niego zaprowadzić, nie ma sprawy.
Załóżmy, że naprawdę zależy ci na spotkaniu z dalekim kuzynem. Która z informacji pomogłaby ci najbardziej? Najpewniej nie te uzyskane od ludzi, którzy jedynie wiedzą, gdzie się udajesz i mają jakieś ogólne informacje na temat tego miejsca. Najbardziej pomogłaby ci rozmowa z kimś, kto zna miejsce doskonale, ba - z kimś, kto zna twojego kuzyna i wie dokładnie, jak go znaleźć.
Jako chrześcijanie jesteśmy oczekiwanymi gośćmi. Bóg zaprosił nas, abyśmy do Niego przyszli: Przystąpcie bliżej do Boga, to i On zbliży się do was (Jk 4, 8). Bóg zaprasza nas abyśmy się radowali Jego bliskością już teraz. Ale jak dotrzeć do Boga?
Gdybyśmy mieli mnóstwo czasu, wystarczająco dużo pieniędzy i jeszcze dodatkowy środek odstraszający karaluchy, być może odnaleźlibyśmy kuzyna na Borneo bez pomocy osoby tam urodzonej. Ale nie ma mowy o tym, aby dostać się do Boga bez Jezusa, Jego Syna. On przyszedł na świat jako człowiek, aby wskazać nam drogę do Ojca. Co więcej, Jezus nie tylko pokazuje nam tę drogę, ale On sam jest drogą! On nie jest mapą duchową, lecz drogą! Jeśli zaufamy Jezusowi, Jego Niebiański Ojciec powita nas, ponieważ chce, abyśmy i my byli Jego dziećmi.

______________________
Josh McDowell, Rodzina i Biblia, 2006

__________________________________________

Za neoprezbiterów, młodych księży, za tych, którzy przeżywają trudności, aby spotkali na swej drodze braci kapłanów, którzy ich wysłuchają, pomogą, wskażą bezpiecznę drogę, drogę ku Bogu, drogę ku drugiemu człowiekowi...

poniedziałek, 14 kwietnia 2008

W domu mego Ojca jest mieszkań wiele... idę przygotować wam miejsce.

Kiedy jesteśmy w podróży, kojące jest dla nas, że ktoś na nas czeka, że ktoś otworzy przed nami drzwi i wpuści do ciepłego domu, posadzi w fotelu i da kolację.
Czy kiedykolwiek szedłeś do domu, mając nadzieję, że ktoś jest w środku, bo zgubiłeś klucze...
Czy kiedykolwiek podążałeś gdzieś i nie wiedziałeś, czy będziesz miał gdzie przenocować.
Kilka razy doświadczyłem tego w pielgrzymowaniu do grobu św. Jakuba Apostoła. Kiedy docieraliśmy na miejsce noclegu w późnych godzinach, już z daleka w schroniskach widzieliśmy napisy OCUPATO - chyba łatwo się domyśleć - brak wolnych miejsc. Czasami było drugie schronisko, czasami jakiś tani motel, więc można się było poratować. Ale pewnego dnia, dotarliśmy na miejsce już gdy było ciemno - w schroniskach dużo ludzi, nie chciano nas nawet na podłogę, udaliśmy się pod plebanię - niestety nie ma możliwości noclegu (także na podłodze).
W końcu przyjęto nas do drugiego schroniska -plac z namiotami (dobrze, że jeden mieliśmy).
Trudno było iść, podążać do celu, myśląc każdego dnia - jeśli dotrę do miejsca przeznaczenia, czy znajdę jakieś miejsce na nocleg?

Chrystus mówi wyraźnie - Idę przygotować wam miejsce - będę na was czekał, mieszkań jest wiele - wystarczy miejsca dla każdego. Gdy dojdziesz do mnie - dam ci klucze do twojego wspaniałego domu, przygotowanego specjalnie dla ciebie.

Ani oko nie widziało, ani ucho nie słyszało jak wielkie rzeczy przygotował Bóg tym, którzy Go miłują - jeśli tam wszystko ma nas przerastać, wszystko ma być wspaniałe - to taka moja mała teoria nieba - wspaniały dom, jaki zawsze chciałem sobie wybudować, dom z prospektów, reklam które widzę, dom z moich marzeń, snów. Dostosowany pod moje widzimisię.
Mój wspaniały dom, dom, z którego nie będę chciał wychodzić.
Dom, który na moją jedyną myśl będzie się sam przebudowywał, doskonalił, itd.

Wiem dokąd zmierzam, wiem, że On tam na mnie czeka - chce mi przekazać klucze do mojego domu, wymarzonego domu, mieszkania.
Więc głupio by było nie skorzystać z takiej możliwości, no i niedobrze by było, gdyby ten dom popadł w ruinę, gdyby nie doczekał się na właściciela - na mnie...

_____________________________________

O dobre i święte powołania do służby Bożej....
O odwagę dla młodych w wybraniu służby Bogu...
Aby nie brakło tych, którzy będą wskazywać cel naszej wędrówki przez ziemię...

niedziela, 13 kwietnia 2008

Niedziela Dobrego Pasterza...

Pasterza, który zna swoje owce, które wzywa je po imieniu.
Owce, które znają Jego głos.
Ta niedziela rozpoczyna Tydzień modlitw o nowe powołania do służby Chrystusowi.
Tak się czasem zastanawiam: kto modli się w takiej intencji?
Biskup, którego seminarium zaczyna pustoszeć...
Ksiądz, który patrzy na swoich ministrantów - tych solidnych, rozmodlonych, i tych bardziej rogatych...
Matka, która widzi swojego dobrego syna czy córkę...
Parafianin, który już nie może wytrzymać ze swoim proboszczem lub wikarym i chciałby innego...

Kto tak naprawdę szczerze modli się o nowe powołania? Może nie o ich liczebność, ale o świętość.

Mamy takich kapłanów jakich sobie wymodlimy - tak ktoś mi kiedyś powiedział. Może coś w tym jest.
Tylko czy sama modlitwa wystarczy, wszak ci powołani wychodzą z określonych rodzin, wspólnot, społeczności. Są tacy, jacy są ludzie w danej diecezji. Mają swoje wady i ogrom zalet, mają szczerą chęć poświęcenia dla Boga. Mają swój ideał kapłaństwa...
Czy czasem nie zagubiłem swojego, albo ile mi jeszcze z niego zostało?
Czasem tak trudno wezwać tę owieczkę po imieniu, wziąć delikatnie na ramiona i przyprowadzić spowrotem, czasem tak brakuje cierpliwości, spokoju. Tak łatwo krzyknąć, pogrozić, wygonić.
Dzięki Bogu, że są jeszcze osoby, które modlą się za tych, którzy już weszli na drogę powołania, o wielu wiem, wielu modli się skrycie. DZIĘKUJĘ

Pomódl się czasem drogi bracie i siostro, za tego księdza, do którego idziesz do spowiedzi, pomódl się za kapłana, który spotka się z tobą w kancelarii. Drogi młody człowieku pomódl się za swego katechetę, który może męczy się i nie wie w jaki sposób ukazać ci miłość Boga.
Pomódl się za tych, których spotykasz na swojej drodze, którzy ukazują ci miłość Boga i Jego naukę, aby wytrwali w tym co ślubowali...
Za te modlitwy już teraz ci dziękuję...

sobota, 12 kwietnia 2008

Drzwi, które pozwalają przejść prawdziwemu pasterzowi

Chrystus powiada: Ja jestem bramą owiec. Każde drzwi spełniają dwie funkcje - otwierają się lub zamykają.
W naszym przypadku są to drzwi wyrzucające złodziei i rozbójników i drzwi przyjmujące prawdziwych pasterzy. Drzwi zamknięte są dla tych, którzy szukają własnej chwały i własnego zysku.
Drzwi otwarte zaś dla tych, którzy chcą jedynie zatracić się, "darować się", ażeby owcom, czyli innym ludziom zapewnić życie w obfitości.'
Drzwi, które wprowadzają w przestrzeń wolności. Owce karmią się przede wszystkim wolnością.
Relacja, jaką owce mają z pasterzem, nie ma charakteru jurysdykcyjnego ani rytualnego, ani nawet prywatnego posiadania. To relacja życiodajna.
Nie wystarczy, żeby pasterz chlubił się, że ma prawo. Ktoś może być "złodziejem i rozbójnikiem" - mimo że nie widać tego na zewnątrz - oficjalnie podpierając się prawnymi zezwoleniami.
Pasterzem jest ten, kto przechodzi przez drzwi, jakimi jest Chrystus, czyli przyjmuje Jego styl, Jego zachowanie i zostaje "rozpoznany" przez owce.
Owce powinny rozpoznawać się w swoim pasterzu. Powinny rozpoznawać w jego słowach Słowo samego Boga.
To istota pasterza przyciąga, nie jego funkcja czy kompetencja.
I jeszcze jedno - to, co jest ważne, to nie zewnętrzny obraz, struktura, co może wyglądać krucho, niespójnie, jawić się jako krucha, prowizoryczna rzeczywistość, starająca się okazać trwałą.
To, co się liczy to związek, jaki zostaje ustanowiony z ludzi, zaufanie, rodzinność, natychmiastowość, wymiana.
Paterz wyprowadza owce na zewnątrz, idzie przed nimi, a one podążają za nim.
"Wyprowadza je" - "co jak trzodę wiedzie ród Józefa z Egiptu" (Ps 80, 2,9-10) pierwszy pasterz wyprowadza podczas exodusu - wyjścia, uwalnia od grzechu.
Prawdziwy pasterz zapewnia innym wolność, co więcej, wyprzedza ich ("staje na ich czele") w nieustannej wędrówce uwolnienia.

Podążajmy za głosem Jedynego Pasterza, za Tym, który uwalnia nas i daje nam prawdziwą wolność.

piątek, 11 kwietnia 2008

Ja jestem bramą owiec...

Jeżeli ktoś wejdzie przeze Mnie będzie zbawiony!
Chrystus Jedyny pośrednik w drodze do Ojca, który powiedział o sobie ja jestem Drogą, Prawdą i Życiem!
On jako brama daje nam dostęp do raju, to przez Jego mękę, śmierć i zmartwychwstanie zostało otworzone to co zamknął grzech pierworodny.
Brama prowadząca do miasta, brama prowadząca na plac gdzie stoi twój dom...
Brama, może ta nowoczesna, automatyczna, do twego garażu.
Daje ci wstęp, wpuszcza cię...
Gdy jest zamknięta, dzwonisz, krzyczysz, interweniujesz, aby została otwarta.
Gdy się zamyka za tobą, czujesz się bezpieczniej.
Jezus bramą prowadzącą do niebieskiej ojczyzny, chyba wiesz, co należy robić, aby została kiedyś dla ciebie otworzona. Jezus dzisiaj chce ci ofiarować "pilota" do tej bramy. Mówi to w swoim słowie, abyś za tym słowem szedł. Daje ci także pokarm, abyś miał ku temu siły.

A jaką ty jesteś bramą? Jeśli ktoś patrzy na ciebie w domu, w szkole, w pracy czy widzi, aby słowo Jezusa stawało się rzeczywistością, stawało się ciałem w twoim życiu?
Ile Bożej miłości, Bożego światła ukazujesz innym?
Każdy z nas jest bramą dla Boga! Wszędzie gdzie jesteśmy, poprzez nasze słowa, czyny świadczymy nie tylko o sobie, o swojej wierze, i także pokazujemy Boga innym!

czwartek, 10 kwietnia 2008

Opowiadanie... nie tylko dla dzieci :)

Chciałbym powiedzieć wam historię o chłopcu imieniem Jaś. Pewnej nocy, jak już wszyscy byli w swoich łóżkach, Jaś otworzył drzwi od sypialni rodziców, po cichu podszedł do swojej mamy i powiedział:
- Mamo, tam jest potwór pod moim łóżkiem.
- Co? - spytała mama
- Tam jest potwór pod moim łóżkiem. Mogę spać z tobą?
- Chodźmy zobaczyć tego potwora - zaproponować tata Jasia.
- Nie, ja nie chce go oglądać - powiedział Jaś.
Co powinni zrobić?
Hm, na początku zapalili światła. Zapalili światła z swojej sypialni, zapalili światła na korytarzu. W końcu zapalili światła w sypialni Jasia. Tata Jasia podszedł do brzegu łóżka, aby móc zobaczyć czy coś jest pod łóżkiem. Stanął po jednej stronie łóżka, a Jaś z mamą stanęli po drugiej stronie.
- Teraz - powiedział tata - kiedy policzę do trzech, wszyscy razem uklękniemy i spojrzymy pod łóżko.
- Nie chce tego robić - powiedział Jaś
- Zrobimy to - powiedziała mama - będę cię trzymać za rękę.
Kiedy tata Jasia policzył - Raz, dwa trzy..., wszyscy zajrzeli pod łóżko
- Co widzisz - spytał tata.
- Nic - odpowiedział Jaś.
- Ja widzę ciebie - powiedział tata do Jasia.
- Ja widzę Boga - powiedziała mama Jasia.
- Nie możliwe - powiedział Jaś
- No więc, ja widzę Boga - mówi jego mama - Ty myślisz, że zobaczyłeś potwora pod swoim łóżkiem. Ja myślę, że zobaczyłam Boga pod twoim łóżkiem. Wiemy, że Bóg patrzy na nas kiedy śpimy. Może Bóg patrzy także i pod nami.
Jaś nigdy czegoś podobnego nie słyszał. Bóg patrzy pod nami, ta myśl zrobiła na nim wrażenie. Tata Jasia powiedział:
- Jesteśmy już tak długo na naszych kolanach przy tym łóżku, dlaczego jeszcze nie odmówiliśmy modlitwy, aby móc wrócić do naszych łóżek.
I zaczął się modlić:
- Dobry Boże, dziękujemy ci za to że patrzysz na nas, że patrzysz także pod nami. Kiedy następnego razu pomyślimy, że widzieliśmy potwory pod łóżkiem, pomóż nam pomyśleć, że widzimy Ciebie pod łóżkiem, ponieważ wiemy, że jesteś większy i silniejszy od jakiegokolwiek potwora. Amen.

Bóg patrzy ciągle na nas jak pasterz patrzy na swoje owce. On patrzy także pod nami, i z lewej i z prawej, z przodu i z tyłu. Niech Bóg pozostanie w twojej pamięci, patrz na Niego, bo On ciebie słucha jak mama i tata małego Jasia, słucha twojego głosu gdy widzisz zagrożenie - i potwory pójdą sobie.

środa, 9 kwietnia 2008

Pasterz - złodzieje i zbójcy

Żeby ktoś nie pomyślał, że się obijam i tylko cytuje innych ;)

Aby dobrze zrozumieć ten fragment ewangelii musimy spojrzeć na wcześniejsze ustępy, które mówią nam o uzdrowieniu niewidomego od urodzenia.
Otóż Jezus uczynił wyraźny znak, cud. Oto człowiek niewidomy zaczyna widzieć. Co niestety nie jest dla niego przyczynkiem do radości, ale od tego faktu zaczyna mieć nieprzyjemności. Jest przepytywany przez uczonych w Prawie, którzy są ślepi na znak jaki uczynił Jezus. To Jezus szuka uzdrowionego, gdy ten jest wyrzucony przez faryzeuszów.
Bezpośrednio po opisie tego znaku, ewangelista ukazuje Jezusa który mówi o sobie - dobry pasterz.
Dobry pasterz to pasterz rzeczywisty, prawdziwy, autentyczny. To pasterz, który każdego ranka wywołuje owce, a te znając jego głos (i nie obawiają się jego) wychodzą za nim na pastwisko.
To pasterz, który wchodzi przez bramę, przez główne wejście, nie ma złych zamiarów wobec owiec. Nie zakrada się do stada jak to czynią złodzieje i zbójcy.
Jezus jako dobry pasterz, przyszedł po to, aby zbawić owce, aby dać wolny wstęp na pastwiska, obdarzyć wszelką obfitością, pełnią życia. Łączy go z owcami bliski osobisty i wzajemny związek.

Kim są ci złodzieje i zbójcy?
Zapewne Jezus miał na myśli przywódców żydowskich, tych którzy innych traktowali z pogardą, przykład traktowania uzdrowionego niewidomego - cały urodziłeś się w grzechach, a śmiesz nas pouczać. Stawiają się ponad ludźmi. Stawiają się ponad Jezusem, rywalizują z Jego wpływem na lud i starają się pozyskać lud dla siebie.
Może Jezus myślał o tych, którzy rozczarowali się Nim jako Mesjaszem, może nie spełnił ich oczekiwań (a myśmy się spodziewali) i odeszli od Niego.
Kieruje nimi egoizm, pozbawienie innych (siłą) ich własności, aby zagarnąć ją dla siebie - całkiem odmiennie zachował się św. Jan Chrzciciel.
Złodzieje i zbójcy wkradają się po to, aby zabrać co się da dla siebie, przychodzą, aby wyrządzić krzywdę, szkodę. Zamiast zbawienia niosą zagładę i potępienie, zamiast prawdziwego życia od Boga niosą tylko jego namiastkę

Możesz i powinieneś dzisiaj wybrać! Czy znasz głos pasterza, czy jesteś podatny na jego wołanie? Czy może wolisz „posłuchać” głosu złodzieja albo zbójcy?

wchodzenie przez bramę - zakradanie się
zbawienie - potępienie
życie - śmierć
opieka pasterska - rozbój i kradzież
troska o owce - troska o siebie

Także i dzisiaj są zbójcy - którym nie zależy na owcach, na ich dalszym życiu, spokojnym, normalnym. Zależy im tylko, aby wyrwać jak najwięcej dla siebie, aby mieć swoje 5 minut w mediach, aby innych pozbawić dobrego imienia, czci, a jeszcze się na tym dorobić. To ci, którzy podobnie jak ówcześni Jezusowi przywódcy żydowscy decydują co jest prawdą, a co nie jest...

Psalm 23
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.
Twój kij i Twoja laska są tym, co mnie pociesza.
Stół dla mnie zastawiasz wobec mych przeciwników;
namaszczasz mi głowę olejkiem; mój kielich jest przeobfity.
Tak, dobroć i łaska pójdą w ślad za mną
przez wszystkie dni mego życia
i zamieszkam w domu Pańskim
po najdłuższe czasy.

Podstawy nienudzenia się

"Oto zadanie dla ciebie: Przepędź nudę. Wyrwij się z tego, co zwyczajne. Zróbcie głosowanie: Które z tych działań przyprawiłoby cię o największy dreszcz?
  • Skok na bungee w tandemie z mamą.
  • Pozwolenie najlepszemu strzelcowi świata na zestrzelenie jabłka z twojej głowy.
  • Wyjazd na obóz, gdzie można skakać na desce pod niebo i zeskakiwać z liną z urwiska.
  • Robienie beczek przy prędkości 3 Macha na tylnym siedzeniu myśliwca.
  • Odwiedzenie domu opieki i gra w warcaby ze starszymi ludźmi.
Co powiesz o tej ostatniej propozycji?
Nikt z nas nie zgadza się na nudne, puste, bezsensowne życie. Wszyscy chcielibyśmy mieć obfitość, obiecaną przez Jezusa Ja przyszedłem po to, aby [owce] miały życie i miały je w obfitości. Tu jednak kryje się trudność. Tę ekstremalną fascynację znajdujemy tylko wtedy, kiedy realizujemy biblijne zasady przynoszące nam prawdziwe życie.
Sprawdź tę zdumiewającą prawdę: Najbardziej spełnionymi ludźmi na świecie są ci, którzy bardziej zajmują się dawaniem niż otrzymywaniem.
Biblia konsekwentnie mówi nam, że więcej szczęścia i błogosławieństwa jest w dawaniu niż w braniu. Mimo to wciąż żyje w nas nawyk egoizmu. Mówi: Najpierw troszcz się o siebie.  Posłuchaj tego kłamstwa, a życie straci smak. Jeśli jednak potrafimy odciągnąć uwagę od samych siebie i przenieść ją na innych, doświadczamy fascynacji, jakiej nigdy byśmy się nie spodziewali. Jezus powiedział: Kto chce zachować swoje życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie ja (Mt 16,25).
Może warcaby nie są twoją ulubioną grą. Starsi ludzie mogą nie być twoją ulubioną grupą wiekową. A domy opieki mogą nie należeć do twych ulubionych miejsc odwiedzin. Jednak odnalezienie miejsca, gdzie możesz służyć innym, to idealny sposób na przepędzenie nudy! To strategia, która sprawdza się dla nas wszystkich.
Przeżywanie życia, jakie wytyczył nam Jezus, to jedyna, długoletnia odpowiedź na nasze znużenie. Właściwie nikt, kto autentycznie podąża za Jezusem, nigdy się nie nudzi! Jeśli jesteś znudzony życiem, Jezus chce wziąć cię na rękę i poprowadzić do doświadczeń dużo lepszych niż skakanie na bungee.

- Zdecyduj o nowym sposobie poświęcania czasu i uwagi innym ludziom. To najlepsza szansa przepędzenia nudy!"

____________________
Josh McDowell, Rodzina i Biblia, 2006

wtorek, 8 kwietnia 2008

Życie w obfitości...

Czego szukasz w swoim życiu? Na czym ci naprawdę zależy?
Kim chcesz być i co chcesz osiągnąć?

Marzy mi się spokojne, dostatne życie. Życie bez problemów, bez zmagania się z trudnościami....

Marzy mi się ukończenie studiów, odbycie stażu gdzieś za granicą.
Marzy mi się pierwsza wspaniała praca, najlepiej na kierowniczym stanowisku...

Marzy mi się wspaniała cudowna żona, lub opiekuńczy mąż...
Marzy mi się gromadka roześmianych, szcześliwych, mądrych i zdolnych dzieci...

Marzy mi się przestronny, słoneczny dom, zbudowany na zboczu góry...
Marzy mi się możliwość wyjazdów w inne kraje...

Marzy mi się życie w obfitości!!

I co dalej? Co dalej jak już to wszystko osiągniesz?

Co dalej, gdy już się wykształcisz, gdy będziesz szefem swojej prywatnej, dobrze prosperującej firmy?
Co dalej, gdy stworzysz kochającą się rodzinę i zabezpieczysz jej przyszłość?
Co dalej, gdy objedziesz i poznasz cały świat?

Co dalej?

poniedziałek, 7 kwietnia 2008

Ja przyszedłem po to, aby owce miały życie i miały je w obfitości...

Bóg chce nas obdarzyć życiem, życiem w obfitości...
Zesłanie Syna Bożego na ziemię wiąże się z misją przywrócenia życia światu. Życia, którego zabrakło po grzechu pierworodnym. To po nim weszła na świat śmierć. Ale Bóg pragnął i pragnie zbawić człowieka.
Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. (J 3, 17)
Bóg przekazał Synowi pełnię życia:
Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym. (J 5, 26)
To Jezus jest źródłem życia dla wszystkich stworzeń, w Nim było życie (J 1, 4a).
Jego słowa są duchem i są życiem (J 6, 63), a poznanie Jezusa to posiadanie życia wiecznego - A to jest życie wieczne: aby znali Ciebie, jedynego prawdziwego Boga, oraz Tego, którego posłałeś, Jezusa Chrystusa (J 17, 3).
On sam jest uosobionym życiem - Odpowiedział mu Jezus: Ja jestem drogą i prawdą, i życiem. ( J 14, 6). Jego przyjście na świat oznacza wejście na świat życia - bo życie objawiło się (1 J 1, 2).
On daje swe Ciało i Krew dla życia świata - Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki. Chlebem, który Ja dam, jest moje ciało za życie świata ( J 6, 51), dlatego jest chlebem życia, manną dla pielgrzymów: Albowiem chlebem Bożym jest Ten, który z nieba zstępuje i życie daje światu (J 6, 33); Jam jest chleb życia. Kto do Mnie przychodzi, nie będzie łaknął; a kto we Mnie wierzy, nigdy pragnąć nie będzie (J 6, 35).
Kto spożywa Jego Ciało i Krew, ma życie wieczne (J 6, 54), a kto w Niego wierzy, choćby i umarł żyć będzie, wierzący natomiast nie zazna śmierci na wieki, gdyż On jest zmartwychwstaniem i życiem (J 11, 25n). Jest Pasterzem, którego trzoda nigdy nie zginie (J 10, 28). Jego męka była obumarciem ziarna dla życia świata (J 12, 24).

To Jezus jest jedynym ośrodkiem dającym życie i promieniującym nim na świat. Jest życiem świata, które świat od Niego otrzymuje.

To życie, nowe życie, które Chrystus daje ludziom, jest w swej istocie życiem Bożym. Ma swoje źródło w Ojcu, od którego całkowicie pochodzi, gdyż Ojciec je przekazuje Synowi, wcielonemu Słowu (J 5, 26: Podobnie jak Ojciec ma życie w sobie, tak również dał Synowi: mieć życie w sobie samym).

Mogę otrzymać to życie od Jezusa, za pośrednictwem miłości - Przeszliśmy ze śmierci do życia, bo miłujemy braci. Każdy, kto nie miłuje trwa w śmierci (1 J 3, 14).

Wybór należy do ciebie - wyboru dokonaj już dzisiaj, abyś żył i miał to życie w obfitości...


______________________________________________
E. Szymanek, Wykład Pisma Świętego Nowego Testamentu, 1990

sobota, 5 kwietnia 2008

Podejrzenie Alessandro Pronzato...

"Uważam, że Jezus próbował, wybierając przez przypadek tych dwóch.
Może miał nadzieję, że jak tylko otrzymają pierwszą wiadomość od kobiet, pójdą i będą przekazywać ją dalej, będą podsycać nadzieję innych, dostarczać znaków.
Może dołączył do nich jak zwykły podróżny, nieświadomy niczego, aby usłyszeć wiadomość o zmartwychwstaniu?
Chciał poczuć emocje odbiorcy niespodziewanej wiadomości, która powinna obiegać cały świat.
Są osoby, które dałyby wiele, aby wziąć udział we własnej ceremonii pogrzebowej, słuchać komentarzy jej uczestników. Jezus pragnął raczej usłyszeć opinię dotyczącą swojej ucieczki z grobu.
Niestety, musiał wysłuchać tylko opowiadania o swojej śmierci. I na tym kończyła się ta opowieść. Nie było w niej najmniejszej wzmianki o innej rzeczywistości.
Zawsze jest tak z nami, Panie.
Zbyt szybko zapada zmrok. A Ty musisz pozostawać z nami długo, pozwolić rozpoznawać się nieskończoną ilość razy, jeśli chcesz, żebyśmy przestali głosić tylko Twoją śmierć."

____________________
"Oto Słowo Boże A" 2007

piątek, 4 kwietnia 2008

W tej samej godzinie wybrali się i powrócili do Jerozolimy...

Z tych przegranych, przestraszonych, zalęknionych - zmieniają się w pewnych ludzi i z odwagą wracają do Jerozolimy. Aby oznajmić co im się przydarzyło.

Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi... ile razy w moim życiu ma się ku wieczorowi, jak często przychodzą na mnie czarne chmury, nie widzę nawet jakiegoś światła tam, gdzieś w oddali daleko przed sobą. Proszę wtedy najbliższych o pomoc, szukam wsparcia, pomocy. Chcę mieć kogoś blisko siebie, nie chcę zostać samemu.

Czy serce nie pałało w nas, kiedy rozmawiał z nami w drodze i Pisma nam wyjaśniał?

Wiemy, że On jest. Wiemy, że jest dla nas. Ale czy ja osobiście to wiem, tzn. nie przeczuwał, ale wiem, że jest obok. Czy wiem o tym szczególnie wtedy, gdy wokoło mnie, czy we mnie robi się coraz ciemniej?

On i dzisiaj chce nam wyjaśniać Pisma. Ciągle chce, abyśmy poznawali i rozumieli Jego słowa. Czyni to w każdej Mszy świętej - On mówi do mnie i do ciebie.
Podając nam swoje słowa, swoją naukę, daje nam także samego siebie.
Możemy być obok, tak jak Kleofas i drugi uczeń, możemy być blisko na wyciągniecie ręki, a może się skończyć tylko pałaniem serca.
Tylko w łamaniu chleba mogę Go poznać, co więcej mogę Go wziąć, bo On tego pragnie i tego ode mnie oczekuje.
Ale muszę patrzeć na dwóch uczniów z Emaus - tej samej godziny, wybrali się i poszli do Jerozolimy! Po co? Aby świadczyć!!

Nie mogę czekać ani minuty. Po spotkaniu z Chrystusem, po łamaniu chleba na ołtarzu, mam iść i mówić o Jezusie. Tego nie da sie rozdzielić. Jeśli mówię, że Go tutaj spotykam i mówię że wierzę w Niego, to nie mogę odkładać świadectwa mego życia na później. Wychodząc z kościoła mam do spełnienia jedną misję - mam świadczyć o tym, który umarł, ale później zmartwychwstał.

Bo jeśli nie świadczę, jeśli moje życie nie jest zgodne z Jego słowem, jeśli moja religijność kończy się gdy wychodzę ze świątyni, to znaczy, że Go nie spotkałem, tylko stałem obok, a jedynie moje serce troszkę we mnie szybciej postukało....

Innej opcji nie ma... albo Go spotykam, albo się z Nim mijam...

I to co powinno nas radować - mimo wieczoru, mimo ciemności na zewnątrz, uczniowie od razu podążają do Jerozolimy...
Czyżby to wszystko przestało być dla nich problemem? Czyżby ciemności zostały rozwiane? Skąd raptem mieli siły i odwagę aby pójść spowrotem do Jerozolimy, miejsca strachu i trwogi?

Legenda o królu....

Ostatnio czytałem legendę o królu, który zdecydował ustanowić specjalny dzień szacunku dla swojego największego poddanego. Kiedy nastał ten wielki dzień, było wielkie zgromadzenie na dziedzińcu pałacu. Oto czterech finalistów stało na przedzie i właśnie z tych czterech król miał wybrać zwycięzcę.
Pierwszą osobą był bogaty filantrop. Król powiedział, że ten człowiek był wielce zasłużony za swoje humanitarne starania. On wiele ofiarował ze swego bogactwa biednym.
Drugą osobą był sławny lekarz. Władca powiedział, że ten doktor był wielce zasłużony na odznaczenie ponieważ pracował sumiennie i był oddany służbie chorym przez wiele lat.
Trzecią osobą był znakomity sędzia. Król powiedział, że sędzia był człowiekiem znamienitym i w pełni zasługiwał na wszelkie odznaczenia, ponieważ był znanym ze swej mądrości, z uczciwości i sprawiedliwych wyroków.
Czwartą przedstawioną osobą była kobieta w podeszłym wieku. Każdy był całkowicie zaskoczony widząc ją tutaj, ponieważ jej wygląd był dość skromny, tak jak jej ubranie. Z trudem wypatrywała ona kogokolwiek, kto mógłby obdarzyć ją tytułem największego poddanego w królestwie. Jaką ewentualnie szansę mogła mieć, kiedy porównano ją do wcześniejszych trzech osób? Kto był najznamienitszy? A jednak, było coś w tym spojrzeniu pełnym miłości, w zrozumieniu w jej oczach, jej spokojnej pewności.
Król był zaintrygowany, tak że się nie odezwał. Jej postawa i wygląd stanowił dla niego zagadkę. Zapytał: Kim jesteś? Ktoś mu powiedział: Widziałeś filantropa, lekarza i sędziego? Tak, to ona jest ich nauczycielką!
Kobieta nie miała majątku, żadnej fortuny, żadnego tytułu, ale ofiarowała całkowicie swoje życie by zrodzić wielkich ludzi. Tam nie było niczego więcej poza potężną lub więcej jak Chrystusa ofiarną miłością.
Król na początku nie mógł dostrzec wartości, znakomitości tej pokornej pani. Nie docenił znaczenia nauczyciela.
My często nie doceniamy tego, co jest wokoło nas. Myślę bylibyśmy zdumieni gdybyśmy wiedzieli jak często tracimy sposobność na spotkanie z Chrystusem dokładnie jak Kleofas i jego brat nie poznali, nie docenili ważności tego obcego człowieka spotkanego w drodze do Emaus.
Więc w takim razie na drodze do Emaus nie przegap znaczenia zmartwychwstania: ono przemienia nas, udowadnia nam, czyni nas świadkami.

____________________
http://www.esermons.com/

czwartek, 3 kwietnia 2008

Jezus przybliżył się i szedł... zapytał... wykładał im...

Jezus jako dobry pedagog, niektórzy po lekturze tego fragmentu mówią - Jezus wzorem pedagoga!
Trzy etapy: przybliżył się, poprzez pytanie poznał i zaczął prowadzić (pedagog - prowadzący dziecko, prowadzący za rękę).
Często wszyscy o tym zapominamy, od razu przeskakujemy do ostatniego etapu - nauczamy, nakazujemy, ma być tak nie inaczej. Kusi nas pokusa, że jesteśmy wszystkowiedzący, że mamy lekarstwo na każdą chorobę, że potrafimy na wszystko dać receptę.
A tak trudno nam czasami posłuchać dziecka, dorastającego nastolatka - trudno się do niego zbliżyć aby potowarzyszyć. 
Trudno posłuchać współmałżonka, współpracownika, sąsiada kiedy zaczynają opowiadać swoje życie, swoje kłopoty, trudności...
Trudno posłuchać starszego człowieka, który może po raz kolejny opowiada tę samą historię...
Spójrzmy na Jezusa, najpierw towarzyszy, poprzez pytania chce poznać czym żyją, o czym rozmawiają, co ich interesuje, a dopiero później zaczyna prostować - podaje rękę i zaczyna prowadzić, zaczyna wskazywać drogę.

Niestety braknie tego słuchania, towarzyszenia także w kazaniach, nawet w procesie ich tworzenia.
(może te zapiski w czymś pomogą, a na pewno pomogłyby komentarze w poznaniu i przybliżeniu się do słuchaczy).
Pewien kapłan mówi do rówieśnika - skąd znasz tyle tytułów seriali? Chce wiedzieć czym żyją ci, którzy w niedzielę zajmują ławki w kościele.

On jest obok zawsze, idzie obok, towarzyszy ci każdego dnia. Możesz tego nie czuć, możesz Go nie widzieć, ale On jest tuż obok ciebie. I co więcej - Jego interesuje czym ty żyjesz, co jest dla ciebie ważne, dlaczego się cieszysz, dlaczego płaczesz, dlaczego jesteś szczęśliwy, dlaczego smutny.
On także chce ciebie i mnie prowadzić najdelikatniej jak można - prowadzić za rękę, abyśmy nie upadli, abyśmy trzymając swoją dłoń w Jego dłoni - abyśmy się nie poranili, abyśmy nie wpadli do jakiegoś dołu, aby nie stała się nam jakąś krzywda.
A jeśli jesteś rozczarowany, zaskoczony, coś w życiu nie wyszło - to pamiętaj - nie puszczaj Jego dłoni, ale jeszcze mocniej chwyć, to jedna i jedyna "lina bezpieczeństwa"!!

Pamiętaj prowadzi ciebie najlepszy Pedagog!! Nie tylko prowadzi, ale trzyma mocno za rękę!!

środa, 2 kwietnia 2008

Jezus przybliżył się i szedł z nimi...

Często słyszy się modlitwę - Boże, bądź ze mną! Mam ważne spotkanie, trudną rozmowę. Bądź obok gdy będę pisał klasówkę, 
gdy będę miał rozmowę w sprawie nowej pracy, 
gdy będę musiał rozmówić się z żoną, czy mężem.
W takiej modlitwie wyrażamy brak naszej wiary i ufności w to, że On ciągle jest przy nas, że On ciągle jest obok.

Jestem, który Jestem - jestem aby pomagać, aby kroczyć z tobą, aby kroczyć przed tobą. Aby ściężkę życia czynić dla ciebie bezpieczniejszą, spokojniejszą, abyś mógł iść naprzód.

On jest zawsze obok, na wyciągnięcie naszej ręki. On jest blisko, aby usłyszeć słaby szept, gdy jesteśmy zmęczeni. Czasami i moje oczy mogą być na uwięzi, że nie widzę Go, nie czuję Jego obecności i wtedy wyrywa się modlitwa - Bądź ze mną...

A może warto inaczej:
Dziękuję Ci, Jezu, że ciągle się o mnie troszczysz! Dziękuję Ci, że jesteś ciągle obok, jako cień, którego nie mogę się pozbyć! Pozwól mi dzisiaj jeszcze bardziej Tobie zaufać, pozwól mi doświadczyć Twojej obecności, pozwól abym rzeczywiście poznał, że ciągle mogę mieć w Tobie oparcie.
Niech Twoje ciągłe kroczenie ze mną doda mi sił, w dźwiganiu tego krzyża, który każdego dnia mi ofiarujesz.

III rocznica śmierci Jana Pawła II



Już trzy lata mijają od przejścia do wieczności...
Znowu akademie, filmy, odczyty, itd.
Trzy lata, to powinny być przeczytane przynajmniej trzy pozycje z dziedzictwa, które nam zostawił...
Trzy lata postępowania drogą, którą sam szedł i którą nam wskazywał...

Przecież wygodniej poklaskać, pójść na koncert, rozrzewnić się pod jakimś pomnikiem, zapalić znicz...

A może jednak warto przyjąć na siebie trud przemiany, aby być godnym nazwania się Pokoleniem JPII!!!

wtorek, 1 kwietnia 2008

A myśmy się spodziewali... o nierozumni, jak nieskore są wasze serca do wierzenia....

Gdybyśmy zrobili sondę: KIM DLA CIEBIE JEST BÓG? moglibyśmy usłyszeć tyle odpowiedzi ile osób byśmy zapytali. Każdy z nas ma swoje własne, osobiste wyobrażenie Boga. Aby źle nie zrozumieć, wierzymy w Trójjedynego Boga, który stworzył świat, zesłał swego Syna dla naszego Zbawienia i który przez Ducha Świętego nas uświęca. Ale każdy o Tym samym, jedynym Bogu, może mówić inaczej, z innym nastawieniem, z innymi uczuciami. Ktoś wyakcentuje Boże Miłosierdzie, ktoś inny Bożą Opatrzność, troskę o ubogich, nieodwrócenie się od grzesznika, itd.

Często z tą wizją Boga związane są nasze plany, w które niejako wpisujemy Jego samego. Oto wpuszczamy Go do naszego życia i mówimy: Dobry Boże zmień to, popraw tamto, opiekuj się mną bo mam ważne spotkanie, wyrównaj drogę przede mną... Lub krócej - Oto Boże bądź na moje prośby i spełniaj je wg mego upodobania!

A myśmy się spodziewali...

Dlaczego Dobry Boże nie uchroniłeś mnie od choroby...
dlaczego pozwoliłeś abym stracił pracę...
dlaczego moje dziecko zeszło na złą drogę...
Dlaczego nie wszedłeś w moje plany, w moją wizję mego życia, dlaczego gdy ja idąc za Tobą nie mogę zobaczyć tego, abyś mnie wyzwolił, abyś pokazał swoją moc, siłę, abyś pokazał się Królem i Panem świata w moim życiu...

O nierozumni... czyż Mesjasz nie miał tego cierpieć, aby wejść do chwały?
Urodzony w Betlejem, w szopie, stajni, skazany na poniewierkę i ucieczkę już jako małe Dziecię. Nie rozpoznany przez uczonych w Prawie i faryzeuszów. 
On uciekał gdy chcieli obwołać Go królem po rozmnożeniu chlebów. 
Nie przyszedł, aby królować, ale służyć i w końcu umrzeć na krzyżu.